Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

I.

 

      Jest we wszechświecie pewna planeta,

Niczym niewielki pyłek i maleńka kruszynka,

Zdać by się mogło całkowicie bezbronna,

Wobec ogromu otaczającego ją niepojętego wszechświata,

 

Lecz na przestrzeni miliardów lat,

Otoczona troskliwą pieczą Wszechmocnego Boga,

By podług kosmosu odwiecznych praw,

Poddana im trwale mogła się formować,

 

By gdy dopełni się jej czas,

A przez tysiąclecia ukształtuje stabilny klimat,

Mogła przyjąć na siebie najcudowniejszy dar,

Istnienie stworzonego na obraz Boży człowieka…

 

Posłusznie przeto wpisała się w Boży Plan,

Ta maleńka we wszechświecie kruszynka,

Przyjmując na siebie wszelakiego życia dar,

Towarzyszący jej odtąd przez kolejne tysiąclecia…

 

II.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

Kryjąca w sobie największy swój skarb,

Roznieconą Bożym Zamysłem iskrę życia,

Tlącą się w niezliczonych istnień różnorakich gatunkach,

 

Obfitująca w wszelakie formy istnienia,

O skomplikowanych strukturach i różnorakich barwach,

Drapieżniki kryjące się w leśnych gęstwinach,

Liczne stada podniebnego ptactwa,

 

Pośród łąk malowniczych i pól rozległych,

Aż po tonące we mgle górskie szczyty,

Zawładnęły nią wszelkie życia formy,

Będąc świadectwem wspaniałości przyrody,

 

W ciągnących się górskich pasm rozpadlinach,

W zapierających dech w piersiach pustynnych kanionach,

Wszędzie tam odnajdziemy piękno stworzenia,

Poruszające do samej głębi jestestwa…

 

 

III.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

Gdzie potężne zimnokrwiste gady ustąpiły miejsca,

Tlącym się w Bożym Zamyśle narodzinom człowieka,

Będącego odtąd ukoronowaniem wszelkiego stworzenia,

 

Gdy ze względu tylko na niego samego,

Stworzył Bóg Litościwy człowieka ułomnego,

By przez kolejne pokolenia się doskonaląc,

Czynił niestrudzenie ziemię sobie poddaną,

 

Za dni codziennych życiową przestrzeń,

Ofiarowując człowiekowi cudowną błękitną planetę,

By wraz z kolejnych wieków upływem,

Cieszyć mógł się cywilizacyjnym rozwojem…

 

By umiłowanej przez Boga ludzkości dzieje,

Nierozerwalnie odtąd z nią zespolone,

Nadały odtąd jej istnieniu epokowy sens,

Czyniąc ją wyjątkową w całym wszechświecie…

 

IV.

 

Gdzie zadumana wrażliwa Wiosna,

Wędrując poprzez rozległe łąki i pastwiska,

Do życia budzi nieśpiesznie cały świat,

Topiąc resztki śniegu w przydrożnych rowach,

 

Gdzie łagodny wiosenny wiatr,

Tajemnicze swe melodie od wieków wciąż gra,

Plącząc się niekiedy w rozłożystych drzew gałęziach,

Głaszcząc niekiedy szyszki na niebosiężnych świerkach,

 

Gdzie choćby najmniejsze źdźbło trawy,

Przystrojone o poranku kroplami rosy,

Niczym aksamitnym płaszczem dumny królewicz,

W oczach wszechświata swym pięknem się szczyci,

 

Gdzie najmniejszy promyk słońca,

Heroldem będąc nadchodzącego dnia,

Nocy czas jej odejścia zarazem oznajmia,

By speszona nieśpiesznie się rozpłynęła…

 

V.

 

Gdzie każdy tysiąc uderzeń skrzydeł kolibra,

Gdzie poranny melodyjny śpiew słowika,

Matce Naturze odmierza czas,

Niczym przepięknej księżniczce szklana klepsydra,

 

Gdzie kwilą o poranku ptaszyny,

Wyczuwając łagodne wiatru powiewy,

By wkrótce śmiało w powietrze się wzbić,

Liche swe gniazdka pozostawiając za plecami,

 

Gdzie z nieśpiesznym biegiem kolejnych dni,

Wiją swe gniazda pięknoskrzydłe bociany,

By potomstwu godne warunki zapewnić,

Do odlotu w odległe zamorskie krainy,

 

