Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Brevkbevt

Brevkbevt

Zdeptany ogród opanowały chwasty, to na nic jest

Jednak odór z wspaniałym zapachem przeplata się 

I znów sen ten, powtarza się, choć w kolorze to stres mnie gnie

Stres ten jest gdy powieki wznoszę, gdy szarość kąsa 

 

Wiecznie mnie nozdrza informują o jej obecności 

Przesadzisz to tracisz przecież, choćby wspólny grunt 

Podejście na szybko typu wyrwiesz coś i w sumie git 

Kończy się kolcem, który w samotności rani, długie dni 

 

Jej usta gorące parzyły, zaniemówiłem na lata 

Wtem wkrótce spoglądam, Heban kwitnie. To znak

To symbol milczenia, jakbym jej nie znał od kilku lat

Czerń hebanu, rzekł mi z kraju, szeptem "nie chce tak"

 

Całowała jak wiosna, żegnała jak chłodny listopad 

Mało dała nam wojna, odebrała wspomnień milion lat 

Działała jak słońca promień tworząc cień mnie 

Lecz cień ten to jedyny element, który wciąż dzierżę

 

Chaber pachniał jak nadzieja zawsze, bardzo ładnie 

Kwitła łżąc choć mimo to śmiech przypominał bławatkę

Nabrałem się skarbie, nabrałem się zawszę. Masz mnie 

Patrzę wstecz, motywuje mnie chęć w pamięci mieć Cię 

 

A jednak boli to, choć wolę to niż non stop być z Tobą bo

Zamieszkał heban wewnątrz niej, owinął serce ponoć 

A te ślepia to piękny odcień. Chaber przypomina wręcz 

Jak mam znaleźć w tym sens gdy wiem, że jej mina kupi mnie

 

Lub rezerwie mnie na części pierwsze pewnie 

Wiem że będę jak ten saper, nie dam przecież się 

Rozkwitała w kłamstwach, z jej imienia ulepiłem żal

Głośniejsza od darcia parła hebanowy niebyt tych fal

 

Czerń to prawda, błękit złuda. Heban spławił, że się uda

Kłębią w nas tak błędne cuda, podtrzymując, że to fakt

Każda łza to nawóz i bynajmniej chaber nie upodobał go 

Plącząc kłączy parę, girlandą sprawnie ozdobiłem dom

Brevkbevt

Brevkbevt

Zdeptany ogród opanowały chwasty, to na nic jest

Jednak odór z wspaniałym zapachem przeplata się 

I znów sen ten, powtarza się, choć w kolorze to stres mnie gnie

Stres ten jest gdy powieki wznoszę, gdy szarość kąsa 

 

Wiecznie mnie nozdrza informują o jej obecności 

Przesadzisz to tracisz przecież, choćby wspólny grunt 

Podejście na szybko typu wyrwiesz coś i w sumie git 

Kończy się kolcem, który w samotności rani, długie dni 

 

Jej usta gorące parzyły, zaniemówiłem na lata 

Wtem wkrótce spoglądam, Heban kwitnie. To znak

To symbol milczenia, jakbym jej nie znał od kilku lat

Czerń hebanu, rzekł mi z kraju, szeptem "nie chce tak"

 

Całowała jak wiosna, żegnała jak chłodny listopad 

Mało dała nam wojna, odebrała wspomnień milion lat 

Działała jak słońca promień tworząc cień mnie 

Lecz cień ten to jedyny element, który wciąż dzierżę

 

Chaber pachniał jak nadzieja zawsze, bardzo ładnie 

Kwitła łżąc choć mimo to śmiech przypominał bławatkę

Nabrałem się skarbie, nabrałem się zawszę. Masz mnie 

Patrzę wstecz, motywuje mnie chęć w pamięci mieć Cię 

 

A jednak boli to, choć wolę to niż non stop być z Tobą bo

Zamieszkał heban wewnątrz niej, owinął serce ponoć 

A te ślepia to piękny odcień. Haber przypomina wręcz 

Jak mam znaleźć w tym sens gdy wiem, że jej mina kupi mnie

 

Lub rezerwie mnie na części pierwsze pewnie 

Wiem że będę jak ten saper, nie dam przecież się 

Rozkwitała w kłamstwach, z jej imienia ulepiłem żal

Głośniejsza od darcia parła hebanowy niebyt tych fal

 

Czerń to prawda, błękit złuda. Heban spławił, że się uda

Kłębią w nas tak błędne cuda, podtrzymując, że to fakt

Każda łza to nawóz i bynajmniej Haber upodobał go 

Plącząc kłączy parę, girlandą sprawnie ozdobiłem dom



×
×
  • Dodaj nową pozycję...