Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Na soczystej trawie. Na trawie wilgotnej. Na tej oto zielonej trawie. Na pożółkłej trawie

nieskończonego stepu…

 

A więc na trawie. Między kępami martwych ostów.

Na piasku równiny

w jaskrawym słońcu. W deszczu…

 

A więc w słońcu

jaskrawszym niż

wniebowstąpienie.

 

W tej luminescencji spływającej z wysoka.

Tak olśniewającej, że aż ślepej…

W tym bezkresnym oddaleniu od wszystkiego, co żywe.

 

Wiatr szarpie za poły koszuli jak oddech goliata cwałującego ku srebrnemu księżycowi.

 

I oto wyrasta w poprzek wszystkiego

przeżarta rdzą ogrodzeniowa siatka.

Jakaś granica. Tu i tam. I gdzieś indziej.

 

Jak sięgnąć niedowidzącym okiem.

Pokrytym bielą

nuklearnej katarakty.…

 

Pyłki wirują.

Płyną

powietrzem

dostojnie i lekko.

 

Mżące w słońcu ziarenka piasku wzniecane milczącym krzykiem przerażenia.

 

Na betonowych słupach wyblakłe tabliczki.

Stukające rytmicznie kawałki wyrudziałej przez lata blachy z napisem:

 

„Danger. Radioactive material”

 

Czy ty mnie słuchasz?

Ja ciebie słucham.

Słucham twojego milczenia.

 

Twojej opowieści o ciszy w kawalkadzie sunących powoli obłoków.

Jest taka cisza. I wiatr tężejący w załomach pamięci.

Gdzieś za wzniesieniem zielone topole,

chwieją się w tym samotnym polu zapomnienia.

 

Zapadam się w sobie.

Zapętlam w czasie.

Schwytany w niewidzialne lassa urojeń.

 

Biorą nade mną górę schizofreniczne imaginacje maniakalnych przewidzeń na jawie, we śnie.

 

Jestem tuż obok siebie.

Jesteśmy razem.

Ty i ja. Ja i ja-on.

 

Mój umarły dawno ojciec czasami konwersował z samym sobą.

Dyskutował w kłębach papierosowego dymu

z siedzącym po drugiej stronie stołu

odbiciem swojej własnej wyobraźni.

Aby wznieść na końcu toast w roli mistrza ceremonii.

 

A więc idziemy jak te dwa cienie,

co się wydłużają pod wieczór, przerastając na skraju drzewo.

 

Idziemy przed siebie? Czy naprzeciw sobie?

Aby rozpaść się w wielkim zderzeniu, w anihilacji cząstek materii i antymaterii?

 

Nie wiem.

 

Albowiem przesłaniam dłońmi twarz

w tym nagłym zrywie pamięci,

odnajdując między palcami

jedynie skrawki,

małe fragmenty większej całości.

 

Których blask

tak bardzo oślepia.

 

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-06-30)

 

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Nata_Kruk Nata ! Piękna, poruszająca refleksja o ulotności i trwałości jednocześnie.
    • A gdybyś nie istniała -- czy moje kroki miałyby cień, czy tylko głuchy stuk stóp rozsypywałby się o ziemię jak pył zmarzniętych liści? Czy noc nie stałaby się bezdenną studnią o śliskich, zimnych ścianach, z której nie wraca echo, a każdy szept brzmi jak pożegnanie w obcym języku? Bez ciebie -- świat byłby ramą bez obrazu, płótnem pokrytym kurzem ciszy, co nie zna śpiewu, barwą wypłowiałą jak skóra po żałobie, co nie pamięta światła. A jednak pamiętam twój głos, jak ciepły wiatr w letni wieczór, gdy świat na chwilę zapomniał o zmierzchu, a twoje oczy lśniły jak jeziora pod słońcem. Jak malarz, co dotyka pustego płótna palcami pokrytymi popiołem i nie wie, czy to jeszcze sen, czy ostatnie tchnienie, czy tylko przestrzeń między dwiema samotnościami chłodna jak wnętrze zamkniętej dłoni. Gdybyś nie istniała -- dla kogo miałbym drżeć? Ramiona, w których gasną imiona, usta suche jak glina przed deszczem, co nie znają modlitwy -- wszystko byłoby tylko echem w zapomnianej dolinie nocy, gdzie nawet wiatr przestaje mówić. Byłbym jedną z gwiazd, co spada i nie zostawia śladu na skórze nieba, jednym z pyłów tańczących w zimnym świetle poranka, co przychodzi i odchodzi, nie dotykając niczyjej duszy, nawet odrobiną ciepła. Gdybyś nie istniała -- może udawałbym życie, z uśmiechem z porcelany, co pęka od samego spojrzenia, z głosem jak zamarznięta rzeka, która już nie pamięta nurtu. Bo serce zna tylko jedną melodię -- a bez ciebie byłaby niema jak wiolonczela bez strun. Może odnalazłbym sekret istnienia, rozebrałbym świat do kości i z chłodu, z blasku, z pragnienia ulepiłbym cię z oddechu -- żeby patrzeć, jak życie zaczyna oddychać w twoich oczach, ciemnych jak popiół po śnie. A gdybyś nie istniała -- czy ja byłbym czymś więcej niż cieniem bez wspomnień, niż snem, którego nikt nie śni, niż wierszem bez ostatniego wersetu zawieszonym w gardle świata?    
    • @Jacek_Suchowicz A pora robi się wręcz idealna na rosołek. Fajny, pomysłowy wiersz! Pozdrawiam serdecznie

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • @andrew - tak byłby inny. Zrzucenie bomby atomowej na miasta w Japonii. Historia to wydarzenia które były- i ich nie można zmienić, w historii wszystko już było,. Historia to wydarzenia, które mogą się powtórzyć.  
    • dziś niebo znikło kot przechadza się między cieniem miasta a ostatnim obłokiem w koszyku śpią pomarańcze po krótkiej podróży zmieniliśmy mapy wkleiliśmy swoje twarze w kolejne fotki nie wiadomo do końca kto zamówił poranny fakultet na wygasły wulkan pamiętam tylko kontrast między rudym futrem a śpiącym owocem
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...