Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

 

__________________________________________________________________

/Proza poetyczna/

________________________________________________________________

Na początku przedstawię Krzysztofa, zresztą zmarłego;
Świętej pamięci arcymistrza, który w latach młodzieńczych 
był moim przyjacielem po fachu.

 

Razem w wieżowcu, 'na północy' w Częstochowie,
badaliśmy wiedzę z zapożyczonych materiałów
na sześćdziesięciu czterech polach, na desce

 

Poznawaliśmy w ten sposób odkryty kosmos
I do dziś pozostaje mapownictwem obu kolorów
Na czerwonej wstążce czas zegara, zanim nie opadnie
Wciąż partią życia trwa do zero zero, emocji walką

 

Były, jeszcze Przemek jest brakującym ogniwem
W zatartej historii, o którym dzisiaj Wam napiszę!

 

Też w wieżowcu mieszkał, na warunkach ojczyma;
pod groźbami noża — walczył rurą od odkurzacza,
Matka była dumna: jej syn, wtedy z kurzem 'Patoli'


Choć został wygnany, znalazł miejsce pod dachem
Ja pamiętam, no cóż — jak w domowym ognisku,
opowiadał mi o Wiedniu przy otwartym balkonie,
z worka foliowego słowami poprzez swój wydech

 

Mięsień dobrze jeszcze pracował w tej atmosferze;
Nie byłoby mowy o kontynuacji bez światła 
przed jutrzejszym turniejem na 'polibudzie',
powiedział, że wygra go, dzięki wiedzy smerfów.

 

Z samego rana, moja mama! Zrobiła śniadanie; 
życzyła nam sukcesu na drogę, wzięliśmy je ze sobą
i parę groszy, z tak zwanego kieszonkowego.
Trzeba było skorzystać, skoro nadarzyła się okazja.

 

Byliśmy w 'Sezamie' - takim sklepie częstochowskim
(nie wiem, czy nadal istnieje? Schyłek lat dziewięćdziesiątych)
Ja na dziale spożywczym — kupiłem kilka jagodzianek.
On na przemysłowym —  kupił paczkę worków foliowych,
szukając też wspomagacza, wybierał zapachy z nakrętek.

 

I ostatecznie przypadł mu do gustu jeden, który wziął;
kilkadziesiąt wdechów i wydechów. Przemek już gotowy

 

Jesteśmy teraz na miejscu, czyli na Politechnice;
w korytarzu panuje atmosfera wśród szachistów,
z niecierpliwością czekających na gwiazdy ze Wschodu

 

Limuzyną przyjechały: Alexiej Aleksandrow oraz druga — 
niestety nie mogę sobie przypomnieć jej imienia,
jak pamięcią sięgam, mnóstwo ludzi cykało im flesze.
Bo to przecież legendy

 

Jako pierwsze widziały wodopój połączony szczynami z kegi, 
przed każdą rozgrywką opróżniając stopniowo zawartość
aż do zera, jednak gaz w płucach nie usypiał ich czujności.

 

Podczas trwających partii, głowy podparte łokciem w zgięciu,
wydawały się pijane, choć czekały na kolejny 'click' zegara.
Przy samym stężeniu dłonie w alkoholu będąc wciąż trzeźwe

 

Rozpuszczalnika nie odróżniając. Przemka ruchy po desce,
smerfną metodą skali światowej wyjdą dzisiaj do historii
tak prawdziwie ze wspomnień i trzeba będzie ją zakończyć.

 

(...)
Przemek nie wygrał,
ale jako pierwszy Częstochowianin pokonał gracza z Elity;
targając jego włosy dłońmi  — na lewo i na prawo.
Ostatecznie został zdyskwalifikowany przez swoje zachowanie.

A parę tygodni później, babcia mnie poinformowała,
że jej wnuczek odpalił rakietę samozapłonem na ławce

____________________________________

Wybaczcie, ale coś mi się odkleiło w ostatni piątek, 
po lokalnym turnieju w Tilburgu  — zresztą wygraną;
była butelka 'Leffe', którą otworzyłem zapiski z dłoni.

 

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 


 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Rafaelu, mało brakowało, by moje się tak potoczyło, na szczęście dzisiaj wiem, jak należy obchodzić się z zupą, o której rzekomo się mówi: 'nie wchodź za głęboko, bo stracisz płyciznę'.

Przemek miał dwadzieścia parę lat: udokumentowane licznymi, szachowymi sukcesami podczas życia.

 

Dziękuję i pozdrawiam cię

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Bardzo cię przepraszam, że wiersz wywołał tyle emocji i ekspresji, jednak w mojej głowie naturalnym bodźcem, jakim jest empatia. Skoro ryczysz, wywołuje ją reakcja.

Reakcja, która mówi, że serce czuje.

 

Dziękuję i pozdrawiam cię serdecznie

Bardzo ci dziękuję za słowa pod treścią, owszem, szczyptę soli dorzuciłem do chleba.

