Zmierzamy w kierunku, którego nie ma.
Palimy - pochodnią w pustym piecu.
Wypuszczamy ku niebu gołębie - strzelając sobie nawzajem w żebra.
Myślę.
Myślenie to staruszka pokrzywiona artretyzmem.
Albo pielgrzym - co roku posuwający się o jedno ziarnko bliżej NIE-PRAWDY.
Zadanie nie jest trudne, gdyż mędrzec ten pielgrzymuje po plaży.
Połknęłam kapsułkę do prania.
Włókna nieczystego sumienia - nadal niedoprane, jednak nie narzekam na jakąkokwiek niestrawność.
Przy windzie chłopiec z pluszowym rekinem.
Rozpoznaję: mój syn.
Oddałam go do sierocińca, gdy doszłam do wniosku, że będzie musiał dźwigać moje problemy.
Zostanie mistrzem wagi piórkowej.
Jestem matką samotną, ale i honorową: nigdy nie prosiłam o alimenty, raz tylko mi się rzekło:
Synu, jeśli będziesz czegokolwiek potrzebował od tego bezdusznego kobieciarza, który cię spłodził, to zwracaj się do niego: 'Ojcze nasz ...'