Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

     Długo zastanawiałem się jak zacząć ten mój tekst... Naprawdę długo… Ale czasem natłok myśli i kilka wzajemnie wykluczających się koncepcji nie pozwalają znaleźć odpowiednich słów... Więc zamiast wstępu...  Mało jest na świecie utworów muzycznych, które tak głęboko zapadły mi w pamięć jak ten trochę już dziś zapomniany wielki ponadczasowy słowacki przebój ,,Chlap z kríža” w wykonaniu słowackiej piosenkarki węgierskiego pochodzenia Szidi Tobias…

 

Od chwili, gdy przed kilkunastoma laty będąc na progu dorosłości po raz pierwszy w życiu usłyszałem ten poruszający utwór, urzeczony nim, przez następne tygodnie, miesiące i lata często do niego wracałem, by ponownie się nim zachwycić… A ilekroć jako młody człowiek przerażony ogromem zła rozprzestrzeniającego się na świecie potrzebowałem dać odpór negatywnym emocjom, zawsze odsłuchując go w skupieniu uspokajałem się wewnętrznie i rozbudzałem w swoim sercu choćby nikłą motywację do walki z licznymi problemami dni codziennych…

 

Jest on tak tajemniczy i poruszający...  Gdy przed kilkunastoma laty poszerzając moją wiedzę z zakresu słowacystyki natrafiłem na niego w Internecie i odsłuchałem go kilka razy, muszę przyznać, że szczerze się nim zachwyciłem i nawet uroniłem skrycie łzę… Ten tajemniczy utwór muzyczny ma w sobie wielką moc... To bardzo wyrazista, smutna piosenka z głębokim przesłaniem...

 

Jako młodemu pełnemu ideałów człowiekowi szczególnie spodobał mi się fragment:

 

,,Tu už neplatí nič len prachy sú zbraň.

Hej, tak vezmi svoj bič a vyčisti chrám”.

 

,,Tutaj już nie liczy się nic, jedyną bronią są pieniądze.

Hej, weź więc swój bicz i oczyść świątynię”.

 

Jednak utwór ten wymyka się łatwej klasyfikacji i zaszufladkowaniu… Wbrew pozorom nie jest on bowiem klasyfikowany do gatunku współczesnej muzyki religijnej tylko do gatunku współczesnego rocka… Niektórym może wydać się on także kontrowersyjny… Już sam jego tytuł ,,Chlap z kríža” (Facet z krzyża) wielu może wydawać się oburzający... Jednak po tym pozornie błahym wstępie słowa kolejnych zwrotek uderzają już w bardzo wysokie tony, dotykając tak ważnych dla ludzkości tematów jak utrata chrześcijańskich wartości, pozorny triumf zła, pytanie o obecność Boga w naszym życiu codziennym i w tym przepełnionym złem świecie, utrata Nadziei, rozprzestrzenianie się w świecie korupcji i brzydoty… Mocną wymowę kolejnych wersów potęguje dodatkowo piękny, surowy, metaliczny głos wokalistki wykonującej utwór… Zdaniem wielu po dziś dzień jest to jeden z najmocniejszych utworów na słowackiej scenie muzycznej...

 

Z biegiem kolejnych lat rozwijając moje zainteresowania słowacystyką z czasem zacząłem natrafiać w Internecie na kolejne słowackie utwory muzyczne dotykające swą tematyką męki i śmierci Chrystusa na krzyżu...  

 

Włącznie z powyżej wspomnianym były to szczególnie trzy utwory wykonywane przez trzy wokalistki o wyjątkowo pięknych głosach:

 

Szidi Tobias - Chlap z kríža

 

Jana Zibalová - Tvoj Kríž

 

CampFest 2015 - Môj hriech Tvoj Kríž

 

Trzy wspaniałe słowackie wokalistki o trzech wyjątkowo pięknych głosach... Trzy wielkie przeboje słowackiej muzyki współczesnej dotykające tematu męki i śmierci Chrystusa na krzyżu … Trzy różne spojrzenia na to samo najważniejsze w dziejach ludzkości wydarzenie wyrażone poprzez język muzyki...

 

Każdy z tych trzech utworów muzycznych jest absolutnie przepiękny i na swój sposób szczególnie wyjątkowy… Ileż serca i wysiłku włożyła każda z wokalistek w ich wykonanie...

 

Dziś w tym szczególnym okresie Wielkiego Tygodnia, wszystkich którzy przeczytali ten mój niniejszy wpis gorąco proszę także o odsłuchanie tych trzech wybitnych utworów współczesnej muzyki słowackiej... Choć co prawda pierwszy z nich nie należy do gatunku współczesnej muzyki religijnej tylko do gatunku współczesnego rocka, to jednak każdy z nich jest absolutnie wyjątkowy i każdy z nich zasługuje na to by szczerze się nim zachwycić...

