Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Obóz


Rekomendowane odpowiedzi

Rok 1943 maj

Deszcz spływa prosto na moją twarz, słomę z mojego łóżka raz po raz podrywa hulający wiosenny wiatr. Jak na maj jest tu bardzo zimno wolę sobie nie wyobrażać jak tu się żyje w grudniu czy styczniu, choć po cichu liczę, że wcześniej uwolnią nas powstańcze oddziały okupowanej Warszawy lub wojska aliantów, nadzieję straciłem razem z moim bratem Kamykiem , teraz została mi już tylko wiara, że coś się jeszcze zmieni, nazywam to „cichym liczeniem” . Dzisiaj jest bardzo dobra noc na pisanie księżyc świeci jasno przez dziurę nad moją głową, niestety nie ma nic za darmo przez nią także leje się woda, przynajmniej nie muszę spać na niższych poziomach obozowej pryczy tam dopiero jest okropnie, błoto, stęchłe powietrze no i ciemno tak, że nie widać własnej ręki a co dopiero kartki papieru. Ale myślę, że powinienem spisywać wszystko po kolei ponieważ po cichu liczę że jednak z stąd wyjdę, że zobaczę jak wygląda las który widzę przez kraty nie poprzecinany drutem, no i muszę odprawić porządny pogrzeb mojemu Kamilowi w miejscu o którym tylko my wiemy i było to tylko nasz prywatny teren . To i ten notes, który wyciągnąłem nieżywemu człowiekowi z kieszeni przy przenoszeniu zwłok trzyma mnie jeszcze jako tako przy życiu, może to mało, ale naokoło otaczają mnie ludzie, którzy z dnia na dzień coraz bardziej gasną dosłownie jak płomień świecy przy wzmagającym się wietrze z tym, że ich nie odpalisz ponownie po prostu zasypiają w nocy i już się nie budzą lub upadają podczas pracy czy apelu i już nie wstają. . Jest to także skutek głodu czy różnych chorób panoszących się po obozie Birkenau ale wierze po cichu, że jeśli ma się dla czego żyć można przetrwać wszystko oprócz kuli w łeb czy gazu, u mnie najgorzej było po tym jak zabrali Kamyka wtedy chciałem iść na druty czyli skoczyć na płot otaczający cały obóz jak płotek domku mojej babci pod Warszawą z tym że ten jest z pięć razy wyższy i właśnie każde dotknięcie powoduje zgon poprzedzony naprawdę ochydnym„przedstawieniem’. Właściwie to nie skoczyłem tylko dlatego że dwóch esesmanów w dniu mojego przyjazdu wrzuciło dla zabawy starego człowieka na te właśnie druty. To było okropne. Obraz człowieka palącego się i trzepiącego się jak ryba wyciągnięta na brzeg przemówił mi do rozsądku i to powstrzymało mnie to od ostatniego skoku, a może jestem tylko tchórzem? Na chwilę przestaje padać by znowu zacząć ale z dwa razy większą siłą niż dotychczas. Ale przez tą krótką chwile przytłumione jak dotąd jęki czy płacz odrywa mnie od pisania. Tutaj naprawdę nigdy nie jest cicho nawet w nocy gdy wprowadzają nas do baraku i zamykają drzwi ludzie zaczynają ciche rozmowy które stopniowo zostają zastąpione przez spazmatyczny płacz , okrzyki bólu czy rozpaczy albo nawet głośną modlitwę. Pamiętam , że na naszej pryczy gdy jeszcze byłem z Kamilem spał kiedyś ksiądz. On właśnie często urządzał dla chętnych nocne „msze” i mówił swoim cichym ale dźwięcznym głosem że Bóg nas z tąd zabierze że nie pozwoli nam tu tak umrzeć. Wtedy trzymałem za rękę mojego brata i trochę nawet w to wierzyłem. Najpierw duchowny padł ze zmęczenia potem zabrali mi brata , skoro Bóg istnieje czemu na to pozwolił? Nie wiem i