Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Doskonałość amorficzna


Rekomendowane odpowiedzi

Moja składnia. Powiedz, jaka jest moja składnia? Wiem, co tu mówić, albowiem jest rozsypana na miliardy mżących okruchów. Kryształowych fragmentów nie wiadomo czego. Nie ma niczego. Nie ma niczego i nic. Nie ma… Jest tylko pył. Wirujące cząsteczki kurzu. Płonące w smudze słońca. W księżycu. W otchłannej studni nocy. A logika? No cóż. Powiadają, że stary księżyc rozsypuje się w gwiazdy. Pozostawiając po sobie lodowatą pustkę. Ale dlaczego akurat w gwiazdy? Bo one czasami spadają z wielkim krzykiem. Z wysoka. Na skrzydłach furkoczącego wiatru. On rodzi je od początku. Albo raczej one stwarzają się z niego. Z jego cielesności szarej i srebrnej. Doskonale milczącej.

 

Coś dużo tu tego. Tej całej gmatwaniny. Tych zakrętów. Spiral. Kamiennych stopni w górę, w dół. Donikąd. Absolutnie… Jakichś balustrad. Stalowych kurtyn. Zasłon. Wejść. I wyjść. Zatrzaśniętych okien. Zatrzaśniętych drzwi…

 

Czy ty mnie słuchasz? A więc spójrz. Oto moja dłoń ściskająca drewnianą poręcz schodów. Ściskająca ją aż do zbielenia kostek. Do skurczu cierpienia, aż do trzeszczenia stawów. Do jęku. Moja dłoń… Właśnie wbiła się w nią drzazga. Odłamany szpikulec drewna. Wszedł pod paznokieć. Ciemna kropla gęstej krwi spływa powoli. Skapuje na posadzkę… Ale zaraz przejdzie. Zaraz… Nie przechodzi. A może i przechodzi, tylko odkłada się w czasie… Jak echo… Za każdym ukłuciem coraz słabiej… I słabiej…

Idę do ciebie. Wciąż idę. Powoli, ale konsekwentnie. Przybliżam się do tego absolutu wszechistnienia. Moja ręka. Twoja ręka. Idziemy razem.

A więc idziemy we dwoje. Ty i ja. Idziemy tak, idąc raz jeszcze, mimo że w sennej korekturze zdarzeń. Idziemy we dwoje jak w jakimś kondukcie zapomnienia. Idziemy po latach rozłąki. Postarzeliśmy się. Twoje usta i włosy. Twoje oczy niewidzące. Martwe. Wodzące wkoło tym widzeniem dawno pomarłym. Omiatasz mętnym spojrzeniem rdzą przeżarte rzeczy. Przedmioty spróchniałe.... Idziemy, gdzieś. Dokądś. Moja, twoja ręka. Nasze kroki na kamieniu. Nasze stąpania w tej otchłani mroku. W tej świątyni absolutnego milczenia. I szepty jakieś. Zjawy, nie-zjawy. Szepty w mojej głowie. Szepty przeznaczone tylko dla mnie. Czyjeś westchnienia, oddechy.

Czy ty mnie słuchasz? Ja idę obok. Idziemy razem. Idziemy tak bez logiki i bez jakiejkolwiek składni. Idziemy tak. Bez sensu i w nicość. Ale idziemy wytrwale. Wbrew wszelkiemu zrozumieniu.

Wiesz, siedzę i piszę w tym ciągu pisania. W tym ciągu wyrażania nie wiadomo czego. Zagmatwanych myśli. A więc jestem tutaj.

Czy ty jesteś? Spójrz, błądzę w samotności. Zatem podaj mi dłoń, którą mogę nazwać nieistnieniem, mroźną próżnią kosmosu. Od której i moja dłoń zamarza w bryłę lodu. A więc jesteśmy bryłami lodu. Pędem do nieskończoności. Do grobu.

 

Zamykam oczy. Otwieram je w jakimś nagłym impulsie. W nagłym skowycie sennego widziadła. Otwieram je. Pozlepiane jeszcze powieki. Senne. Zapiaszczone. W szarości świtu. Ale to nic. To tylko nagła zmiana wystroju.

