Czuje się czasem ćwierćprofesjonalnie niepotrzebny, nawet jeżeli stanowi niemałą fabrykę słów, zwrotów i wyrażeń. W cenie – jak zawsze – są zgoła inne taśmy produkcyjne. I tylko miesza słowami na przemian z rzucaniem papierami. Gdzieś pałęta się któryś z kolei kajet pokreślony długopisem bicka. Latają te kartki po biurku, ale ulecieć, ani odlecieć wcale nie chcą. Tupią rozognione maile. Trzęsą się wpisy, których i tak niewielu czyta. A już ważni to najmniej, bo wiadomo, że są ciągle zajęci psuciem świata. Niebo – jak to niebo – jemu jest wciąż za daleko, a piekło ma inną konotację. Łka zbyt wrażliwie, przedrzeźnia zbyt delikatnie, niby kocha, ale tak jakoś za subtelnie i za mało stanowczo. Kobiety nie widzą w nim kandydata. Tęskni, bo często odchodzi. A potem idzie na któreś piwo i ma to wszystko serdecznie gdzieś, wierząc jeszcze czasem, ale tylko w ten jeden jedyny wieczór, w którym chciałby wysoko oderwać się od przezachmurzonego świata. I tylko może zieleń ma więcej nazw odcieni.
Warszawa – Stegny, 15.02.2025r.