Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

 

W podziemnym przejściu handluje głupek.

Z roztartym nosem jak majeranek.

Wertykalnie przedstawia swoje dzieła.

Wystawia arlekiny jak z rękawa.

Nostalgia za wódą wyryła mu bruzdy na czole i policzkach.

Czarne jak heban usta, przepalone fajkami, wydmuchują już tylko w dal sadze.

Przechodząc obok niego, wymamrotał coś pod nosem:

— Kup pan książkę.

Spojrzałem.

Uśmiech u stóp drabiny — Henry Miller.

Nowela za uśmiech i pięć fajek.

Do dziś nie mogę jej zapomnieć.

Wyryła mi na czole takie same bruzdy.

Tyle że ja już tyle nie palę.

Nieraz, kiedy czuję fajki, wstrzymuję powietrze i nie oddycham.

Po drodze tyle syfu w powietrzu.

Butadien w aerozolu, brylantyna we włosach.

Boję się, że wybuchnę od zapalonego papierosa.

Eksploduję jak brudna bomba w Central Parku.

Impreza u hermafrodyty. Tam zawsze odchodziły niezłe akcje.

Umówiłem się z kumplem.

Furmanek jeździł bordowym polonezem.

Kurwa, strach było wsiadać — bagażnik pełen dragów.

Ale co tam — imprezą pachnie.

Pojechaliśmy do „Kulturalnego” na parę piwek.

Tam ekipa już czekała.

Z głośników zalatywało Riders on the Storm – The Doors.

Zapaliłem papierosa, czekając na browara.

Dwóch znajomych z roku zaparkowało pod knajpą i wciągali kolejkę „wściekłego”.

Wzięło mnie na kazania:

— Po pijaku to średnia jazda, chłopaki.

— A poza tym, na Karmelickiej macie samochód na chodniku. Pały zholują.

Po pół roku na obronie dowiedziałem się, że pały… to oni.

Niezły film.

A Furmanek częstował ich marychą, nie wiem ile razy.

I ten bagażnik z dragami.

Wiem co mówię — nie raz w nim jechałem.

Siedząc z Dominikiem, oglądaliśmy laski.

Pełno ich tam było — w końcu „Kulturalna” i „Rentgen” to knajpy UJ-tu.

Dwie miejscówki, gdzie można było naprawdę zabalować.

Siedzimy i oglądamy.

W drugiej Sali jakiś performance — laski w białych kitlach mieszają koktajle.

Wymalowane na kobiety-wampy.

Faceci z ogonami, wymachując rękami, oddają się rytmicznym, fallicznym tańcom.

A my tak ukradkiem: raz na zgrabne tyłki studentek, raz na performance.

Rozmawiamy o filozofii kartezjańskiej i dualizmie.

Skąd ten Kartezjusz — sam nie wiem.

Ale jak mawiał Dominik:

— Świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia.

— Wiesz, czemu Konfucjusz jeździł tyłem na osiołku?

— Bo chciał zobaczyć świat od tyłu. I tak w kółko.

Zaczął się temat piękna.

— Stary, wiesz czym jest piękno?

— Znasz istotę piękna?

Zamyśliłem się.

— Piękno… rzecz względna — odpowiedziałem.

— A czy brzydkie może być piękne?

— No wiesz, stary…

— Zrób kolejkę, to ci powiem, jak to jest.

Podczas rozmowy nie zauważyliśmy, że zrobiło się ciasno przy stoliku.

Wzięliśmy jakieś browary.

Po chwili wracamy do rozmowy.

Dominik uśmiechnięty, ciągnie swój wywód.

— Bo widzisz: ona — piękna, zgrabna, rasowa blondyna. A on — niski, cherlawy, syfy na twarzy. I są razem. I się kochają.

Albo odwrotnie: ona niska kulka, a on wysoki, postawny facet.

Wszyscy razem, wszyscy się kochają.

— No tak… w sumie często tak bywa — przytakuję.

— Bo oni zanurzeni byli w tej samej boskiej materii. Dotknęli oboje istoty tego samego piękna.

— Dobrze mówisz, stary.

— Platon był gościem.

Dominik nie zwraca na mnie uwagi, nawija dalej.

— Widzisz, na rynku, przy Adasiu, jest kałuża. Brudna. Ktoś w nią splunie, ktoś zakiepuje fajkę, ohyda.

Każdy ją omija, żeby nawet kaloszy nie zamoczyć.

— Ale… przyświeci słońce.

Odbije się w niej wieża Kościoła Mariackiego.

I ta sama kałuża staje się dziełem sztuki.

Możesz kupić akwarelę i będziesz się nią zachwycał całymi dniami.

