Pewien chłopak,
pełen werwy,
wziął długopis,
dwa listy zerwił.
Jeden przepraszał,
drugi wyznawał,
a każdy serce
gdzieś zostawiał.
— Co tam piszesz? — pyta kolega.
— Walę w tynki! — rzuca od niechcenia.
— W tynki?! —
— No nie… Walentynki!
Dwa znaczki, koperty,
trochę nerwów, potu, łez…
Listy lecą, chłopak czeka.
Rozbity dzieciak płacze i myśli:
„A może trzeba było wcale nie pisać?”