Różowozłoty płomień w rudość się przemienia,
Ciemność łapczywie wchłania burość i kłębiastość,
Świecą widmowym blaskiem martwe kości miasta,
Danse macabre tańczą sinokrwawe światłocienie.
Smukła wieża unosi szyję poparzoną,
Trzeszczą zamkowe okna wśród huku i żaru,
Granat spowija tarcze zniszczonych zegarów,
Skruszone plecy bramy, kolumnę zranioną.
A barokowa Maria, w koronie cierniowej,
W iskier dziesięciobarwnych upiornym welonie,
Ciągle trwa, choć jej ciało kruche, delikatne
Z wolna kona osłabłe, bólem umęczone.
Jutro strach, żal, westchnienia i słowa ostatnie
Połączy grób z piaskowca i pył gorzkopłowy…