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  • 4 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Informatyk mnie przeklnie. Dzisiaj rano budziłam go telefonem dwa razy, bo on śpi  do 12-tej w południe (no ja wiem - długo siedzi, to potem dłużej śpi)  To niech wycisza tel. Prawda?  Więc jak odebrał, to ja mu mówię - to mój komputer umiera, a ty śpisz? Przyjechał, zrobił, ale ja wiem? Na jak długo? 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Ty to byś pewnie nauczył nawet pieska mówić ludzkim głosem :) A ja lubię pisać. Albo nie wiem, może to moja klawiatura lubi moje paluszki?  Chyba zaraziłam się od komputera, bo głupio gadam :p
    • @Maciek.J Dziękuję, że przeczytałeś. Mnie by się nie chciało. Miłego wieczoru.
    • Zegarek na piekarniku wybił szesnastą. Słońce jeszcze nie zdążyło wstać, a cztery cyferki wisiały zawieszone pośrodku niczego, głosząc w eter jedyne w co mogły wierzyć, w istotę swojego istnienia - w to, że jest właśnie godzina szesnasta. Przeszedłem po cichu korytarz, stawiając ostrożnie ciężkie, zimowe buty, zaczynając na pięcie, a na palcach kończąc, przekręciłem ostrożnie zamek i wydostałem się na klatkę schodową.  Czerwone diody tym razem pokierowały mnie ku włącznikowi światła z małą ikonką Schrödingera - z żarówką albo może dzwoneczkiem, co okazać mi się mogło dopiero po naciśnięciu przycisku. Oczywiście zaryzykowałem, a włącznik zamiast budzić nad ranem sąsiadów rutynowo włączył światło. Okropne to wszystko. Nie chciałbym, żeby o tym teraz wiedziała, ale mogę o niej myśleć jedynie jak o substytucie namiętności prawdziwej, takiej namiętności po której nie boli mnie głowa, takiej po której nie muszę brać prysznica, a najlepiej takiej po której mógłbym już umierać. Jeżeli sen to półśmierć, a samotność to ćwierćśmierć, to miłość musi być jej trzema czwartymi. Odwróciłem się do drzwi, zmazałem rękawem wypisane kredą "M + B" i w lepszym nastroju zbiegłem po schodach. To była moja pamiątka na pożegnanie - "K" jak Kalipso, na przestrogę dla wszystkich chłopców szukających w tym życiu uciechy. Choć to jedynie kropla w morzu, na którym dryfują te wszystkie Ogyggie, zdolne pomieścić każdego poszkodowanego przez los, biednego studenta czy starego wdowca, jedne z miliona drzwi hydry, gotowej do połknięcia każdego żeglarza błądzącego między Kazimierzem a Grzegórzkami, Krowodrzą a Łobzowem, między swoją ostatnią miłością z liceum a snem wiekuistym. Czy ja byłem w jakikolwiek sposób lepszy od tej niezaspokojonej męskiej masy? I tak i nie. Zawahałem się jeszcze przez chwilę, po czym otworzyłem drzwi na ulicę. Poranek był paskudny (chociaż zazwyczaj takie poprzedzają najpiękniejsze dni), wiatr podrywał brudną, szarą mgłę ciskając mi ją jakimś sposobem prosto w twarz, nieważne w którą stronę bym nie poszedł. Czułem jak powoli woda przesiąka moje włosy, które coraz to cięższe zaczęły przylegać mi do twarzy. We wrześniu mógłbym uznać taki Kraków za czarowny, lecz teraz, w październiku, już absolutnie mi to zbrzydło. Jesień potrafi być urocza, niby najlepsza kochanka, a najlepsza kochanka to taka, po której aż miło wracać do żony, i ja także zachciałem już wracać do lata. Pierwsze kroki wbiły mnie w marynarkę. Z głową schowaną w kołnierzu, niby żółw, zaplanowałem przeciąć na wskroś stare miasto, o tej godzinie nadnaturalnie puste, kiedy już ci najgorzej bawiący się wrócili dawno do domów, a najszczęśliwsi skończyli na afterparty z Morfeuszem. Na ulicach pozostali tylko ludzie tak samo jak ja ambiwalentni. Dziwne w tym uczucie solidarności. Tak zawieszeni gdzieś pomiędzy nocą a dniem nakładamy dla siebie prawdziwe śniadanie mistrzów - wyrzuty sumienia. Z jednej strony mogłem pozostać wczoraj w Itace, spędzić wieczór na rozwiązywaniu starych kolokwiów lub przy lepszej czy gorszej książce, zrobić sobie ładną kolację albo posprzątać pokój. Z drugiej, jeżeli już się w to wpakowałem, mogłem pozostać u niej do rana, dać się jej złapać za gębę kochanka, a może poopowiadać jej o "wolnych duchach" i "potrzebie rozłąki", powołując się przy tym na jakiegoś romantycznego poetę, po czym wyjść na pierwszy tramwaj do domu. Może i unikam aktualnie odpowiedzialności, ale zbrodnia już została dokonana, pytanie czy ona będzie jeszcze chciała do mnie wydzwaniać. Mógłbym ją zablokować - oczywiście, ale ona w żadnym stopniu na to nie zasłużyła, wolę zostawić katowski topór w jej dłoni, bowiem nie wierzę w istnienie zbrodni bez kary. Jeżeli nie zostanę ukarany, nie będę zbrodniarzem, zostanę po prostu “dupkiem”, albo “chujem”, co byłoby zdecydowanie gorsze. Zbrodniarzy się resocjalizuje, ale chujem pozostaje się do końca życia.    