Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Korytarz


Arsis

Rekomendowane odpowiedzi

Piątek, 5 czerwca 2015 roku. Hotel „Garden” w mieście Abilene w stanie Teksas

 

Alex obudził się z przerażeniem w środku nocy, zlany zimnym potem. Znowu go nawiedził ten sam koszmar. Od około miesiąca śni mu się, że idzie jakimś długim korytarzem w całkowicie obcym mu miejscu, a ktoś albo raczej coś idzie za nim, a raczej przesuwa się w jego stronę pod postacią doskonałej czerni. Wtedy zaczyna biec przed siebie, docierając do drzwi oznaczonych czarnym trójkątem z szarą i odwróconą do góry nogami literą T. I kiedy próbuje je otworzyć, ciągnąc z całej siły za uchwyt, w tym właśnie momencie sen się urywa, wywołując u niego palpitację serca.

Było niezwykle duszno i parno. Za nieruchomymi firankami otwartego okna niebo rozświetlały, co jakiś czas łuny błyskawic. Nadciągała burza, przesuwając się gdzieś w oddali i pomrukując złowrogo, jakby zapowiadała jakiś nieokreślony kataklizm.

Spojrzał na podświetlony cyferblat radio-budzika, dochodziła 3.00. Usiadł na łóżku, włączając nocną lampkę na stoliku obok. Zapalił papierosa, kładąc się z powrotem z ręką podłożoną pod głowę. Zaczął rozmyślać o tym męczącym, powracającym śnie. Od miesiąca boi się usypiać, przeciąga jak najdłużej jawę, pijąc kawę za kawą, ale w końcu poddaje się, wpadając w czarne ramiona koszmaru.

Jest coraz gorzej. Zaczyna szwankować jego zdrowie. Coraz częściej boli go głowa i brzuch. Zaczął pić. Ostatnio wychodzi do nocnego baru mieszczącego się po drugiej stronie ulicy zawsze wtedy, kiedy budzi się z krzykiem. Zrobi to także i tym razem. Znowu pójdzie się upić, aby załagodzić efekty paskudnego samopoczucia i skołatanego umysłu.

 

24-godzinny bar „Eden”

 

Stanął pod migoczącym nierówno neonem, patrząc na niego przez chwilę, po czym wszedł do środka. Machnął ręką na powitanie barmanowi, którego zdążył już poznać jako milczącego, nieobecnego człowieka. Nie można było z nim pogadać, wyżalić się. Lecz z drugiej strony może to i dobrze, ponieważ pozostanie sam na sam ze swoimi myślami. Nikt nie będzie mu przeszkadzał, nikt nie będzie mu narzucał swojego punktu widzenia.

– To samo, co zawsze? – Spytał go barman znudzonym głosem.

– Tak.

Postawił przed nim pustą szklankę, nalewając do niej Whisky i dodając kilka kostek lodu, następnie wrócił do swojego przerwanego zajęcia polegającego na powolnym polerowaniu rozmaitych kieliszków i spodków. Robił to niezwykle precyzyjnie, patrząc, co jakiś czas pod światło, czy nie ma smug. Alex sączył leniwie alkohol, obserwując w pofalowanym lustrze za ladą swoją dziwnie zniekształconą twarz. Był blady. Miał pod oczami sińce. Był jak widmo, upiorne widmo. Wzdrygnął się momentalnie na samą myśl o prześladującym go koszmarze. W barze był tylko on i barman, który był tak pochłonięty tym jakże monotonnym zajęciem, że w ogóle nie zwracał na niego uwagi. Zachowywał się jak automat. Więc zaczął mu się przyglądać dyskretnie z większą uwagą. Wyglądał dziwnie. Mężczyzna koło 40-tki, niezwykle wysoki i chudy, lekko łysiejący z głęboko osadzonymi oczami oraz cienką kreską zamiast warg. Nos miał raczej spiczasty. I nawet na moment nie przerwał swojej czynności, gdy tuż za oknami baru przejechał ulicą radiowóz na sygnale. „Gość się już pewnie tak wrył w swój fach, że nawet gdybym wyjął rewolwer i przystawił mu go do skroni, to i tak pewnie by tego nie zauważył” – pomyślał, uśmiechając się mimowolnie.

Spojrzał na zegarek – dochodziła 4.30. „Więc to już tyle czasu tu siedzę? – Ech, czego to alkohol nie robi z człowiekiem” – westchnął już w zdecydowanie lepszym nastroju. – „No dobra, czas na mnie, muszę wracać do hotelu. Dzięki za pogawędkę” – powiedział z lekką ironią do wciąż milczącego barmana, kładąc na blacie odliczoną kwotę.