Gdzie podniebne chmurnookie sokoły,

Pośród rozległych stepów szerokich,

Polując zawzięcie na czmychającą zdobycz,

Od wieków cieszą wciąż oczy ludzi…

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

VI.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

Gdzie najmniejszy lądu czy roślinności obszar,

Czy to maleńka pośród oceanu wysepka,

Czy to przybrzeżnych szuwarów skupiska,

 

Czy to urokliwy leśny zakątek,

Czy spowite mgłą niepamięci uroczysko zapomniane,

Mają wszystkie sekrety swe niezliczone,

Przez Czas wszechwiedzący zazdrośnie strzeżone,

 

Gdzie olbrzymie rozległe kontynenty,

Będące niegdyś kolebką dla rozwoju ludzkości,

Kryją tysiące jej niezgłębionych tajemnic,

Od wieków w zapomnieniu spoczywających w ziemi,

 

By kiedyś na światło dnia wydobyte,

Przeszyte jak mieczem mędrca okiem,

Pieczołowicie zbadane przez dociekliwą naukę,

Stały się inspiracją dla przyszłych pokoleń…

 

VII.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

O której zatopionych w pomroce pradziejów sekretach,

Gdy zrosi je nocą księżyca blask,

Szepczą sięgające niebios zadumane prastare drzewa,

 

Niekiedy zebrane na wiecu,

W niewielkim urokliwym przydrożnym lasku,

Gdy w szumie wiecznie zielonych świerków,

Usiłują rozsądzić zawiłości ciągnących się latami sporów,

 

Niekiedy niczym w senacie bądź sejmie,

Debatujące przez lat wiele w prastarym borze,

Dumne a dostojne dęby rozłożyste,

Tajemnic przeszłości znające tak wiele,

 

Gdy tylko powieje niezgody wiatr,

Kruchymi ich gałęziami poruszając z wolna,

Pogrążone od wieków w tych samych sporach,

Wszczynają znów swe dysputy rozliczne drzewa…

 

VIII.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

Gdzie każda sięgająca niebios statua,

Mimo upływu setek i tysięcy lat,

O odwiecznych wartościach całej ludzkości przypomina,

 

Gdzie pieczołowicie wznoszono przez wieki,

Sięgające niebios mitycznych bogów posągi,

By spomiędzy chmur obejmując spojrzeniem dumnym,

Spowite mgłą panoramy miast starożytnych,

 

Z upływem kolejnych stuleci,

Były milczącymi świadkami,

Jak przez wieki kolejne wynalazki,

Będąc kamieniami milowymi w rozwoju ludzkości,

 

Ścieżki jej rozwoju trwale wytyczyły,

By plącząc się w kolejnych zawiłościach dziejowych,

Dzięki potędze wiedzy i wspaniałości nauki,

Powracała zawsze na właściwe tory…

 

IX.

 

Gdzie każdego upalnego lata,

Delikatny letni wiatr,

Szumiąc łagodnie w leśnych gęstwinach,

Plącze się niekiedy w smukłych jeleni porożach,

 

By w okraszonych blaskiem słońca strumykach,

Niebawem radośnie się skąpać,

A nad rozległe łąki niebawem znów pognać,

Trącając delikatnie przybrzeżny kwiat…

 

Gdzie skrzące gorącego słońca promienie,

Niczym świetliste anielskie włócznie,

Zatopione w tysiącach jezior i rzek,

Zdają się wiernie czci ich strzec,

 

 

Użyczając im swego świetlistego blasku,

Zatopionego w głębi krystalicznie czystych wód,

Czynią je podobnymi do błyszczących diamentów,

Tak pięknych niczym wyjęte ze snu...

 

X.

 

Gdzie każdy choćby najmniejszy kwiat,

Choćby mizerna krucha roślinka,

Jawi się oczom przyrody niczym bezcenny skarb,

Równy najokazalszemu samorodkowi złota,

 

Gdzie każda płonącego bursztynu kropla,

Skrząca niczym najjaśniejsza niedosięgła kometa,

Jest niczym bólu gorąca łza,

Przez niszczoną przyrodę ukradkiem uroniona,

 

Gdzie niezliczone dmuchawce na skrzących zielenią łąkach,

Są niczym planety w rozległych galaktykach,

A ich niesione wiatrem nasiona,

Podobne bywają niekiedy do spadających gwiazd,

 