wydaję mi się, że nasz ksiądz gdy upadał w mokry rów z łopatą w dłoni też nie wiedział czemu zamiast umrzeć jako stary proboszcz na jakieś parafii zdycha w tym zapomnianym przez ludzi i Boga miejscu bez kolratki na szyji i ostatniego namaszczenia. Jestem tylko ciekawy jak nasz niebieski pan oceni potem takiego Hessa czy Hitlera skoro sam na to wszystko patrzy sam na to pozwala, pewnie da im rozgrzeszenie i będą mogli wylegiwać się na tych rajskich polanach razem z ludźmi których zabili . O ile one w ogóle istnieją.. Skoro już o tym mowa ciekawe czy mój brat już jest w niebie? Chodziłem z nim zawsze co niedziele do kościoła, gdy trzeba było pościć pościliśmy, tylko wzrok czasem uciekał do jakieś ładnej koleżanki i narzekaliśmy na zapach kadzidła które leniwie unosiło się pod sufit i wisiało nad naszymi głowami, a gdy się spojrzało na witraż to smugi światła walczyły z dymem, tak to nazywaliśmy choć było to zwykłe rozproszenie światła białego które wchodzi w dym. To były czasy wszystko było takie proste i takie miłe. Teraz muszę już kończyć widzę przez moją dziurę , że jest trochę jaśniej a ja jutro muszę wrócić do tego piekła i jakoś to wszystko wytrzymać
II

Kolejna noc w baraku tym razem deszcz już nie pada, choć niebo jest mocno zachmurzone i staram się pisać bardzo wyraźnie ale to przekłada się na to że jedno słowo pisze chyba z dwie minuty czasu obozowego który zawsze wlecze się tak jak ostatnia lekcja matematyki w sobotni wieczór. Przez cały dzisiejszy dzień wynosiłem martwych ludzi z naszego i innych baraków kładłem na wozach które konie wiozły w stronę dymiących kominów krematoria. Przez pierwsze dni wymiotowałem i miałem koszmary nocne od tej pracy ale teraz nie mam już czym rzygać i postanowiłem że będę tych ludzi traktował jak kukły które muszę zanieść na wóz. Ci ludzie opuszczają płot Birkenau w postaci dymu choć jak mówią inni więźniowie ich prochy zostają tu na zawsze gdyż wykorzystywane są do osuszania bardzo podmokłego terytorium wokół obozu. Wole w to nawet nie wierzyć wole nie myśleć, że mój brat którym się opiekowałem i który opiekował się mną został w jakimś jeziorze czy bagnie. Mam nadzieje, że jego dusza uleciała razem z innymi duszami a nie została w tym piekle. To by było okropne. Dlatego staram się w to nie wierzyć ale gdy tu przyjechałem tymi bydlęcymi wagonami prosto z Warszawy nie wierzyłem że pali się tu zwłoki. Ale gdy tylko wysypałem się wraz z innymi ludźmi z „pociągu” poczułem uderzający nie tylko w nos ale w całe ciało smród. Niektórzy nie wiedzieli co to za zapach ja i Kamil dowiedziałem się od razu gdyż kiedyś już czuliśmy taki fetor. Było to w starych dobrych czasach na starym dobrym mieście. Razem z innymi ludźmi pomagaliśmy gasić bibliotekę pana Kroupa w której mama zawsze kupowała nam podręczniki do szkoły, ludzie naokoło krzyczeli że w środku został jeszcze jeden człowiek i on właśnie wyskoczył przez okno jak wielka płonąca pochodnia która umie krzyczeć. Wtedy poczuliśmy jak śmierdzi człowiek gdy zacznie się palić. Mój brat na rampie kolejowej w obozie , gdy ludzie pytali co to za okropny zapach powiedział mi tylko cichutko tak jak zawsze gdy miał mi do przekazania jakąś nie miłą wiadomość –Pamiętasz?
Owszem pamiętałem i miałem ochotę posikać się ze strachu.
