Wiszące słońce głosi swój wyrok płomieniem
zielone pęki liści, dławią się suszą
obracając chlorofil w hebanowe warstwy
szczeźnięte fale wiatru, trawią resztki prochem
Płynny asfalt połyka opony i felgi
dobierając się smołą do śrub karoserii
Wrzaski uwięzionych w metalu objęciach
czujących przy skórze, poszept morza magmy
Tabuny denatów na rozżarzonym bruku
których krew paruje przez otwarte ślepia
twarze ogołocone, chełbiące się kośćmi
niczym tysiące zwłok w paryskich katakumbach
Już tylko szkielety, oczekują strawienia
grzęznąc w pulsującym jeziorze padliny
a ja zanurzony w tym ścierwie po kostki
oczodołami szukam choć skrawka ciemności