Gdzie najpiękniejszych polnych kwiatów kielichy,

Kryjąc w swych wnętrzach nektaru drobiny,

Wabią ku nim niezliczone owady,

Posłuszne instynktownie Matki Natury woli…

 

 

XI.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

Radosnymi uśmiechami dzieci cała okraszona,

Niczym puszysta, mięciutka, aromatyczna babka,

Tonąca cała w pudru drobinkach,

 

Gdzie szczery niewinny dziecka uśmiech,

Na starców cierpienia bywa lekiem,

A w niejednej życia chwili ciężkiej,

Milionów matek rozszalałych nerwów ukojeniem,

 

Gdzie na przestrzeni płynących nieśpiesznie lat,

W maleńkiego dziecka przeglądając się oczach,

Niejedna matka doznała pokrzepienia,

Zaklętego w cieknących szczęścia łzach,

 

Padających na ręcznie wyszywane poduszeczki,

W misternie rzeźbionych kołyskach drewnianych,

Czy to w bogatych pałacach książęcych,

Czy to w ubogich chatach chłopskich…

 

 

XII.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

Przez oblicza posępnych Sfinksów strzeżona,

W Gizie, w Beludżystanie, w Karpatach,

W tak odległych od siebie globu zakątkach,

 

A choć martwe spojrzenie kamiennego Sfinksa,

Ustępuje bystremu wzrokowi szybującego sokoła,

Na wpół zamglone a zatopione w zaświatach,

Poznało wiele tajemnic stworzenia…

 

I choć przez szkaradne kamienne gargulce,

Uczepione gzymsów gotyckich katedr,

Bez pardonu niekiedy wyszydzana dotkliwie,

Za niewysłowione piękno jakim poszczycić się może,

 

Przez pięknolicych białoskrzydłych aniołów posągi,

W rozrzuconych po świecie świątyniach barokowych,

Pocieszana zawsze słowem serdecznym,

Będącym odbiciem Bożej Mądrości…

 

XIII.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

Gdzie każda sięgająca nieba piramida,

Zatopiona jest zarazem w niezgłębionych tajemnicach

I mnogości hipotez tyczących jej powstania,

 

I nawet dziewięć pierścieni Saturna,

W całej swej wspaniałości nie może się równać,

Z siedmioma cudami jej starożytnego dziedzictwa,

Stworzonymi przed wiekami ręką człowieka…

 

Gdzie potężne warowne zamki,

Majaczące we mgle pośród gór nieprzystępnych,

Świadectwem pozostając epok minionych,

Wspaniałym są zarazem pomnikiem historii,

 

W swych tajemniczych lochów zwaliskach,

Kryjąc niejeden strzeżony barwnymi legendami skarb,

Mimo upływu wieku czekający odkrycia,

Przez o czystym sercu nieustraszonego śmiałka…

 

XIV.

 

Gdzie zielone liście soczyste,

Szeptem czasu dotknięte,

Z biegiem dni kolejnych stają się złote,

Z czasem usychając zimnym wiatrem niesione,

 

Gdzie chłodna, zimna jesień,

Złocąc każdego roku na drzewach liście,

Perli policzki dzieci skrzącym rumieńcem,

Przydając ich rodzicom siwych włosów na głowie,

 

A każdy maleńki cienki włos,

Niepostrzeżenie na głowie srebrząc,

Ustępuje pola nostalgicznym wspomnieniom,

Żarzącym się w serc głębi wieczorową porą,

 

Gdy niejeden rodzic z rozrzewnieniem wspomni,

Jak  pośród swego dzieciństwa chwil beztroskich,

Gonił za widmem niedosięgłej przygody,

Nie zaprzestając ni na chwilę zabaw wszelakich…

 

XV.