 

Piątek, 5 czerwca 2015 roku. W centrum Abilene

 

W budynku firmy Echelton & Melmark panuje wyjątkowy tłok. Jest umówiony na 14.45 z agentem od nieruchomości, w celu wynajęcia jakiegoś niedużego domku z dala od nerwowego i zatłoczonego centrum miasta, ponieważ tylko tam będzie mógł pozbierać myśli, a ma przecież niezwykle ważne zadanie do wykonania.

Miał już wejść na piętro firmy, kiedy zadzwonił jego telefon komórkowy. To dzwonił agent, który mu oznajmił, że się spóźni jakąś godzinę, ponieważ utknął w korku. Zatem nie pozostało mu nic innego jak pokręcić się tu i ówdzie. Poszedł, zatem do głównego hallu pooglądać galerię zdjęć różnych osiedli. Zachciało mu się pić, więc zaczął szukać wzrokiem automatu z napojami. Znalazł go dopiero w samym kącie pomieszczenia. „Powinni go byli jeszcze bardziej schować” – syknął wyraźnie poirytowany. Podszedł do niego i już miał wrzucić monetę do szczeliny, kiedy coś przykuło jego wzrok. W ciemnym zagłębieniu z dala od ludzi, dostrzegł nieduże drzwi, ale nie to było powodem jego zainteresowania, tylko ich oznakowanie, które wydawało mu się dziwnie znajome. Podszedł bliżej i stanął jak wryty. Na drzwiach widniał symbol w postaci czarnego trójkąta z szarą i odwróconą do góry nogami literą T. Serce omal nie wyskoczyło mu z piersi. „Przecież to niemożliwe!” – wycedził przez zęby. – „To nie może być prawda!” Zobaczył kątem oka zbliżającego się mężczyznę w czarnym garniturze. Szedł w kierunku windy, która była obok. Zatem udał, że szuka odpowiedniej monety do automatu. Mężczyzna w garniturze podszedł do windy, nacisnął guzik, a w oczekiwaniu na nią wyjął telefon komórkowy i coś w nim sprawdzał. Po chwili krótki sygnał oznajmił, że winda jest już na miejscu. Drzwi się otworzyły. Mężczyzna wszedł do niej, nie odrywając wzroku od telefonu, a kiedy zamknęły się za nim, Alex odetchnął z ulgą. Rozejrzał się dyskretnie za siebie i jak gdyby nigdy nic ruszył ku tajemniczemu wejściu.

W środku panował półmrok. Znalazł się w pomieszczeniu mającym około 10 metrów kwadratowych. Był to przedsionek do czegoś jeszcze. Na wprost niego znajdowały się kolejne drzwi. W kącie pod ścianą dostrzegł metalowy stojak z haczykami, na których wisiały blaszane tabliczki. Było ich dziesięć i nie miały żadnych oznaczeń. Ruszył w kierunku drugiego wejścia, które miało taki sam symbol jak to pierwsze. Nacisnął delikatnie klamkę i wszedł. Tu było zupełnie inaczej, choć to również był przedsionek, ale o planie trójkąta. Wysoki na około pięć metrów, a ściany po bokach schodziły się do kolejnych drzwi, ale wąskich na około metr i wysokich na pięć. Przeszedł mu po plecach dreszcz. Coś go niesamowicie przyciągało, tylko nie wiedział, co. Wszystko wyglądało tak jak w tych koszmarnych snach, tylko teraz całkowicie realnie! Podszedł do tych dziwnych drzwi i lekko szarpnął za okrągłą gałkę, która znajdowała się na wysokości jego oczu. Zajrzał do środka i…to był korytarz albo raczej coś na kształt korytarza! Wysoki na około pięć metrów i szeroki na metr. „Co to jest, u licha?” – szepnął do samego siebie. – „Jakiś węzeł klimatyzacyjny? Ciąg do jakiegoś generatora? Ale dlaczego nie ma żadnych kabli, ani rur?” Korytarz był bardzo długi. Być może miał nawet około 100 metrów. Na suficie w odstępie kilku metrów rozmieszczone były jarzeniówki, dając nieprzyjemne, zimne światło. Niektóre były zepsute, co powodowało miejscowe zaciemnienia. Miał nieodparte odczucie, jakby się znalazł na szpitalnym oddziale albo w jakimś laboratorium. Ruszył przed siebie, stawiając krok za krokiem. Na początku bardzo niepewnie. Nie było widać, co się znajduje na końcu, poza czarnym punktem. Ale musiał tam iść. Po prostu musiał! Po kilku metrach zawahał się, czy iść dalej. Wydawało mu się, że te ściany zaraz się na niego zwalą, że go zmiażdżą! Narastała u niego klaustrofobia. Wydawało mu się, że ściany oddychają. Czuł na twarzy powiew chłodnego powietrza niosącego zapach piwnicznej stęchlizny i czegoś nieokreślonego, tajemniczego. Postanowił przyśpieszyć kroku. Okazało się, że korytarz schodził minimalnie w dół. Przestał się już zastanawiać nad ewentualnymi konsekwencjami swojego wtargnięcia. Szedł przed siebie równo i coraz bardziej zamaszyście. Szedł ku czarnej otchłani.