— Piękno, piękno i jeszcze raz piękno. Pojęcie względne.

Można by o nim całymi dniami i nocami rozprawiać.

Ciężko by było — gdyby się nie przysiadła Siwa.

Ładna blondynka z kamienicy przy Alejach.

Ojciec jakiś szych, ponoć w policji.

Wiecznie go nie było — więc piliśmy i upalaliśmy się u niej w mieszkaniu.

Raz o mało nie spadłem z dywanu.

Siwa chodziła z Oliwią — przyjeżdżała ze Śląska.

Czarnula, włosy na Kleopatrę.

Rasowe kobiety, obie.

Na roku było ich sporo.

Ja, Dominik, Furman i Piotr — byliśmy trzy razy K.

Z kilkoma jeszcze facetami byliśmy mniejszością.

Rok należał do kobiet.

Była drobna Kaśka — dla odmiany, ojca miała z Indii.

Ładna ciemna karnacja.

Była Magda z Tarnowskich Gór.

Wszystkie łączyło jedno — były ładne i mądre.

Ale nie o tym mowa.

Siedząc z Dominem w knajpie, rozmawiając o filozofii, oglądając panienki, w pewnej chwili postanowiliśmy:

— Wyruszamy.

Na zachód.

Na koncert do Wrocławia.

Prawie wakacje, piękne lato.

Wyruszamy stopem przed siebie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • No typowe, lwy w lewo. Pyton.   - Ada, Monty??? - Rolo, koloryt nomada.
    • Wakacje w maju... uuu wczesne owoce; szybki obiad z mikrofali, wyciąg górski i paczkomat otwierany zdalnie. Co zrobisz z zaoszczędzonym czasem? Przemierzając drogę od przystanku do domu, skracasz ją o cztery kroki, wydeptując trawnik. A może jakaś rocznica? Dwadzieścia pięć lat małżeństwa, od dwudziestu lat spotykają się w co trzeci weekend, wiadomo praca za granicą. Stawiają na towarzystwo współpracowników, jakiś bieg publiczny... w końcu człowiek to istota społeczna.      Zaglądam do późnej brzoskwini, czerwieni się jej serce. Pozwala żebym je z łatwością wydłubała. Oglądam bruzdy jakimi raczy się chwalić, koleiny które jeszcze przed chwilą wypełnione były gęsto. Ten owoc wygląda na odpowiednio przygotowany. Słodkie soki płyną mi kącikami ust, lepią się palce. Uśmiecham się zaskoczona.    Sprzedawca mówi, że kiepsko schodzą. Kosztują osiem złotych za kilogram, ale prawie wszyscy są już przejedzeni brzoskwiniami. Woleli kupić kwaśne, wczesne odmiany, w których miąższ był przyklejony do pestki. Trzeba je było ssać, jak cukierki. Niby takie dojrzałe, ale ani ciepło im nie pomagało, ani owinięcie w gazetę, ani nawet pierwszy głód... w czasie.    Najwidoczniej sztywne reguły rynku wpychają w nawias to, co się guzdrze, z nogi na nogę, z dnia na dzień. To co długo dojrzewa bywa śmieszne i niedocenione. Nie nadążyło, zbyt długo się opalało, leniło na gałązce... czy coś pominęłam? Teraz jest sezon na buraki i kapustę. Trzeba trzeć, szatkować... robić winogronowe fermenty.    A późny owoc? Czy ma szansę na pochwalenie się smakiem? U niego wstęp zaczyna się tam, gdzie u innych jest zakończenie, albo wspomnienie usadzone w niewygodnej pozycji, dźga z lewej strony. Komu dziś potrzebne są odmiany cierpliwe, wymagające i zrównoważone? Takie, które połapały więcej promieni słońca. Dojrzałe w tym co odczuły. Owoce pełne.      Wyliczasz mi argumenty, optujące za szybkością. Z miejsca a, do miejsca b. Czysta woda w basenie, ręczniki złożone w kostkę, wypasione pamiątki... I, że na podium, takie fajne medale dają..., o tu masz w gablotce, czasami je odkurzasz... ale właściwie to dobrze, że czereśnie są w jednym czasie. Stoimy tak już przez chwilę, więc kiedy ci mówię, że we wrześniu kupiłam na straganie słodkie truskawki szklarniowe, mówisz że ty też kupujesz, ale twoje są bez smaku .Czyli znowu nowo-moda? Tym razem z supermarketu.
    • @Alicja_Wysocka @Klip @Konrad Koper Dziękuję za odwiedziny :)
    • @Konrad Koper@Klip Dziękuję bardzo.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...