Na ogrodowym, sosnowym stole przysiadł mały żuczek. Pocieszny był. W normalnych okolicznościach zostałby strącony, a to dlatego, że nie przepadam za owadami. Szczególnie tymi, które zbyt nachalnie próbują wtargnąć w moją strefę osobistą.
Ten jednak był inny. Malutki, niepozorny, z szybko poruszającymi się długimi czułkami, które szukały właściwej drogi.
- Masz oczy? - spytałam żuczka, jednocześnie śmiejąc się sama do siebie. - Zapewne, skąd wogóle ta wątpliwość. Czułki są tylko dodatkiem.
Robaczek zaczął coraz szybciej biegać wzdłuż szczeliny między jedną deską, a drugą. Obserwowałam go przez dobrą chwilę.
- Biedaku, chcesz przejść, a nie wiesz jak? Taka przepaść przed tobą.
Bez większego zastanowienia postanowiłam mu pomóc. Zerwałam jedno źdźbło trawy i delikatnie położyłam wzdłuż "przepaści". Żuczek obmacał czułkami moją pomoc i najzwyczajniej w świecie przeszedł przez nią, ale w poprzek. Przestawiłam więc mostek kawałek dalej. Sytuacja się powtórzyła. Później jeszcze raz i jeszcze raz, jednak uparty owad ani myślał skorzystać z mojej pomocy.
Koniec końców dałam sobie spokój myśląc, że widocznie już na zawsze pozostanie po tej stronie stołu. W tym momencie żuczek rozłożył swoje małe skrzydełka i poszybował nad " przepaścią".
- Jednak nie ma co pomagać komuś na siłę. - pomyślałam.