Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

odkąd jestem częścią ciebie 

utknęłam między nami 

wypełniłeś mnie do stóp 

srebrna łyżka czarna sól 

 

choć próbuję myśleć

światła niewidoma smuga 

zmierzchnica rozstawiła późne skrzydła 

 

w naszyjniku jeden koralik

do marzeń 

pacyficzny port 

wiecznego trwania na wietrze

 

ześrodkował nas świat 

rozpędzona krew otwiera wnętrza 

dźwigam pocałunki

dotyk napletka 

 

i siebie 

 

 

 

 

Edytowane przez Somalija (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przywieziono ją z opuchniętą twarzą, włosami – blond i rozdartej bluzie, szortach, które skrywały ledwie to, co każdy mógł wziąć, stawiając piwo, kupując paczkę fajek. Miała lat trzydzieści. Skrzyżowane dłonie podkreślały niewinność, była dziewicą - tutaj i w przeszłości, dawno zgubiła zwykłą miarę czasu. Swój krzyk głuszyła biciem rąk o ścianę. Wtedy wchodzono – w nią. Przytrzymywano, twardością karłów skrzyżowanych raz i raz, po raz kolejny – dłonie, stopy, ciało całopalne. A gdy luzowano więzy, ona –   gniotąc w rękach papierową kulkę, z woskową giętkością naprężonej duszy – ciągnęła Chrystusa środkiem wielkiej drogi – matki bezcelowej wędrówki. Moje pięć palców świadczy o mnie – mówiła, wasze sądy, skazujące na próbę, ognia albo wody, są nudne jak starość – krojenie chleba dla jednej osoby. Potem, nucąc słowiczą melodię z bajki Andersena, odwracała głowę – gdzie za oknem Chrystus ludzki i jarzębinowy oczekiwał wpół drogi – jakby zawieszony na koniec szaleństwa zmartwychwstania z grobu.  
    • Na martwych ścianach sali balowej – różowych Jeszcze wczoraj, dziś w sadzy grona przyodzianych W strzępach zdobień zetlałych  popielato - płowych Igiełkami szklanymi – gęsto nabijanych   Nad cielskami grubymi rozdartych foteli Naprzeciw smukłych okien – o szybach rozbitych Okryte płaszczem pyłu jak miękkiej flaneli W dymu puszyste wełny wciąż szczelnie spowite   Wiszą w perłowych ramach lustra – ciągle żywe Niestłuczone, bez skazy,  nietknięte pożogą, Nie musnęły ich iskier włosy purpurowe,   Płomienia pazur złoty – ni trójbarwny ogon. W lustrach tych – ocalałych na przekór zniszczeniu Dłoń się przegląda blada, pustka – i milczenie…
    • jakiejś czułości mi trzeba jakiejś najmniejszej    znajomy zapach... spojrzenie z baldachimu rzęs  chłosta oddechem...   jakiejś czułości mi trzeba     
    • @Hiala otóż to. Cnota ubóstwa aż im się ulewa. Pozdrawiam.
    • @Yavanna różni ludzie wywołują w nas skrajnie różne emocje. Niby ta sama sytuacja, a jednak zupełnie inna reakcja .... 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      I dokładnie, każda prawdziwa...
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...