 

Gdzie każdy niepozorny polny kamień,

Kołysanym wiatrem trawom opowieści swe snuje,

Z spowitej mgłą tajemnic przeszłości zamierzchłej,

Której przez wieki niemym był świadkiem…

 

Gdy dosiadająca niezliczonych koni chrobrych wojów armia,

Ciągnęła niegdyś przez rozległe pola,

By bić ofiarnię swego księcia wroga,

Przechylając na jego stronę szalę zwycięstwa,

 

W czasie tamtych wiekopomnych pamiętnych bitew,

Toczonych przez wieki ze zmiennym szczęściem,

Mimo strat ogromnych i krwi przelanej,

Niekiedy ofiarnie wieńczonych triumfem…

 

Gdzie przez wieki niejeden król zadumany,

Pośród pól bezkresnych i stepów szerokich,

Czekał cierpliwie rozstrzygnięcia sądnej bitwy,

Wznosząc ku niebu żarliwe swe modły…

 

 

XVI.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

Licząca cztery i pół miliarda lat,

Gdzie trudna i bolesna minionych wieków historia,

Kładąca się cieniem na przyszłe pokolenia,

 

Ukryta jest w porośniętych mchem zamków ruinach,

Będących świadkami ścięcia niejednego króla,

Ukryta jest w podziemnych bunkrów czeluściach,

Obleganych niegdyś przez militarnych koalicji wojska,

 

Zrządzeniem losu sprawiedliwym,

Będących niegdyś niemymi świadkami,

Ostatnich godzin życia dyktatorów krwawych,

Gdy dosięgła każdego karząca ręka sprawiedliwości,

 

Gdzie bezcenne unikatowe pomniki przyrody,

Zazdroszczą zburzonym grodom prastarym,

Że nie muszą oglądać zbydlęcenia ludzkości,

Goniącej dziś ślepo za widmem mamony…

 

XVII.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

Brudna, zaśmiecona, betonem pokryta,

Krwawymi wojnami przez wielki wyniszczona,

Bólem i cierpieniem tak bardzo naznaczona,

 

Z której modlitwy milionów chorych dzieci,

Wyszeptywane trwożnie w zaniedbanych oddziałach szpitalnych,

Zanoszą przed oblicze Boga anioły,

Pozostawiając w ich sercach promyk nadziei,

 

Gdzie ból, smutek i cierpienie,

Tysięcy ludzi codziennym są chlebem,

Okraszonym gorzkim z fabrycznych kominów dymem,

Popijanym łzami cieknącymi spod powiek,

 

Gdzie milionów ludzi kolejne dni życia,

Są niczym wielka od pracy rana,

Niekiedy jeszcze zakażona przez strach,

O utratę środków potrzebnych do życia…

 

XVIII.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

Siecią tysięcy autostrad poprzecinana,

Przez ludzi wciąż systematycznie niszczona,

W imię ułudy postępowego świata,

 

Gdzie choć powodzie, gradobicia, huragany,

Wyrządzają nader często dotkliwe szkody,

Niszcząc niekiedy i całoroczne zbiory,

Pozostawiając zrujnowane gospodarstwa i folwarki,

 

Gdzie choć rozliczne kataklizmy,

W ubiegłych stuleciach i wiekach zamierzchłych,

Odciskały się piętnem na losach ludzkości,

Ścierając obraz szczęśliwych dni,

 

 

Nigdy nie umiera Nadzieja,

Mimo przeciwności losu tląca się w sercach,

Niczym maleńka rozżarzona iskierka,

W rozwiewanych porywistym wiatrem zimnych popiołach,

 

XIX.

 

Gdzie każdy maleńki śniegu kryształek,

Skrywa w sobie głęboki swój sekret,

Zaklęty w nim tajemniczym przyrody szeptem,

W krótkiej swego istnienia chwili ulotnej,

 

Gdzie leciutki biały puch,

Otulając każdego roku ziemię do snu,

Strzeże czule jej największych sekretów,

Przed chciwym spojrzeniem pełnych zawiści oczu,

 

Gdzie niczym ponurej zimy brudny śnieg,

Topnieją minionych pokoleń traumy bolesne,

Z każdym łagodnym nadziei powiewem,

Niesionym niepostrzeżenie cichutkim wiosny szeptem,

 

Z każdym pierwszym noworodka krzykiem,

Niosącym się echem na sali porodowej,

Z każdym pierwszym maleńkim przebiśniegiem,

Wystającym ponad białego puchu czapę…

 

XX.

