Chmury złote i rude, różowe, czerwone
O kolorze czereśni lub wiśni dojrzałych
Budzą się pośród świtu nagie, obolałe,
Ognistymi szponami zewsząd poranione.
Patrzą na ściany zamku – na ziemię zwalone,
Na piargi wielokształtne – w miejscu domów białych,
Na trwałość obróconą – w bezład form nietrwałych,
Na gładkości – w strzępiastość upiorną zmienione.
I z chmur tych grozą chwili boleśnie przejętych
Kapią łzy zbyt masywne – niczym krople krwawe
Na stadiony i bary, na posągi świętych,
Jednym kryjąc całunem – sławę i niesławę.
A miniona uroda, nadzieja, ofiarność
Pod bujnym kocem pyłów jedną tworzą – marność…
znajduję:
Twoje włosy wszędzie
i odsunięte krzesło
chyba tu byłaś
myślę:
nie spotkałem jeszcze nikogo
kto by chciał o mnie pamiętać
na tyle, by mi robić zdjęcia
śnię:
pies powinien powąchać
ciało swojego pana, by zrozumiał
zamiast patrzeć w drzwi
resztę jego psich lat
koci wzrok przysiadł na parapecie
między mną a zachodzącym słońcem
mruczą fotografie dnia
czas przechodzi turbulencje
klucz odlatujących piór
otwiera senne niebo
brniemy w jesienne kolory
na agrafce jeszcze jedna sekunda
rozmarzona jak wieczorna gwiazda
w wielkim wozie samotności
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się