Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Corleone 11

Corleone 11

   W końcu, targana sprzecznymi emocjami - i oczywiście myślami - zdecydowałam się doń zatelefonować. Jak jednak okazało się, potrzebowałam włożyć w urzeczywistnienie tej decyzji wiele wysiłku. W pierwszej chwili zdało mi się nawet, że telefon parzy mi dłoń. Ale gdy utrzymałam go, wrażenie zanikło w jednej chwili. Wybrałam numer Jerzego z listy kontaktów, zapisany pod wizytówką "Mój Jerzy" i nacisnęłam ikonkę "Połącz". Odebrał po pierwszym sygnale. 

   - Cześć, Aga - aparat zabrzmiał jego głosem, pełnym spokoju i ciepła. Gdziekolwiek się znajdował, najwyraźniej nie był sam - słyszałam w tle przytłumiony gwar nakładających się na siebie rozmów innych osób. - U ciebie, mam nadzieję, wszystko w porządku. 

   - Hmm... - myśli zawahały moją odpowiedzią. - Cześć, Jerzy. Możesz rozmawiać swobodnie? - odparłam pytaniem, chociaż pierwszym impulsem było powiedzieć mu, że w porządku, tak - ale niezupełnie. 

   - Nie bardzo - odrzekł. - Wiesz, jestem w tej chwili na dworcu kolejowym. Stąd ten gwar, który na pewno słyszysz. O, i komunikat stacyjny.

   - Słyszę - potwierdziłam. Po czym zapytałam: 

   - Zaraz, Jerzy. Jakim dworcu? 

   - No kolejowym, przecież powiedziałem - w tonie jego głosu dał się słyszeć uśmiech. 

   - Zaraz - powtórzyłam. - Ale przecież ty mieszkasz w Holandii. 

   - Tak, zgadza się. Ale tutaj też są dworce i jeżdżą pociągi - radość nadal pobrzmiewała w jego słowach. 

   - Czyli jesteś w Holandii i dokądś jedziesz - taką treść uznałam za oczywistą. - A dokąd? 

   - Jedno sprostowanie - wyczułam kolejny uśmiech. - Nie jestem w Holandii. 

   Poczułam, że myśli łączące się w jeden logiczny ciąg sprawiają, że zaczyna robić mi się słabo. 

   Spróbowałam zachować spokój i włożyć go do odpowiedzi jak najwięcej. Okazało się to, wbrew pozorom, nie tak łatwe. 

   - Tylko mi nie mów - zaczęłam wypowiadać domyśliwane - że jesteś w Polsce. Mało tego: że jedziesz do mnie. 

   - Chciałem ci zrobić niespodziankę - uśmiechnął się po raz kolejny. 

   Chociaż zarówno serce, jak i umysł podpowiadały mi, że powinnam się cieszyć i być wdzięczna za starania, płynące przecież z troski o mnie, troski, której istnienie właśnie pojęłam - to dawne lęki znów mocno dały znać o sobie. Z trudem zapanowałam nad nimi. Odetchnęłam z ulgą ciesząc się, że mi się udało.

   - Ale Jerzy, powinieneś mnie uprzedzić - zaprotestowałam. Chyba wyczuł w moim głosie tak wahanie, jak i radość ze zbliżającego się spotkania. 

   - Wtedy nie byłoby niespodzianki - odparł. 

   Kolejny uśmiech przeważył szalę. Poczułam, jak obawy we mnie ustępują przestrzeń spokojowi i szczęściu.

   - Ale - postanowiłam, że drocząc się z nim chwilę, ugruntuję w sobie doznawane uczucia. - Czy jednak nie sądzisz, że powinieneś mnie uprzedzić? Że powinnam wiedzieć?

   Znów się uśmiechnął i znów ten uśmiech dał się wyczuć w wypowiadanych przezeń słowach.

   - Powinienem - przyznał. - Ale odpowiedz sobie na pytanie: czy wtedy byłabyś mniej zaskoczona?

   - Och, ty mój Jerzy - pomyślałam. - Jak ty to robisz, że tak często masz rację?

   - Nie byłabym - przyznałam, uśmiechając się i wyobrażając sobie, że podbiegam doń, obejmuję i przytulam. Po czym zapytałam: 

   - Czujesz, że się uśmiecham?

   - Czuję - odpowiedział.

   Moje niepokoje, pomimo odczuwanej radości, znów dały znać o sobie. Milczałam chwilę, rozdrażniona sobą. 

   - To o której się widzimy? - spytałam, opanowawszy je. - I gdzie? 

   - Na dworcu w twoim mieście - odparł. - Według rozkładu pociąg powinien przyjechać tuż po piętnastej. Dokładnie siedem minut po. 

   - Czyli mam trochę ponad cztery godziny - stwierdziłam. - Dobrze, Jerzy. Będę tam i wtedy. Uważaj na siebie... proszę - dodałam alubiane słowo; nie lubię o nic prosić. - Pa i do zobaczenia. 

   - Pa i do zobaczenia - odrzekł i dodał: Zaraz wsiadam, pociąg właśnie wjeżdża na peron.

   - Ach, ty mój Jerzy! - pomyślałam, nagle znowu zła na niego. - Jednak trochę ci natrę uszu... 