Rozglądam się. Patrzę. Idą wciąż w nieskończoność. Idziemy. Idziemy razem. My i te istoty. Te mgielne opary. Dla nich nie ma granic. Nie ma niczego. Dla nich to żaden mozół. I otwierają swoje usta w ciszy. W tym niesłyszalnym monologu. W zagadkowych gestach rozmytych rąk nieostre twarze. Idą wciąż. Płyną.

 

Na skrzydłach wiatru spływają miękkie wargi powietrza. Dotykają mnie i muskają. Całują. Więc i ja je całuję. Wszystkie po kolei. Jak tę pustą otchłań ciszy, w której olbrzymieją wyniosłe obrazy amorficznych urojeń. Całuję ją taką obcą. Taką odmienną. I taką…

 

Jesteś tu jeszcze? Coś wciąż przerywa. Jakieś zakłócenia sygnału. Jakieś zniekształcone dźwięki. Jakieś dziwne dźwięki płynące, jakby z głośników źle nastrojonego radia. Udziwnione, elektroakustyczne…

Wiesz, ja jestem. Byłem tutaj i będę. Otaczają mnie zewsząd napastliwe ściany. Napastliwe w swojej kamiennej nieruchomości i bezwzględnego milczenia. Te ściany. Te oto ściany. Te ściany z płatami odpadającej farby. Z ostrymi konturami jakichś niezbadanych lądów, które obrysowuję powolnym dotykiem. Czułym muśnięciem przedzieram się przez spleśniałe złogi śmierci. Przez te zimne obszary. Cały w brodach falujących pajęczyn. Ciągnąc za sobą całe ich firany…

 

Otwieram oczy. Już bez podejrzeń i mistyfikacji. Choć jeszcze jakieś skłębione opary. Jakieś flotylle nie wiadomo czego… Płyną… Jakieś ostatnie widzenia niknące w ścianach...

 

Choć jeszcze…

 

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-06-12)

 

 

 

Edytowane przez Arsis (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Domysły Monika   Tak przy okazji: odebrałbym prawa kobietom - nadużywają własną wolność i to właśnie przeciwko mężczyznom - różne oskarżenia padają wobec mnie: iż jestem zboczeńcem, chodzę po ulicy i zaczepiam ludzi, a najgorsze jest to - kwiaty, kwiaty i kwiaty - to wy szukacie słabego punktu, aby dobić i wykorzystać mężczyznę.   Łukasz Jasiński 
    • @Domysły Monika   Nie, moja droga Moniko, poezja jest bardzo trudna, otóż to: poezja to mało słów i dużo myśli, proza: dużo słów i mało myśli, dlatego niektórzy chcą, abym pisał, pisał i pisał - bez sensu, zresztą: samo pisanie bez sensu jest grafomanią.   Łukasz Jasiński 
    • Ja jestem z początku grudnia :) może to jeszcze przedgrudzie. Oddałeś ten klimat. Wiecznej nie dokończonej albo nawet nie zacz3tej rozmowy, bo kurczy się dzień i jak nigdy, wtedy słupy stoją dostatecznie blisko owinięte w dziurawy jak sié okazuje sweter :)
    • Ja już płaczę. Bardzo wiele wierszy, które czytasz, są z udziałem Ala. Tak czuję, ale obym się myliła.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Dziękuję.   Jako dziecko cz3sto tak sobie pisałam do siebie. Teraz jest inaczej, każdy może się odnieść, sam wiesz. Może to taka symboliczna pani, bo trochę ich się uzbierało :)  To takie dziś były pierwsze łzy, bo bał się iść do szkoły. I tak możnaby powiedzieć , dopiero dzisiaj. Mój chłopak nie dosłyszy.   Dziękuję za wizytę :)             Nie wyszło mi to jednak do dziecka :) Może właśnie nie nienawiść, cz3sto wiele bierzemy zbyt bardzo do siebie. Dziękuję:) Dziękuję :) Proszę nie dręczyć mojego gościa pod tekstem :) Komentarz to coś znacznie więcej niż nawet pierwsze miejsce w rankingu, tak wg mnie :) Ale świat się chyba zmienia i pod tym wzgl3dem ;)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...