Kiedy był mniej więcej w połowie drogi usłyszał za sobą odgłos, jakby coś metalicznego upadało na posadzkę. Odwrócił się za siebie, ale nic nie dostrzegł. Zastanowił się przez chwilę, co to mogło być i przyszedł mu tylko na myśl ów metalowy wieszak z dziwnym blaszkami. „Przeciąg?” – pomyślał. – Czy może ktoś albo coś ruszyło za nim w pościg? Odwrócił się jeszcze raz i dostrzegł właśnie to coś, co zbliżało się powoli do niego, coś czarnego, doskonale czarnego! Serce stanęło mu w gardle z przerażenia. Szarpnął do przodu, niemal skowycząc w popłochu. Biegł przed siebie, obijając się o ściany. Dostrzegł w końcu drzwi ze znajomym mu symbolem. Nie oglądał się za siebie, ale czuł, że to coś jest coraz bliżej, coś niewyobrażalnie strasznego. Jego jedyna droga ucieczki prowadziła właśnie przez te tajemnicze drzwi. Zostało mu jakieś dziesięć metrów, pięć… Wreszcie dopadł okrągłego uchwytu i szarpnął z całej siły, drzwi się nie otworzyły, więc konając niemal ze strachu szarpnął drugi raz. Drzwi puściły. I wtedy oślepiło go jaskrawo-niebieskie światło.

 

Wtorek, 9 czerwca 2015 roku, godz. 12.30. Baza Sił Powietrznych Nellis w stanie Nevada. Główna siedziba eksperymentu „Blue Lighting”

 

Pułkownik Greg Mansters, zaznajamiał się z konkluzją raportu majora Johna McLellana, z którego jasno wynikało, że obiekt oznaczony symbolem: Alex EBU-354T-09-ER, został całkowicie wyeliminowany.

– Ilu ich jeszcze zostało? – Zapytał pułkownik majora.

– 52

– Aż tylu?

– Niestety tak, panie pułkowniku.

– Panie majorze, na miłość boską, pośpieszcie się, przecież tu chodzi o bezpieczeństwo narodowe! I absolutnie nie może się o tym dowiedzieć opinia publiczna! – Odparł histerycznie pułkownik.

– Robimy, co w naszej mocy, panie pułkowniku. Ale ten eksperyment dowiódł, że można Ich zwabić i unicestwić, to jest jedyny sposób. Wszystkie nasze czujniki wskazują jednoznacznie, że obiekt, oznaczony jako: Alex EBU-354T-09-ER, nie wykazuje już jakichkolwiek oznak życia.

– Czy ten obiekt po dotarciu do pola, mógł coś zobaczyć?

– Krótki błysk oślepiającego, niebieskiego światła, zaraz potem został wchłonięty. Wiem, że trudno się do tego przyznać panie pułkowniku, ale tak to już jest, kiedy próbuje się tworzyć w tajnych laboratoriach nowy rodzaj, „nad-ludzi”, którzy wychodzą potem spod kontroli w wyniku jakiegoś błędu albo sabotażu. A teraz musimy to naprawiać. Ale jak to zrobić, skoro mieli Oni być: niezniszczalni i wieczni! Jednak mam nadzieje, że eksperyment „Blue Lighting” Ich zatrzyma.

– Oby tak było – odpowiedział już spokojnie i chłodno pułkownik Mansters, ponownie zagłębiając się w tekst raportu.

– Dobrze, majorze – pułkownik odłożył na biurko plik papierów i zadał pytanie. – Ile potrzebujecie czasu na całkowite wyeliminowanie Ich?