 

   Voorhout, 2. Marca 2025 

   

 

Corleone 11

Corleone 11

   W końcu, targana sprzecznymi emocjami - i oczywiście myślami - zdecydowałam się doń zatelefonować. Jak jednak okazało się, potrzebowałam włożyć w urzeczywistnienie tej decyzji wiele wysiłku. W pierwszej chwili zdało mi się nawet, że telefon parzy mi dłoń. Ale gdy utrzymałam go, wrażenie zanikło w jednej chwili. Wybrałam numer Jerzego z listy kontaktów, zapisany pod wizytówką "Mój Jerzy" i nacisnęłam ikonkę "Połącz". Odebrał po pierwszym sygnale. 

   - Cześć, Aga - aparat zabrzmiał jego głosem, pełnym spokoju i ciepła. Gdziekolwiek się znajdował, najwyraźniej nie był sam - słyszałam w tle przytłumiony gwar nakładających się na siebie rozmów innych osób. - U ciebie, mam nadzieję, wszystko w porządku. 

   - Hmm... - myśli zawahały moją odpowiedzią. - Cześć, Jerzy. Możesz rozmawiać swobodnie? - odparłam pytaniem, chociaż pierwszym impulsem było powiedzieć mu, że w porządku, tak - ale niezupełnie. 

   - Nie bardzo - odrzekł. - Wiesz, jestem w tej chwili na dworcu kolejowym. Stąd ten gwar, który na pewno słyszysz. O, i komunikat stacyjny.

   - Słyszę - potwierdziłam. Po czym zapytałam: 

   - Zaraz, Jerzy. Jakim dworcu? 

   - No kolejowym, przecież powiedziałem - w tonie jego głosu dał się słyszeć uśmiech. 

   - Zaraz - powtórzyłam. - Ale przecież ty mieszkasz w Holandii. 

   - Tak, zgadza się. Ale tutaj też są dworce i jeżdżą pociągi - radość nadal pobrzmiewała w jego słowach. 

   - Czyli jesteś w Holandii i dokądś jedziesz - taką treść  uznałam za oczywistą. - A dokąd? 

   - Jedno sprostowanie - wyczułam kolejny uśmiech. - Nie jestem w Holandii. 

   Poczułam, że myśli łączące się w jeden logiczny ciąg sprawiają, że zaczyna robić mi się słabo. 

   Spróbowałam zachować spokój i włożyć go do odpowiedzi jak najwięcej. Okazało się to, wbrew pozorom, nie tak łatwe. 

   - Tylko mi nie mów - zaczęłam wypowiadać domyśliwane - że jesteś w Polsce. Mało tego: że jedziesz do mnie. 

   - Chciałem ci zrobić niespodziankę - uśmiechnął się po raz kolejny. 

   Chociaż zarówno serce, jak i umysł podpowiadały mi, że powinnam się cieszyć i być wdzięczna za starania, płynące przecież z troski o mnie, troski, której istnienie właśnie pojęłam - to dawne lęki znów mocno dały znać o sobie. Z trudem zapanowałam nad nimi. Odetchnęłam z ulgą ciesząc się, że mi się udało.

   - Ale Jerzy, powinieneś mnie uprzedzić - zaprotestowałam. Chyba wyczuł w moim głosie tak wahanie, jak i radość ze zbliżającego się spotkania. 

   - Wtedy nie byłoby niespodzianki - odparł. 

   Kolejny uśmiech przeważył szalę. Poczułam, jak obawy we mnie ustępują przestrzeń spokojowi i szczęściu.

   - Ale - postanowiłam, że drocząc się z nim chwilę, ugruntuję w sobie doznawane uczucia. - Czy jednak nie sądzisz, że powinieneś mnie uprzedzić? Że powinnam wiedzieć?

   Znów się uśmiechnął i znów ten uśmiech dał się wyczuć w wypowiadanych przezeń słowach.

   - Powinienem - przyznał. - Ale odpowiedz sobie na pytanie: czy wtedy byłabyś mniej zaskoczona?

   - Och, ty mój Jerzy - pomyślałam. - Jak ty to robisz, że tak często masz rację?

   - Nie byłabym - przyznałam, uśmiechając się i wyobrażając sobie, że podbiegam doń, obejmuję i przytulam. Po czym zapytałam: 

   - Czujesz, że się uśmiecham?

   - Czuję - odpowiedział.

   Moje niepokoje, pomimo odczuwanej radości, znów dały znać o sobie. Milczałam chwilę, rozdrażniona sobą. 

   - To o której się widzimy? - spytałam, opanowawszy je. - I gdzie? 

   - Na dworcu w twoim mieście - odparł. - Według rozkładu pociąg powinien przyjechać tuż po piętnastej. Dokładnie siedem minut po. 

   - Czyli mam trochę ponad cztery godziny - stwierdziłam. - Dobrze, Jerzy. Będę tam i wtedy. Uważaj na siebie... proszę - dodałam alubiane słowo; nie lubię o nic prosić. - Pa i do zobaczenia. 

   - Pa i do zobaczenia - odrzekł i dodał: Zaraz wsiadam, pociąg właśnie wjeżdża na peron.

   - Ach, ty mój Jerzy! - pomyślałam, nagle znowu zła na niego. - Jednak trochę ci natrę uszu... 

 

   Voorhout, 2. Marca 2025 

   

 



×
×
  • Dodaj nową pozycję...