Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dylemat symetrysty


Rekomendowane odpowiedzi

Gdy umarł Bóg

została nam ideologie

skończyło się

„Jak trwoga to do Boga”

mój prosty umysł nie wie

w co wierzyć, żeby przeżyć

 

globalne ociepleni

powoli niszczy ziemię

wciąż o tym przypomina

„Ostatnie pokolenie”

czy mam im wierzyć?

nie wiem

 

liberałowie głoszą

że wolność osobista

to jest stabilna przyszłość

i szybkie robią zmiany

by każdy był kochany

 

konserwatyści krzyczą

tradycja naszym godłem

zmiany prowadzą wolno

chcą i też nie kryją

by nic się nie zmieniło

by było tak jak było

 

a ja ciągle rozdarty

w każdej z nich widzę wartość

raczej się nie opowiem

po której stanę stronie

ale w ramach terapii

jak już rozboli głowa

to idę do kościoła

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Każda ze stron ma przekonywujące argumenty szkoda że często sprzeczne.

Na ale mamy pluralizm światopoglądowy. Niektórzy już zapomnieli, że kiedyś go nie było. Była za to jedynie słuszna linia partii.

Ludzie są odmienni i różnie myślą.

Kościołów też jest wiele.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ada, gatunku knut, a gada.
    • Owiało. Majeranku kuk na reja mało; koła iwo.  
    • Że tym jadę? Dom w modę dajmy też.  
    • Wychodząc z pracy tego poniedziałkowego popołudnia  czułam się bardziej zmęczona niż zazwyczaj. Może był to pośredni wynik wolnych dni w drugiej połowie minionego tygodnia? A może niewyspania, jako że z przestrzeni pozadomowych  przyniosłam zarazki, przez które także mój synek zachorował? A może to moje przeczucia oddziałały na sferę fizyczną, chociaż nie bardzo wierzyłam w takie energetyczne zależności. Zastanawiałam się nad tym całą, przemierzaną jak zawsze pieszo, drogę do domu. Wkrótce po tym, gdy otworzyłam drzwi i przestąpiłam próg, wszystko stało się oczywiste. Mój synek powitał mnie z dość dziwną miną: trochę naburmuszoną, trochę smutną, a trochę zamyśloną. Zdjęłam kurtkę i odwiesiłam ją na przywejściowy, oczekujący na kołku, wieszak; czapkę i szalik odłożyłam na deseczkową półkę powyżej. Nim to wszystko zrobiłam, stanął w drzwiach prowadzących do jadalni ze wspomnianą już miną.     - Poczekaj Milanku, mama zaraz zdejmie buty i wtedy... - chciałam powiedzieć. Ale uprzedził mnie, podchodząc, aby przytulić się na powitanie. Wobec czego uklękłam na przedpokoikowym dywaniku i z uśmiechem rozłożyłam ramiona.     - Cześć, Milanku - ucałowałam go w oba policzki, obejmując go.    - Cześć mamusiu - odpowiedział. Matczyne ucho od razu wyczuło różnicę w jego głosie. Różnicę spodziewaną zresztą, a pasującą do wyrazu chłopięcej buzi.    - Synku - popatrzyłam mu uważnie w oczy. - Co się stało?     - Nic, mamusiu - zrobił unik w naturalnym - i zrozumiałym - skądinad odruchu.    - Przecież widzę i słyszę - nie ustąpiłam, utrzymując spojrzenie. Opuścił wzrok.     Uścisnęłam go ponownie i ponownie ucałowałam, wstając z nim razem w objęciach.     - To może powiesz mi przy obiedzie - zaproponowałam, dając mu okazję na powrót do strefy komfortu i zarazem czas na zdobycie się na większą odwagę, aby wyjść - jak kilka chwil temu - ze wspomnianej i powtórnie podjąć temat.     - Chodź, najpierw obierzemy ziemniaki - podsunęłam, aby dać zajęcie jego dłoniom, podczas gdy umysł zbierał myśli na odwagę.                     *     *     *      - Dobrze więc, Milanku. Smacznego - powiedziałam, gdy usiadłam zaraz po tym, jak postawił na stole przyniesiony z kuchni talerz z nałożonym daniem: tłuczonymi z odrobiną masła ziemniakami, mielonym kotletem i surówką ze startych marchewką i jabłkiem z odrobiną cukru oraz skropionych sokiem z cytryny.  Dania wymyślałam różne; nie tylko dlatego, aby próbował rozmaitych rzeczy, ale także dlatego, aby oswajał się z prawdą, że przygotowanie posiłku zawsze zajmuje czas i dlatego, aby weszło mu w przyzwyczajenie prawidłowe posługiwanie się sztućcami.     - Smacznego, mamusiu - odparł. Po czym, najwidoczniej zebrawszy się na odwagę,  powiedział:     - Myślałem o tacie...     - Aha, myślo-impulsy - stwierdziłam w duchu, usiłując zachować spokojny wyraz twarzy. Co - czego byłam prawie pewna - udało mi się nie do końca.     - Milanku, tata odszedł i nie wróci - powtórzyłam zdanie, wypowiadane kilka ładnych razy wcześniej. Wkładając w nie tyle spokoju, ile byłam w stanie. Jak się jednak miało okazać, ta rozmowa miała potoczyć się odmiennym niż dotychczasowe na ten temat torem.    - Wiem - odpowiedział powoli. Nie jak prawie pięciolatek, ale jakby stał się nagle kimś bardziej dojrzałym. Albo starszym, chociaż przecież dojrzałość nie zawsze idzie w parze z wiekiem. Ale bywa tak, że owszem.     - Ale brakuje mi go - dodał tonem tak samo poważnym, jak poprzednio. - Koledzy mają tatusiów... odpowiadają ciągle o nich. Że w weekend poszli razem tu albo tam... chwalą się, że ferie spędzą razem z nimi... Mamusiu, ja też tak chciałbym.     Nie wiedziałam, co powiedzieć.     - Synku, bardzo mi przykro... - było jedynym, co przyszło mi na myśl. - Wiem na pewno, że tata nie wróci... Nie mam do niego nawet numeru telefonu... Nic nie mogę zrobić... przepraszam... - w pośpiechu odnajdywałam słowa, aby ulżyć mu chociaż trochę.     - Jedz, Milanku - uśmiechnęłam się blado, nabierając na widelec porcję ziemniaków.                     *     *     *      Tej nocy nawet bajka niewiele pomogła Małemu w zaśnięciu. Wiedziałam, że tak będzie, mimo iż z przejęciem oglądał "101 dalmatyńczyków". Przytulanie i głaskanie do snu tak samo. Ja też długo nie mogłam zasnąć.    - Łatwo doradzać innym i proponować wyjście ze strefy komfortu - myślałam. - Gorzej, gdy samemu trzeba to zrobić. Przyzwyczaiłam się do radzenia sobie sama ze wszystkim. W tym do zastępowania Milankowi ojca. I myślałam, że on też. A tu proszę, taka niespodzianka! Co miałabym z tym zrobić? - zamyśliłam się.     Po chwili po raz kolejny uświadomiłam sobie, jak bardzo i mi brakuje mężczyzny. Takiego, żeby najzwyczajniej był - nawet, jeśli nie codziennie, to chociaż co pewien czas. Aby mnie objął. Przytulił. Zrobił masaż. Pocałował, nawet jeśli na pocałunkach miałoby się skończyć. Aby dał do zrozumienia, że mu zależy. Pokazał, że akceptuje mnie z Milankiem. Aby pobawił się z nim. Albo tylko pobył. To już byłoby coś. Nawet wiele - poprawiłam się.      - Przecież już nie ma takich mężczyzn! - tknięta pewną myślą, w ostatniej chwili zrezygnowałam z wyszeptania tych słów. - Te impulsy! - pomyślałam po raz drugi tego dnia.    - Może jednak są tacy mężczyźni - uznałam po chwili. - Może nawet już znam tego właściwego...       Warszawa, 25. Stycznia 2025                                
    • Ile darów... twór Adeli.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...