Piątek
Dzień zaskoczył chłodem północy,
zagonieni ludzie jednak przystają na ulicy,
gdy plakaty wołają o obecność. Zmierzcha.
Niektórzy grzeją gardło czystą, ktoś inny
przygarnie kobietę dla ubarwienia dnia.
Zapowiada się rześka odsapka.
Grupa ciekawskich i tych - pewnych swego,
wtula się w tłum, gdzie wiatr na krótką chwilę
zapomina o swojej roli, a może ją powtarza.
Nagłośnienie dobre, lecz światło poraża i...
słowa... słowa... słowa... jak koślawa mantra...
żeby tak chociaż cząstka z nich...
Kiedy maj się rozmai, rozmotyli tęczami,
wątpiący zaczną nagarniać pyłki nadziei,
że tym razem - w końcu - przecież życie ucieka.
Który raz, to coś, co powinno długo pisać,
zostawi krzyżyk przy kimś, kto potrafi mówić.
Nam znowu zamkną usta, bo na nic one.
7 luty, 2025