– Miesiąc.

– W takim razie nie zatrzymuje was, majorze. Działajcie dalej. Jesteście wolni.

Major John McLellan, stuknął obcasami, zasalutował i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

 

Środa, 10 czerwca 2015 roku, godz. 3.00. Hotel „Elmar” w mieście Allentown w stanie Pensylwania

 

Alan obudził się z przerażeniem w środku nocy, zlany zimnym potem. Znowu go nawiedził ten sam koszmar. Od około miesiąca śni mu się, że idzie jakimś długim korytarzem w całkowicie obcym mu miejscu, a ktoś albo raczej coś idzie za nim, a raczej przesuwa się w jego stronę pod postacią doskonałej czerni. Wtedy zaczyna biec przed siebie, docierając do drzwi oznaczonych czarnym trójkątem z szarą i odwróconą do góry nogami literą T…

 

(Włodzimierz Zastawniak, czerwiec 2015)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • twoje oczy są otwarte Patrzysz na mnie swoimi słodkimi oczami Widzę uśmiech na Twojej twarzy Proszę Cię o rękę , przyjmujesz moją prośbę Pełna sala widzów , są gromkie brawa   Niespodzianka się udała, cudowna i pełna miłości miłość uznana, miłość przyjęta Nasze dni mają kolor czerwonych róż Rozpoczęła się nowa miłość, nowe życie                                                                                                         Lovej . 2024-11-23        Inspiracje .  Zaręczyny
    • @Czarne Słońce   Wiersze piszemy w stylu klasycznym lub nowatorskie - białe, jeśli używamy poprawnej polszczyzny w sensie formalnym - jak duże litery na początku każdego wersu - winna być interpunkcja, a pański wiersz jest napisany w stylu klasycznym, więc:   Nieboskłon swe rozchylił usta, Rozszerzył mocno swoje wargi I połknął cię w obliczu bóstwa, Ten raz tak pierwszy i ostatni.   W żarliwym tonie przy konsumpcji Opadłaś na dno swoich marzeń, Żałuję, mamo, że w tym czasie  Nie było dane być nam razem.   Lub po prostu tak:   Nieboskłon swe rozchylił usta, rozszerzył mocno swoje wargi i połknął cię w obliczu bóstwa, ten raz tak pierwszy i ostatni,   w żarliwym tonie przy konsumpcji opadłaś na dno swoich marzeń, żałuję, mamo, że w tym czasie  nie było dane być nam razem...   Oczywiście, to tylko moje skromne uwagi...   Łukasz Jasiński 
    • brak kontaktu ze światłem zewnętrznym brak miłości która mogłaby przypominać o szczęściu parę wyrzutów zadanych z premedytacją przez brak poruszeń zderza się z innymi planetami   tęskniłam za marzeniami dostatecznie długo aby odszukać brakujący element rodziłam się dość często aby udobruchać słowa oswoić ciężar obumarłej ziemi   wysiadam na najbliższej stacji czy smutek jest wszystkim co chcesz mi powiedzieć   pragnę wyrzec się krwi płynącej leniwie pod prąd usiłuję zapomnieć o własnym odbiciu w lustrze sprzedać dotyk pozbawić ciało samotności   doszukałam się w twoich pragnieniach odrobiny czułości czy Bóg jest wszystkim w co wierzę
    • Nie będę robił recenzji, analizy i interpretacji, także: rozbierał na pierwsze czynniki panienki tekst, tylko: po prostu dam wskazówki - czytam tak:   Na krawędzi    Stoję, tam, gdzie dzień z nocą - walczy, burza w sercu, cisza w oczach i w duszy wciąż nadzieja    lśni, patrzę w górę: niebo - ciągnie i wracam na ziemię twardą - nieugiętą, cisza jak lód na wodzie    i zesztywniałam, powiało: to on - gorący wiatr  otwiera mi drogę życia w nieznaną tajemnicę,   gdy popłynę nurtem rzeki i znajdę niewidzialny brzeg, gdy popłynę nurtem rzeki - nie powrócę już...   Oczywiście: to jest panienki własność intelektualna - pomogłem jak potrafiłem.   Łukasz Jasiński
    • @Łukasz Jasiński Wiersz faktycznie od początku był tworzony bez interpunkcji, a właściwie przecinków,  w zamyśle taki miał zostać, jednak przy wstawianiu musiałem gdzieś z przyzwyczajeni rzucić kreskę przed " że" . 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...