Wracając do naszego przyjazdu do obozu pewnie chcielibyście się dowiedzieć jak tu trafiłem nie uwierzycie że zgubiła nas sportowa pasja i cukiernia , zresztą sam też bym w to nie uwierzył ale zaraz wszystko dokładnie opiszę Było piątkowe typowe warszawskie popołudnie i razem z Kamykiem i innymi chłopcami cieszyłem się z wygranego przez naszą drużynę ‘Orły Warszawy” meczu 5:2 z drużyną chłopców ze Starego Miasta, podnieceni zwycięstwem w miłym nastroju zaczeliśmy rozchodzić się do swoich domów i czekających nas tam spraw. Gdy plac na którym zawsze rozgrywaliśmy mecze powoli opustoszał mój brat wpadł na pomysł by uczcić zwycięstwo w cukierni, nigdy bym nie pomyślał , że ostatni raz słyszę i widzę Warszawę roku 1943. Zjedliśmy po pączku i zastanawialiśmy się nad rurkami z kremem gdy do cukierni wszedł oficer gestapo w tym swoim czarnym płaszczu, który budził strach i niewysłowioną odrazę wśród wszystkich mieszkańców stolicy. Donośnym głosem powiedział nam , że ta cukiernia jest bazą konspiratorów i wszyscy jej pracownicy klienci zostaną odwiezieni w trybie natychmiastowym do więzienia gdzie zostaną osądzeni. Poczym zaprowadzono nas do suki i razem z czterema pracownikami i właścicielem cukierni, która na nasze nieszczęście była budynkiem AK i ja i Kamyk doskonale o tym wiedzieliśmy gdyż też byliśmy w organizacji Polski Walczącej noszącej miano Szare szeregi . O naszej działalności napiszę przy innej sposobności gdyż teraz chciałbym skończyć naszą drogę do Birkenau. Po przesłuchaniu na Pawiaku właściciela cukierni skazano na śmierć nas i czterech pracowników natomiast umieszczono w celach poczym gdy nas przesłuchano i stwierdzono że jesteśmy zwykłymi płotkami wydano na nas wyrok który brzmiał Wyjazd do Obozu koncentracyjnego. Auschwitz. Gdy w następny piątek staliśmy razem z innymi więźniami czkając na pociąg który dla wielu z nas jest i będzie ostatnim pociągiem w życiu widziałem naszych rodziców którzy zapłakani stali po drugiej stronie trzymając się za ręce ojciec coś chciał nam krzyknąć ale oddziały ss przegoniły wszystkich ludzi którzy żegnali swoich bliskich lub patrzeli na ludzi którzy w niedalekiej przeszłości staną się tylko kupką popiołu.. I tak w dzień śmierci Jezusa Chrystusa wyjechaliśmy po swoją śmierć w bydlęcych wagonach i tak jak Jezusowi wielu ludzi chciało podać nam wodę czy jedzenie ale nie pozwolili na to niemieccy legioniści.
Muszę kończyć ledwo już widzę na oczy które też strasznie mnie już bolą od pisania w tych ciemnościach. Nie chciał bym też oślepnąć przez to ze pisze w nocy równało by się to komorze gazowej.
. III
Nie pisałem przez parę dni gdyż byłem zbyt zmęczony i zbyt przestraszony by w ogóle mówić a co dopiero pisać. Przedwczoraj powieszono dwunastu ludzi którzy po pracy w polu chcieli uciec , byli to nowi więźniowie więc mieli na to jeszcze w ogóle siły. Po złapaniu natychmiast urządzono apel na którym wszystkich uciekinierów bito a następnie powieszono. Do ostatniej chwili myślałem że tak jak w westernach które namiętnie czytałem ktoś uratuje skazańców od tej strasznej śmierci, niestety nie przybył im na pomoc bohater na białym ogierze wszystkich ich zamordowano na naszych oczach na moich oczach !. Wczoraj zrobiono nalot na nasz barak gdyż dowiedziano się , że mamy nielegalny prowiant, na szczęście były to jakieś kłamstwa ponieważ te pięćset osób z mojego baraku razem ze mną gryzło by już piach lub stali byśmy teraz pod ścianą śmierci. Oficer SS który wszedł do naszego „mieszkania” z chustką przy twarzy i z miną wyrażającą że coś tu okropnie śmierdzi przeszukał z niemiecką dokładnością dokładnie cały barak i znalazł mój notesik. Dobrze że nie umiał czytać po polsku a na przednich kartkach jest dużo więcej bazgrołów niż tekstu gdyż też pewnie wylądował bym w komorze. Spytał się tylko skąd to mam a ja gdy odpowiedziałem strasznie się jąkając że znalazłem co było zgodne z prawdą zaśmiał się tylko pobłażliwie powiedział że mnie zapamięta i wsadził mi w rękę długopis , dzięki któremu lepiej mi się teraz pisze ale z drugiej strony nie wiem czy używać tego prezentu od wroga, gdy bym miał siły wsadził bym mu go w oczy. Ale teraz piszę szybko i nie bolą mnie tak ręce jak od mojego ołówka który w razie czego zamiast długopisu mogę użyć jako narzędzie do wydłubywania oczu. Wiecie co jestem zwykłym tchórzem nawet jak bym miał pistolet czy granat nie użył bym go przeciw oficerowi SS od którego kaprysu zależy czy da mi długopis czy zastrzeli jak psa na miejscu lub zabije mnie w tysiąc innych sposobów które znamy w Auschwitz.