Spacer zawsze uważałem za rodzaj modlitwy, za sposób na wprowadzenie siebie w ten sam trans, który inni osiągają powtarzaniem zdrowasiek albo buczeniem w pozycjach jogi, w trans wybijany po kolei na betonie, prawa, lewa, prawa, lewa, prawa, lewa, cały świat zamyka się w tych dwóch słowach, wszystko i wszyscy są ode mnie oddzieleni tylko pewną ilością lewych i prawych, ja jestem wszechświatem doświadczającym samego siebie, więc kroczę, i muszę kroczyć, lewa, prawa, lewa, prawa, pamiętam czasy lepsze, czasy zauroczeń, nowych doznań, czasy, kiedy ludzie sami wyciągali do mnie dłonie, ale to nie ma znaczenia, pomiędzy miłością a rozstaniem jest tylko x lewych i prawych. Uciekłem, skończyły się czasy Feaków, gościnności, zabawy, igrzysk, odpłynąłem na ostatnim statku, na tramwaju zwanym dorastaniem, z jednorazowym biletem i nosem spłaszczonym na szybie. Im dalej patrzyłem, tym bardziej mi się wydawało, że stoję, ale teraz, patrząc pod nogi, muszę uważać, aby nie stracić gruntu pod nogami, i cały czas próbuję za nim nadążyć, lewa, prawa, lewa, prawa, lewa, prawa. Kompletnie przemoczone włosy odgarnąłem z twarzy, wracając przez sekundę do klnięcia na krakowską pogodę, na brak kaptura, a przede wszystkim, na tę całą sytuację, na młode dziewczyny, na pożądanie, na bary na Kazimierzu, na szybki seks, oraz oczywiście - na samego siebie. Na mojej drodze krzyżowej mijałem kolejne stacje, pamiątki minionych wieczorów - bary, pasaże, uliczki, teraz wszystkie martwe, na tyle wiernie oddające obecny stan mojego ducha, że potrzebowałem chwili aby uświadomić sobie, że już za jakiś czas one z powrotem będą tętnić życiem, wypełnią się paczkami studentów, lanym piwem, dymem papierosów, głosami mniej i bardziej zrozumiałymi, rozmowami o wszystkim i o niczym, flirtami i odrzuceniem, słowem - życiem.  Złowieszcze to memento mori. Nic nie płynie, tylko ja przemijam, konsekwentnie kończąc i zaczynając następne ulice, a krakowskie bary będą trwać wiecznie, nigdy nie skończy się zabawa, choć dla mnie zabawy już nie ma, nigdy nie przestanie grać muzyka, chociaż ja już nie mogę jej słuchać. Kolejne bicia perkusji przechodząc mi przez tors nadały mojemu sercu tempo, którego wiem że nie będzie ono w stanie utrzymać. Kolejne wspomnienia zaczęły po kolei wypływać na wierzch, przykrywając sobą teraźniejszość, którą zamalowano jak na starych obrazach, aby na jej miejsce postawić coś o wiele piękniejszego.
    • za czerwonym słońcem łowiliśmy ryby czas mrugał jednym okiem na wyspie łotrów zawieszonych głowami w dół dzieliliśmy łuski jakby tego nie było przeszliśmy dalej nie mogąc znaleźć haczyka
    • @Tectosmith ze zdumieniem czytam ten twój elaborat, który świadczy o jednym : nienawidzisz chrześcijan, uważasz religię za największe zło . Ania napisała ci, że trzech papieży przeprosiło za inkwizycję.Przeciez zawsze w każdej historii jest rozdział z czarnymi kartami.Ale to nie jest dowód na to, że kościół to tylko zło.Na pewno kościół ma więcej w swojej historii białych kart. Tylko wam niewierzącym trudno w to uwierzyć.Ale to jest wasz problem i wasze zmartwienie. A teraz popatrz w głąb własnego sumienia czy jesteś od zawsze w porządku i nie masz sobie nic do zarzucenia ?,Bo brakuje ci tolerancji i szacunku do osób wierzących. A sama kwestia wiary też jest dylematem.Bo osobiście nie podejrzewam , że są ludzie którzy w nic nie wierzą. Każdy ma swojego Boga albo tego prawdziwego albo wymyślonego. Wybór jest zawsze zgodny z sumieniem.A czy jest czyste czy skalane nienawiścią do innych to już temat na inną polemikę. PS. Spotkanie z Jezusem to nie jest zwykle spotkanie bo ma inny wymiar.Ale i tak tego nie zrozumiesz bo trzeba najpierw uwierzyć....    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...