Dwoje kochanków pędzi do źródła
gdzie woda żywa przeczyste lustra
kiedyś przysięgę tutaj składali
wśród tataraków bez obaw brali.
Pyszna natura szumi w oddali
wiosna płomiennie pąki migdali
a nad łąkami słychać koronnie
ptaszek świergoli swe pieśni płonnie.
I choć od dawna się spotykają
słowne zaklęcia sobie wyznają
wkrada się w ciszę eko oiom’u
nieznośny szelest kombinezonów.
W bieli ich ciała ze sobą zwarły
i przez przyłbice miłością żarły
a cienkie z gumy cud rękawiczki
nie czuły piersi ani pieprzniczki.
I tak zaraza się przyczyniła
nie zdradza męża słodka dziewczyna
a i kochanek mimo ochoty
nie zdradza żony czując zew cnoty.
Słońce ich muska miłość ich grzeje
bliskość pobudza grzeszne nadzieje
parzą ich krocza tętni im szyja
jakże okrutnie chora ta chwila.
Bo duch natury niewinnie sprawił
bez penetracji dopięli sprawy
i choć niebiosa nierade były
w szczodrości swojej ich rozgrzeszyły.