Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Corleone 11

Corleone 11

                     - dla Gabrysi 

 

   Po wyjściu Oli siedziałam jak skamieniała dobre pół godziny, a może nawet trochę dłużej. Bezskutecznie starając się zapanować nad plątaniną rozpędzonych myśli, aby móc postanowić coś konkretnego. Aby podjąć jakąś decyzję. Aby ułożyć jakiś - jakikolwiek! - plan działania. Ustalić porządek koniecznych decyzji z pożytkiem dla samej siebie i dla niego. Dla Michała. Z korzyścią dla nas.

   W umyśle, niczym przerywnik w postaci wyróżniających się bielą punktów wśród ciemnych niepokojem i obawami myśli kołatały mi słowa Oli: Przemyśl to. Dla samej siebie. Przemyśl to, Gabi... 

   Usiłowałam myśleć. Uspokajać złapane, zatrzymane w biegu myśli i rozjaśniać je miłością i tęsknotą. Nadzieją, że za pewien czas skończy się nasza rozłąka. I wiarą w jego zrozumienie. Że przyjmie. Że zaakceptuje. Że wybaczy. I że gdy spotkamy się, wreszcie go zobaczę. Obejmę. Przytulę się doń i zarazem przytulę jego. Mojego. Własnego.

   Michał. Lubię to imię, nawet bardzo. Nigdy nie myślałam, że polubię je aż tak. Razem z nim.

   Kto by pomyślał, że poznam go właśnie tam i właśnie wtedy? W Gdańsku, tak daleko od mojego rodzinnego miasta? I jeszcze dalej od miasta, które on zamieszkuje? Nie wiedziałam. Nie spodziewałam się. On też nie wiedział ani się spodziewał. Tak: to niebywałe. I niespodziewane. 

   Wyobrażając sobie, że stoję przed nim i z uśmiechem patrzę mu w oczy, a on radośnie spogląda w moje, wróciłam do porządkowania myśli. Do ich rozświetlania i do czynienia planów na przyszłość.

   - Wiesz, Michale? - znów wyobraziłam nas sobie. - Gabriela Bojar brzmi naprawdę ładnie... 

 

                   Koniec

 

 

   Voorhout, 5. Listopada 2024

 

 

Corleone 11

Corleone 11

                     - dla Gabrysi 

 

   Po wyjściu Oli siedziałam jak skamieniała dobre pół godziny, a może nawet trochę dłużej. Bezskutecznie starając się zapanować nad plątaniną rozpędzonych myśli, aby móc postanowić coś konkretnego. Aby podjąć jakąś decyzję. Aby ułożyć jakiś - jakikolwiek! - plan działania. Ustalić porządek koniecznych decyzji z pożytkiem dla samej siebie i dla niego. Dla Michała. Z korzyścią dla nas.

   W umyśle, niczym przerywnik w postaci wyróżniających się bielą punktów wśród ciemnych niepokojem i obawami myśli kołatały mi słowa Oli: Przemyśl to. Dla samej siebie. Przemyśl to, Gabi... 

   Usiłowałam myśleć. Uspokajać złapane, zatrzymane w biegu myśli i rozjaśniać je miłością i tęsknotą. Nadzieją, że za pewien czas skończy się nasza rozłąka. I wiarą w jego zrozumienie. Że przyjmie. Że zaakceptuje. Że wybaczy. I że gdy spotkamy się, wreszcie go zobaczę. Obejmę. Przytulę się doń i zarazem przytulę jego. Mojego. Własnego.

   Michał. Lubię to imię, nawet bardzo. Nigdy nie myślałam, że polubię je aż tak. Razem z nim.    Kto by pomyślał, że poznam go właśnie tam i właśnie wtedy? W Gdańsku, tak daleko od mojego rodzinnego miasta? I jeszcze dalej od miasta, które on zamieszkuje? Nie wiedziałam. Nie spodziewałam się. On też nie wiedział ani się spodziewał. Tak: to niebywałe. I niespodziewane. 

   Wyobrażając sobie, że stoję przed nim i z uśmiechem patrzę mu w oczy, a on radośnie spogląda w moje, wróciłam do porządkowania myśli. Do ich rozświetlania i do czynienia planów na przyszłość.

   - Wiesz, Michale? - znów wyobraziłam nas sobie. - Gabriela Bojar brzmi naprawdę ładnie... 

 

                   Koniec

 

 

   Voorhout, 5. Listopada 2024

 

 

Corleone 11

Corleone 11

                     - dla Gabrysi 

 

   Po wyjściu Oli siedziałam jak skamieniała dobre pół godziny, a może nawet trochę dłużej. Bezskutecznie starając się zapanować nad plątaniną rozpędzonych myśli, aby móc postanowić coś konkretnego. Aby podjąć jakąś decyzję. Aby ułożyć jakiś - jakikolwiek! - plan działania. Ustalić porządek koniecznych decyzji z pożytkiem dla samej siebie i dla niego. Dla Michała. Z korzyścią dla nas.

   W umyśle, niczym przerywnik w postaci wyróżniających się bielą punktów wśród ciemnych niepokojem i obawami myśli kołatały mi słowa Oli: Przemyśl to. Dla samej siebie. Przemyśl to, Gabi... 

   Usiłowałam myśleć. Uspokajać złapane, zatrzymane w biegu myśli i rozjaśniać je miłością i tęsknotą. Nadzieją, że za pewien czas skończy się nasza rozłąka. I wiarą w jego zrozumienie. Że przyjmie. Że zaakceptuje. Że wybaczy. I że gdy spotkamy się, wreszcie go zobaczę. Obejmę. Przytulę się doń i zarazem przytulę jego. Mojego. Własnego.

   Michała. Lubię to imię, nawet bardzo. Nigdy nie myślałam, że polubię je aż tak. Razem z nim.    Kto by pomyślał, że poznam go właśnie tam i właśnie wtedy? Nie wiedziałam. Nie spodziewałam się. On też nie wiedział ani się spodziewał. Tak: to niebywałe. I niespodziewane. 

   Wyobrażając sobie, że stoję przed nim i z uśmiechem patrzę mu w oczy, a on radośnie spogląda w moje, wróciłam do porządkowania myśli. Do ich rozświetlania i do czynienia planów na przyszłość.

   - Wiesz, Michale? - znów wyobraziłam nas sobie. - Gabriela Bojar brzmi naprawdę ładnie... 

 

                   Koniec

 

 

   Voorhout, 5. Listopada 2024

 

 



×
×
  • Dodaj nową pozycję...