Paru ludzi z naszego baraku po incydencie z moim notesem jest ciekawych co jak tak po nocach wpisuje. Założę się że przynajmniej jedna z nich przygląda mi się teraz i z chęcią poleciała by z rana do naszego Kapo żeby opowiedzieć mu o tym jak to niejaki więzień Marcin Kostrzycki nr 1410 wypisuje w swoim tajnym dzienniku plany szturmu na siedzibę Hansa Franka czyli Wawel. Pewnie dostał by za to coś więcej do jedzenia niż chleb który ma w środku trociny z drzewa czy dżem ze zgniłych buraków . Na razie pewnie powstrzymuje go to że tak naprawdę nie wie co ja tam pisze a nie chciał by żeby nasz Kapo zobaczył że to tylko są jakieś listy miłosne czy inne bzdury. Najbardziej obawiam się Jana Pisarczyka recydywisty który prosto z więzienia na Mokotowie trafił do obozu. Siedzi tu chyba od początku powstania tego miejsca i strasznie interesowało go dzisiaj na „wieczornych pogaduszkach” co ja właściwie piszę i po co to robię gdy odpowiedziałem że to nie jest jego interes powiedział mi że prędzej czy później i tak się dowie i żeby lepiej nie mieć przy nim żadnych tajemnic ponieważ skończę na haku z przekręconymi do tyłu rękami, taki już miły jest ten nasz Jan. Oczywiście muszę teraz zachować wszelkie środki ostrożności którym pierwszy będzie przeniesienie się jutro na najniższe posłanie naszego „łóżka” ponieważ tutaj wszyscy widzą co robię. Lepiej pisać w całkowitych ciemnościach niż bać się jeszcze na dodatek jakiś kapusiów, Boże jak mi brakuje Kamyka. Teraz zamierzam dokładnie schować notes i długopis, a jutro zamierzam napisać wam o Warszawie i o moim bratu Kamilu. Chciałem to zrobić dzisiaj ale czuje się naprawdę okropnie, cały jestem w bliznach w nogach mam mnóstwo drzazg które powbijały mi się ponieważ chodzę w nie heblowanych chodakach czyli specjalności obozu , zamierzam je teraz powyciągać gdyż nie wytrzymię jutro całego dnia pracy ponieważ czuje się jak bym chodził na ostrzach noży no i to wszystko zaczyna ropieć



Jest to narazie tylko część utworu.Wszystkich z góry przepraszam za błędy ortograficzne ale walcze z dysleksją

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czasy wojny to tutaj cos nowego, ale mam powazne watpliwosci. Rozumiem, ze Cie to kreci, zwroc jednak uwage, ze probujesz opowiesci realistycznej o rzeczach, o ktorych masz slabe pojecie, bo ich nie przezyles. Bez jakiejs ucieczki narracyjnej, punktu widzenia, nie masz, moim zdaniem szansy, byc wiarygodny. Choice is Yours.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...