Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Zgłoś



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Dałeś mi Panie wiele nie wiem czy zasłużyłem... na słowo ogniste, żywe dałeś bo się modliłem?   Dałeś mi Panie wiele głęboką krainę snów przestrzeń - moich słów dałeś dla dni - chwilę   Dałeś mi Panie wiele wysyłam Ci tęczę i gwiazdę gdy się skropli pod powieką przyroda piękna na zawsze   Dałeś mi Panie wiele Matkę, Ojca, rodzeństwo bagaż życiowych doświadczeń męstwo, szaleństwo, przekleństwo   Dałeś mi Panie wiele Serca rytm szybszy - porywy dałeś uczucia rozbite... kobiece dłonie jak pokrzywy   Dałeś mi Panie wiele lekcji jak drobiazg doceniać nauczyłeś mnie kochać i wspierać   Nauczyłeś na lepsze się zmieniać
    • Przywieziono ją z opuchniętą twarzą, włosami – blond i rozdartej bluzie, szortach, które skrywały ledwie to, co każdy mógł wziąć, stawiając piwo, kupując paczkę fajek. Miała lat trzydzieści. Skrzyżowane dłonie podkreślały niewinność, była dziewicą - tutaj i w przeszłości, dawno zgubiła zwykłą miarę czasu. Swój krzyk głuszyła biciem rąk o ścianę. Wtedy wchodzono – w nią. Przytrzymywano, twardością karłów skrzyżowanych raz i raz, po raz kolejny – dłonie, stopy, ciało całopalne. A gdy luzowano więzy, ona –   gniotąc w rękach papierową kulkę, z woskową giętkością naprężonej duszy – ciągnęła Chrystusa środkiem wielkiej drogi – matki bezcelowej wędrówki. Moje pięć palców świadczy o mnie – mówiła, wasze sądy, skazujące na próbę, ognia albo wody, są nudne jak starość – krojenie chleba dla jednej osoby. Potem, nucąc słowiczą melodię z bajki Andersena, odwracała głowę – gdzie za oknem Chrystus ludzki i jarzębinowy oczekiwał wpół drogi – jakby zawieszony - na koniec szaleństwa zmartwychwstania z grobu.  
    • Na martwych ścianach sali balowej – różowych Jeszcze wczoraj, dziś w sadzy grona przyodzianych W strzępach zdobień zetlałych  popielato - płowych Igiełkami szklanymi – gęsto nabijanych   Nad cielskami grubymi rozdartych foteli Naprzeciw smukłych okien – o szybach rozbitych Okryte płaszczem pyłu jak miękkiej flaneli W dymu puszyste wełny wciąż szczelnie spowite   Wiszą w perłowych ramach lustra – ciągle żywe Niestłuczone, bez skazy,  nietknięte pożogą, Nie musnęły ich iskier włosy purpurowe,   Płomienia pazur złoty – ni trójbarwny ogon. W lustrach tych – ocalałych na przekór zniszczeniu Dłoń się przegląda blada, pustka – i milczenie…
    • jakiejś czułości mi trzeba jakiejś najmniejszej    znajomy zapach... spojrzenie z baldachimu rzęs  chłosta oddechem...   jakiejś czułości mi trzeba     
    • @Hiala otóż to. Cnota ubóstwa aż im się ulewa. Pozdrawiam.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...