zdanko prosto ze snu. przelazłe z niego i
wpływające na real (aż postrzeganie świata
od tego dziczeje, kiełkuje w niebezpieczne rejony,
a charakter – awangardowieje na bezczelnego!).
uczucie, jakby się liznęło gwiazdę
– i aż na jawie czuć!
...a ty powiesz, że to byle poezyjniak, składzik
dźwięków, wymuszony i mało głęboki, jak cały ja
(przypominam, że na internetowym teście IQ
uzyskałem szalone 20 punktów!), i nawet,
gdyby dałoby się coś z tego wycisnąć
– byłoby piękne, jak scenariusz remake'u Złotopolskich.
poza tym – jest jak post, co wrósł mi w gałkę oczną
i którego nie mogę edytować.
i że "zapisz je, zapisz, niech się rozrośnie do rozmiaru
pełnowymiarowej historii – a ludzie powiedzą, że
ostatni raz tak się wynudzili na Srpskim filmie
albo Zmierzchu".
e tam. obracam w ustach tę gorącawkę,
zdanie proste jak jedzenie chleba. jak judzenie.
niewtłaczalne w czarny prostokąt,
niezamalowane kółko.
zdanko za zero punktów, dumne z własnej
bezwartościowości i ciemnoty
("Możecie nie ćwoknąć!" – warczy półgębkiem.).
wypowiadam je na głos i czuję, że
"Zadebiutowało coś złego w tym zdarzeniu."*
budzi się magia, z krainy bajek, zakosami,
wyjeżdża kichowóz, bajecznie kolorowa łada rapan,
autko do przewozu flaków.
zbyt szybko wchodzi w zakręt, wywraca się
– i cieknie więcej treści.
*autentyczne zdanie ze snu, z września 2024 r.