To się przecież nie dzieje
nie dzieje się naprawdę
mam taką cichą nadzieję
nadzieję mam na prawdę
wcieram słońce w me oczy
ono się żarzy i parzy
zdjęcie utulam umieram
umieram po tysiąc razy.
Patrzę się w portret czule
Twe piersi palą gorące
mówisz do mnie i mówisz
a śmiech Twój płynie bez końca
głowa mi pęka od wspomnień
krew zastyga mi w żyłach
to pamięć wraca do głowy
ulotna odtwarza się chwila
I trze mój palec bezwiednie
kształty na Twoim odbiciu
a kciuk roluje roluje
papier na moim życiu
w proch już starłem Twe piersi
uśmiech ramiona i minki
nie ma już Twojej buzi
nie ma już mojej blondynki.
I ciągle trę fotografię
i ciągle nie mam Cię dosyć
na ziemię ścinki się sypią
jak skała roztarta na proszek
miotają mną puste wspomnienia
w głowie pojawia się zamęt
rwą się ulotne chwile
w rękach zamykam testament.
I widzę przede mną czuły
jasny marcowy poranek
zdjęcie to popiół na stole
już nie mam Cię w ręce kochanie
wiatr rozwiał proch po stepie
obraz zwykłego żywota
twarz się za mgłą spowiła ...
zastygła chwila ulotna.