Wszystko zasnęło w zimowej ciszy,
jezioro i kamień w polu.
Lekkości skrzydeł nikt nie słyszy,
świat się rozebrał z kolorów.
Niedożywione trawy przy drodze
oziębłym straszą spojrzeniem.
Ich chude ciała okryte szronem,
wiatr ciężko ugniata w ziemię.
Drzewa choć strojne w białe koronki
żadną muzyką nie koją.
Swym zimnym szponem szarpią powietrze.
Tylko dla martwych ostoją.
Wszystko uśpione w zimowej ciszy,
ciepłym oddechem nie żyje.
Nawet mgła sennie kładzie się polem,
milczeniem otula szyję.
Zostawiam w białym arrasie śniegu
ślady swojego istnienia.
Idę ku domu, gdzie w oknach jasność
tli się z jasnego płomienia.
Ogień roztopi lodowe serce,
zabierze martwą ciszę.
Może, gdzieś w jego gorącej pieśni
słowa nadziei usłyszę.