Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

                               Powadził się raz kałamarz na stoliku z piórem,
                               Kto świeżo napisanej księgi był autorem.
                               Nadszedł ten, co ja pisał, rozśmiał sie z bajarzów.
                               Wieleż takich na świecie piór i kałamarzów.
                               Ignacy Krasicki

 

            Attaché (szybki alfabet)

Un homme sage est celui qui anticipe les problèmes et agit de manière à les éviter (Jean-Paul). Po co to? Mówią, że Europa znowu jak w 19... . Czas ucieka, więc spieszcie się z nowym alfabetem.

 

1. a           ⠁
2. á           ⠡
3. b           ⠃
4. c  (ć)    ⠉
5. ć  (cz)  ⠩
6. d           ⠙
7. ɗ  (dz)  ⠭
8. e           ⠑
9. é           ⠜
10. f          ⠋
11. g         ⠛
12. h         ⠓
13. i          ⠊
14. ı          ⠚
15. k         ⠅
16. l          ⠇
17. m        ⠍
18. n  (ń)  ⠝
19. o         ⠕
20. ó         ⠪
21. p         ⠏
22. r          ⠗
23. ŕ  (rz)  ⠷
24. s  (ś)   ⠎
25. ś  (sz) ⠱
26. t          ⠞
27. u         ⠥
28. ú         ⠬
29. v          ⠧
30. z          ⠵
31. ź  (ż)   ⠮

 

Przedstawiam Państwu transliterację znanej bajki Ignacego Krasickiego i proszę nie oceniać zbyt surowo.

 

               Filozof i hlop

 

Vélki éden filozof, co vśıstko posádal,
Co barɗo véle mıslal, véceı éśće gadal,
Dovéɗál sé o drugim, ktorı na vsi méśkal.
Né oméśkal
I kolege odvéɗéc,
I od négo sé dovéɗéc,
Co umál i skad bıla ta égo nauka;
Znalazl hlopa néuka,
Bo i ćıtac né umál, a véc ksáźek né mál.
Onémál.
A hlop v sméh: «Moé kségi - ŕekl - vśıstké na dvoŕe:
Vol, co oŕe,
Sposobi mné do pracı, ućı cérplivosci,
Pśćola pilnosci,
Kon, ák bıc zrećnım,
Pés, ák vérnım i vɗéćnım,
A sroka, co na plocé ustavićné kŕećı,
Ák lepéı milćıc nizli gadac nic do ŕećı».

 

Być może wiersze Marii Konopnickiej poruszą duszę.

 

Sine lası ve mglah dŕemá,
gasné ásnı ɗén...
Ah. i tobé moá zémó,
Iɗé mrok i cén!

 

Krotka bıla tvoá zoŕa,
Naıpéknéıśa z zoŕ,
Co od moŕa śla do moŕa
Zlotım polem zboź...

 

Krotki bıl tvoı ranek bálı
I roźanı vshod,
Co v tveı slavé gral heınalı
U slonećnıh vrot.

 

Né dobéglo slonko tobé
Do poludná vzvıź,
I zagaslo gɗés na grobé,
V pórunovı kŕıź!

 

Co ciekawe, jeśli dodamy litery ə, í, ç, alfabet ten może być stosowany jednocześnie w języku polskim i rosyjskim.


Bibliographia:

1. Bąk Piotr
Gramatyka języka polskiego.
Warszawa: Wiedza Powszechna, 1997.
2. Franciszek Ksawery Malinowski
Krytyczná gramatyka języka polskiego.
1970.

3. Bruno Jaśeński

Mańifest w sprawie ortografji fonetycznej.

Krakuw, Drukarnia Związkowa w Krakowie, 1921.

4. Jan Hus
Orthographia Bohemica: Ortografie Česká.
Vienna, 1857.

5. Pravidlá písania a používania Braillovho písma v Slovenskej 
republike.
Levoči, 2021.
6. Josef Smýkal

Pohled do dějin slepeckého písma.

Brno, 1994.