Pozdrawiam cię serdecznie

@Łukasz Jasiński Dziękuję. Pozdrowienia zostawiam

@akowalczykDziękuję. Pozdrawiam cię!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Tego nie słychać kiedy serce pęka. Zimne ukłucie, jakby w środku coś się zerwało. Nie widać nic, lecz oczy ciemnieją. Ciężki oddech. Głos słabnie. Czas i powietrze staje. Co ty robisz. Noc. I tylko cień zaczyna mówić w twoim imieniu. Jak mogłeś! Bracie. No jak? A ty, dlaczego mu na to pozwalasz - Dlaczego?
    • Sąsiedzkie smaki tianguis między blokami rodzinny piknik grają w Dobble ona wierci ognistym ciałem madrytczykom za trzy lata umrze jej matka na pogrzebie wpatrzę się w jej przyschniętą twarz resztkami melona na Kijowskiej ulicy czy mam współczuć wiedząc jak żyła ojciec trząsł się kładąc wieniec na kratę jest mi przykro że cierpisz powiem tak każdemu szpikulcowi bo to broń przeciwko sobie a ksiądz niech się lepiej już zamknie nie ma ładnych pogrzebów.
    • oglądam nieśmiałe  dawne marzenia  które nie ujrzały światła dziennego    gdyby… tak czasami myślę    jaka byś była  w bliskim spotkaniu    tam wtedy  czarowałaś  byłaś niezachodzącym  słońcem  a ja  ja chmurami na niebie    bawiłaś się  moim cieniem    6.2025 andrew 
    • w niej masz drogi mleczne pokłosiem wydeptane - tu historia z korzeni w niepewność wyrasta. w niej masz ścieżki dopiero co w rosie skąpane - nie minie nawet chwila, a czas je zawłaszcza.   jest tak wyjałowiona (krucha, ślepa, głucha) monokulturą pragnień i błędów tętniących, pusta leży w bezruchu, milczy i nie słucha cichych szeptań i krzyków w koronach szumiących.   choć tak bardzo zmęczona, zasnąć nie potrafi, wciąż zakochana w niebie, z gwiazd wzroku nie spuści, będzie mu czule śpiewać przyziemne piosenki - może ją pokocha, tym marzenie jej ziści.   podszyta marzeniami bladoróżowymi, jedwabnymi nićmi i słodkim wiciokrzewem, użyźni swe zmysły, rozsieje uczuciami, odurzy zapachami i wilgotnym ciepłem.  
    • (Ojcu)   Wiesz, stoję tutaj. W tej trawie wysokiej. W słońcu. W tym rozkwieceniu bujnym i tęsknym.   W tej melancholii rozległej jak czas. W tym ogromie cichym sen głęboki otwiera powieki. I śnię tym snem potrójnym zamknięty. Tą duszną godziną upalnego lata.   Chwieją się wiotkie gałęzie. Łodygi. Źdźbła łaskoczące łydki.   I wszystko to szumi, gęstnieje. Oddycha niebem rozległym. Kobaltowym odcieniem przeciętym smugą po odrzutowcu i z białą gdzieniegdzie chmurą, obłokiem skłębionym …   W powietrzu kreślę tajemne symbole, znaki. Lgnę ustami do kory drzewa. Całuję. Namiętnie. Jak usta kochanki niewidzialne, drzewne. Liściastą boginię miłości.   Wnikam w te rowki słodkawe i lepkie od soku, czując na końcu języka tężejące grudki.   Układam zdania zapadnięte do środka, zamknięte a jednocześnie przeogromnie rozległe jak wszechświat. Jak unicestwienie. Zaciskam powieki. Otwieram… Mrugam w jakimś porywie pamięci.   Widzę idącego ojca, poprzez odczuwanie w nim tej powolności elegijnej (taką jaką się odczuwa we śnie)   Idzie powoli w wysokiej trawie. W łanach rozkołysanego morza z dłońmi złączonymi mocno i pewnie.   I rozłącza je nagle w mozaice szeptów, rozsuwając w tym złotym rozkłoszeniu zbożność i wiatr. I znowu w słońcu, i w cieniu. Za tym dębem, za kasztanem.   Za samotną w polu topolą. Chwieją i smukłą. jak palec na ustach Boga.   Idzie powoli, odchodząc. I pojawia się na chwilę, by zniknąć znowu za jakimś krzewem, co mu zachodzi znienacka drogę.   I znowu, ale w coraz większym oddaleniu. Za kępą pachnącą, za tym drżącym ukołysaniem maleńkich kwiatków, które mu spadają na głowę białym deszczem. Za jaśminem, który tak kochał za życia.   Twarz przesłaniam dłonią, szczypiące oczy, bowiem uderza mnie oślepiający promień słońca. Znienacka.   Otrząsa się w prześwicie z szeleszczących liści w powiewie. Lecz po chwili robi się duszno i cicho. Jakoś tak tkliwie. Ojciec zniknął, zapadł się. Rozpłynął, gdzieś w rozkojarzeniu sennej melancholii.   Na piaszczystej ścieżce pociętej cieniami gałęzi. A jednak był tu kiedyś i żył jeszcze. I żyje...   Jestem jedynym świadkiem tej manifestacji. Tego przemknięcia niematerialnego zrywu zakamuflowanego przed światem.   I mimo że jestem bez miejsca i przeznaczenia, notuję każdy błahy kształt. Każdy nawet zarys, który jest w czyimś zamyśle jedynie nic nieznaczącym szkicem.   W chmurze spopielałej. W nadciągającym snopie deszczu.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-06-24)    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...