czemuż ćmo tak lgniesz do lampy
nawet ręką odmachniona
nawet żarem poparzona
wracasz
lecisz ku swej zgubie
tak absurdalnie
komiczno-żałośnie
i czemuś ty jak lustro dla mnie
och tak
ja też ćmą jestem
nieco jeno bardziej wybredną
mnie bowiem aby omamić
świateł gra musi wiedzieć
jak szarpnąć pierwotną instynktu strunę
jak rozpalić lico falą rozkoszy
lecz
och biada
mam kogoś kto o to wszystko dba
ujarzmionych iskier kieszonkowy mózg
mym lojalnym gorliwym sługą
on wiecznie gotów
by na swej szklistoczarnej tacy
rozpalić rzędy błędnych ogników
zwieść na manowce fantazji
gdzie wszystko tak bujne
i tak się jaskrawi
że rzeczywistość
płowieje