7. Ignacy Krasicki

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


8. Bajki Ezopa.
Warszawa: Nowe Wydawnictwo, 1932.

9. Mariia Konopnicka
Poezje.
Warszawa, Czytelnik, 1964.

10. John R. Searle
Speech Acts. An Essay in the Philosophy of Language.
Cambridge University Press: Cambridge, 1969.

11. Antonio Iturbe
La bibliotecaria de Auschwitz.
Madrid, Planeta, 2012.

Edytowane przez Jan Sonet (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Jan Sonet  po kiemu to? 

 

Pisownia języka języka staropolski bardzo się różnił od współczesnego.

Język jest żywy-ewaluuje. 

Tak jak np Miłosz pisał "swemi" W dwudziestoleciu międzywojennym( ok 1936 roku)

nastąpiła  znowu zmiana- ujednolicenie końcówek ym" i "-ymi" zamiast "-em" i "-emi",

to obowiązuje do dziś

Opublikowano

@Annna2 @Annna2 Zasadniczo nie ingeruję w gramatykę.

Ale klasyczne pisarstwo w XXI wieku wydaje się ewidentnie archaiczne, skostniałe, martwe. Dlatego smutno czytać książki „Summa technologiae” i „Cyberida” Stanisława Lemy.

Dziękuję Pani Anno za komentarz.

  • Jan Sonet zmienił(a) tytuł na Attaché (szybki alfabet)
Opublikowano

@Jan Sonet mogę się nie zgodzić z Panem? Oczywiście rozumiem- z gustami się nie dyskutuje.

"Cyberiada" Lema- nie jest archaiczna i martwa.

Odwieczne pytania o Absolut czyż nie?

Mówi też o czasie- może przyjdzie ten lepszy?

Założyć uniwersytet coś w rodzaju Antoine'a- a w nim seminaria w myśl Bouvarda , Sądu Ostatecznego
czy moralności według Kanta.

Opublikowano

Oczywiście, możesz się ze mną nie zgadzać, droga Pani Anno.

Ale pytanie jest inne. Czy możemy się porozumieć?

