Mówisz, że to nie ma sensu,
że świat obraca się na drugą stronę,
że rozsypaliśmy horyzont w zdarzenia,
nieokreślone punkty drżące w napięciu.
Tu podłoga jest sufitem, sufit podłogą,
kierunki tracą znaczenie i zapętlają.
Wskazówki zegara zszywają się w mapę pokoju,
który oddycha przez pęknięcia.
Wychodzą z nich nieprzespane noce,
mój cień liże ścianę -
wbite w tynk niepotrzebne słowa.
Myślałem, że zatrzymałem je językiem,
przyklejonym do podniebienia.
Powiedziałaś, że to nie ma sensu,
że świat obrócił się już na drugą stronę,
kierunki straciły znaczenie,
podłoga stała się sufitem, sufit podłogą.
Że rozsypaliśmy horyzont w zdarzenia,
pełzające po mapie pokoju,
który przestał oddychać…
@Migrena
Ojej! Cudny wiersz! Inspirujący, więc wybacz mi. Nie mogłam się powstrzymać:
Może ona nie odeszła.
Tylko rozpłynęła się.
Wróciła do miejsca, z którego przyszła –
do szeptu, który był przed słowem,
do myśli, która nie zdążyła stać się ciałem.
Może nie zeszła z twojego istnienia.
Stała się jego tłem,
powietrzem w twoich płucach,
którego nie zauważasz, dopóki go nie zabraknie.
Niech zostanie.
W odblasku lustra, który nie jest twój.
W kasztanowym kolorze światła.