Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Złuda


Rekomendowane odpowiedzi

A więc dobrze, chodźmy. Idziemy. Idźmy tędy. Jak wtedy. Pamiętasz? Powiedz…

Ale czy pamiętasz jeszcze? Zatem idźmy, idąc raz jeszcze.

Chodźmy prosto, podążając drogą wniebowstąpienia.

Tego właśnie wniebowstąpienia, kiedy się idzie prosto w słońce.

 

Idźmy prosto tą drogą pustego miasta.

Tą ulicą pachnącą nagrzanym asfaltem. Tym chodnikiem. Tym trotuarem…

 

Kochanie, dotknij ściany.

Tej chropowatości

pełnej drobnych ziarenek kwarcu.

 

Tych pęknięć na elewacji starej kamienicy…

Poczuj… Poczuj jeszcze, mimo zagubienia w labiryncie czasu.

 

To tutaj. To było tutaj.

Albo, gdzieś dalej.

Gdzieś tam, koło tego rozłożystego dębu, kasztanu.

 

Słońce wschodzi. Zachodzi. Wiruje wokół ostrej szpicy ratusza,

jarząc się na blaszanych rynnach. Na szybach zamkniętych okien…

 

Gdzieś tutaj. Tak, to było gdzieś tutaj.

Albo, gdzieś tam — dalej.

Tylko w trochę innej korekturze zdarzeń.

W trochę innej godzinie tamtego dusznego lata.

 

Tak jakoś szliśmy, jak się idzie we śnie. Jak można iść jedynie we śnie.

Tak jak się idzie teraz, kiedy idziemy wciąż w tym wiecznym niedochodzeniu.

 

Chodź.

 

Wyjdźmy tymi drzwiami na końcu.

Tą bramą z kutego żelaza.

Albo poczekajmy chwilę

w osłonecznionym pustką pokoju.

 

Spójrz jak wspina się smuga światła.

Jak idzie wolno po ścianie.

Dotyka drugiej… Jak pełznie po drewnianej podłodze…

 

Olśniewa stojące

na środku

drewniane krzesło…

 

Przepływające cząsteczki kurzu.

 

Na ścianach jaśniejące kształty

po czymś, co tu kiedyś było. 

A teraz omiata tchnieniem bladej ciszy.

 

Od okna idzie blask jaskrawy. Od szyby poruszanej niczyja ręką.

 

Od szyby,

w której

mży niewyraźny profil

 

Kto tam stoi? Nikt.

To tylko nagły błysk pamięci.

 

Przekrzywione, trzeszczące szafy z zamkniętą na klucz przeszłością, albo na  twoje imię.

 

W środku pogięte fotografie,  

kilka poplamionych kartek... Niewiele tego.

 

Jakieś resztki Okruchy nie wiadomo czego.

Poskręcane. Splątane kołtunem. Zeschnięte złogi zapomnienia

 

Wydaje mi się,

że stoisz

skulona w kącie

z twarzą ukrytą w woalce.

 

Podchodzę.

 

Biorę za rękę.

Taką zimną,

wręcz lodowatą.

 

I nie wiem czy to są palce.

Czy to są w ogóle czyjeś palce.

 

Unoszę woalkę, by spojrzeć raz jeszcze tobie w oczy.

 

Za woalką

pajęczyny

falują na ścianie…

 

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-24)

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...