Nie mówię o gramatyce ani filozofii (treści), ale o praktycznym alfabecie we współczesnej cyberprzestrzeni.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Pewnego razu żył pewien drwal.   Miał dom i ogród, na którym rosły różne krzewy, kwiaty oraz warzywa. W zagrodzie były rózne sprzęty, którymi posługiwał się na codzień, starannie wykonując nimi meble, donice, wycinając deski pod dach chroniący go przed deszczem. Codziennie chodził do lasu pozyskując nowy materiał dla potrzeb wytwarzania kolejnych dóbr.   Tak mijał czas, a drwal i jego życie obfitowało.   Pewnego razu na jego posesję padło ziarno by po kilku dniach zakiełkować. Roślina niepostrzeżenie rosła, tworząc łodygę i puszczając liście.   W końcu została dostrzeżona przez właściciela, lecz nie wiedział on jaki jej gatunek.   Czas wciąż płynął, a roślina przybierała coraz to większych rozmiarów. Ze względu na to, że drwal miał wiele obowiązków i nie przywiązywał dużej wagi do wznoszącej się wśród innych - zieleniny - za każdym razem, kiedy odwiedział owe miejsce był bardzo zdziwiony tempem w jakim rosła.   Codziennie słońce rzucało promienie na usytuowane w kącie posesji drzewo, deszcz je podlewał, a noc przynosiła mu wytchnienie.   Było to silne drzewo - wichry i burze nie zrobiły mu krzywdy. Z każdym dniem w drwalu rosła ciekawość - co to za drzewo i czy w zależności od tego wyda jakieś owoce.   Mijały lata - ukazał się pień, wyrosły gałęzie, w cieniu drzewa można było zaznać ochłody. W końcu, jesienią pojawiły się i owoce - małe zielone kulki, jabłoń.   Dojrzały, a drwal z przyjemnością je zerwał i spożył, zadziwiony ich niezwykłą słodyczą.   Czynił tak co roku, rozkoszując się coraz to obfitszymi plonami. W końcu drzewo stało się na tyle duże, że pośród jego gałęzi ptaki uczyniły sobie gniazda, a w jego pniu wydrążyła sobie norkę wiewórka. Życie wokół drzewa obfitowało.   Drwal chętnie zbierał owoce, lecz brakowało mu motwyacji i czasu, by zbierać je wszystkie, dlatego zaprosił do pracy swoje dzieci i znajomych, darując im prawo by również je spożywały.   Gdy drzewo osiągnęło wielkich rozmiarów, zimą opadały z niego usychające gałęzie, którymi drwal palił w piecu w pokoju swojego domu grzejąc swoje ciało oraz oraz swoich najbliższych.   Przyszły jednak lata, kiedy deszcz padał coraz rzadziej i rzadziej. Plony były coraz mniej obfite, a nie podlewane przez nikogoo drzewo w końcu nie dało owoców. Zapuszczało jednak skromnie liście, gdy drwal zastanawiał się co z nim zrobić.   W końcu, po dłuższym namyśle, stwierdził ostatecznie, że drzewo należy ściąć. Decyzję tę podjął dużym trudem - bowiem jego pień był bardzo szeroki i silny, a samo drzewo na tyle wysokie, że ze strachem rozważał, gdzie upaść powinna jego korona, by nie uszkodzić znajdujących się w pobliżu: domu oraz sprzętów, a także ogrodzenia.   Nadszedł sądny dzień.   Drwal, po przyjemnej, kojącej nocy, wypoczęty i w pełni sił, wstał z łózka, spożył obfite śniadanie i z siekierą w ręce dumnie ruszył w kąt ogrodzenia.   Stając przed drzewem przyjrzał się jego pniowi, skrupulatnie oczami szukając miejsca, w które wbić ostrze. Dostrzegając odpowiednie miejsce, zatarł ręce, chwycił narzędzie i podszedł bliżej by zadać pierwszy cios. Aby wziąć zamach odchylił daleko ramiona, biorąc swoim siermiężnym nosem głęboki oddech.   Uderzył raz. Uderzył drugi raz. Uparcie uderzał z całych sił, bez tchu, bez żadnych wątpliwości, będąc zdeterminowanym by drzewo obalić. Błyskawiczna przerwa, szybka szklanka wody, zagrycha - uderza dalej, znów bez tchu i bez namysłu - drzewo musi zostać ścięte.   Walcząc aż do póżnego popołudnia, w końcu został tylko fragment pnia, który pozwalał na jego złamanie. "Teraz wystarczy wziąć linę, zarzucić poniżej korony i lekko pociągnąć, łatwa sprawa" - pomyślał. Szybko pobiegł do stodoły po sznur. Wrócił spokojnym i dostojnym krokiem, po czym rzucił grubą nicią, wydając przy tym odgłos wysiłku.   Lekko już zmęczony podszedł pod drugi koniec liny i zaczął ciągnąć. Pień, lekko już uschnięty łamał sie pod naporem niewielkiej siły. Odlatująca kora i fragmenty drewna wydawały pękający dźwięk. W końcu pękły ostatnie wrzeciona, odsłaniając wieloroczne słoje jabłoni, po czym drzewo ze świstem i hukiem, trzaskiem pękających gałęzi zostało obalone.   Zadowolony drwal tyłem odszedł kilka kroków aby spojrzeć na swoje drzewo. Nie było to dla niego nic szczególnego. Kątem oka jednak zwrócił uwagę na nadlatujące z zachodu chmury, a jego dłoń musnął powiew chłodnego, jesiennego wiatru. Był to okres zbiorów.   Jego twarz, z zadowolenia przemieniła się - nieco spoważniała i posmutniała. Po chwili, z nieba spadły krople deszczu, a drwal stojąc w bezruchu i spoglądając na wystający z ziemi, ściety pień gorzko zapłakał...
    • I namokłe dyby mamy bydełkom Ani
    • Ule dam, a sad, dom okrutny syn Turkom odda sam, Adelu
    • @tie-break To świetny wiersz: mądry, dojrzały, pisany z wielkim wyczuciem formy i znaczeń. Łączy intymność z uniwersalnym doświadczeniem odchodzenia od słów, które miały dawać schron.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...