 

Gdzie ponadczasowa nieśmiertelna filozofia,

Nie starzejąca się nigdy poczciwa logika,

Odtrutkami bywają na kłamstwa postępowego świata,

Szerzone w dziejach ludzkości przez nieprawości ducha,

 

Gdzie słowo sędziwego mędrca,

Bywało odbiciem dobroci płynącej z głębi serca,

Niczym krystalicznie czystej wody kropla,

Skryta w nieprzystępnych górskich jaskiniach,

 

Gdzie słowo starego profesora,

Wybrzmiewające w starych uniwersytetów murach,

Kształtowało przez wieki kolejne studentów pokolenia,

Prowadząc ich przez trudy codziennego życia,

 

Gdzie wciąż kolejni wszelakich nauk mędrcy,

Przybliżają się do tej odwiecznej prawdy,

Iż pośród niezbadanych galaktyk bezkresnych,

Ta maleńka kruszynka jest skarbem bezcennym…

 

 

- Tekst opublikowany 21 maja z okazji przypadającego w tym dniu Światowego Dnia Kosmosu.

Edytowane przez Kamil Olszówka (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zatrzymał mnie początek V i trzecia strofka w VI, bo wyszukałam ładne rymy i poczułam, że naraz czytam jakąś epopeję.

My tu wszyscy się szanujemy, dlatego dzielę się odbiorem.

Pozdrawiam

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Dekaos Dondi „Czy bywa tak, że to, co zasłania światło, jest ważniejsze od blasku, który może oślepić”. Światło oglądane przez pryzmat ciemności ciekawy tekst w naszej paranoi przed światłem.
    • Pozwolę sobie odnieść się do faktów historycznych, bo w dyskusji pojawiły się stwierdzenia, które nie są zgodne z źródłami. Polowania na czarownice oraz skala przemocy religijnej była głównie domeną sądów świeckich w Europie (XVI–XVII w.), nie Inkwizycji. Szacunki współczesnych historyków są następujące: – polowania na czarownice: ok. 40–60 tysięcy zabitych (głównie sądy świeckie) – Inkwizycja (łączna skala): ok. kilkanaście do 50 tysięcy egzekucji – krucjaty: ok. 1–3 miliony ofiar (wszystkie strony konfliktów łącznie) Powyższe liczby nie są “opinią”, tylko konsensusem badań historycznych (XX/XXI w.). Jeżeli w wierszu pojawiają się zdania: „tylko ubodzy dostąpili spotkania z Nim” to to również stoi w sprzeczności z Ewangelią i faktami historycznymi — bo Jezus rozmawiał również z bogatymi, faryzeuszami oraz elitą. W dyskusji pojawił się także wątek współczesnej polityki. Tu także warto zostać przy faktach: – Kościół jako instytucja nie zawsze opowiadał się po stronie wolności – sojusze z władzami autorytarnymi występowały wielokrotnie w historii Dlatego proponuję rozdzielić: wiarę osobistą → może być autentyczna, głęboka narrację instytucjonalną → bywała w historii sprzeczna z etyką To jest jedynie przypomnienie, że: fakty są weryfikowalne — opinie nie muszą być.
    • W kruchości malutkie myśli  Podziwiają rozrost sił odwagi  Rozświetla umysł ich liczba  Nieskończona, rozwibrowana Wielka moc nagich liści  W której Bóg żył drzewa pradawne    Wpuszczone w korzeń  Znaczenie chwil wraz z wzrastaniem Zmienne jakby edytowane Odkrywamy koronę na tej suchej drodze  Czasami w zabawie  Czasami poważnie  Proste rymy tworzą bajkę    Przepastne głębie wydarzeń  Przez nas nie zrozumiane  Boskie wobec nas pragnienia  Trudne zadanie  Wydobyć potencjał nasienia    W refleksji ubieramy się uważnie  Wkraczając wprost do wnętrza ukrytego celu  Zabierając te wglądy w podróż doświadczenia  Czuć już  Bezruch dni w centrum istnienia    Zamykając przeróżne drzwi  Zawsze od relacji w kontemplację samotną  Zwykłe działanie  Cierpienie znoszone z codzienną godnością    I tu słychać nasze piosenki  Echa wzruszeń i wydarzeń  Słychać podziw  Ból ujety  Zajęte przestrzenie ego przeklętym    Naprawianie złego  Od głębokiego lasu Do poczucia zwykłego  Że umrze gdyż się narodziło  Było jest i będzie    Łóżko ogień drewno  Troska posiłek sedno    Blisko niewiedzy  Tkwi sen i spotykam miłość    Puszczam dłoń młodości zżytą z wiecznością       
    • @Berenika97 Dla Fizyki nasz nowy partner z Mechaniki Kwantowej jest bardzo niewygodny.:)) Udany wiersz.
    • Ojciec Orest podszedł do Myszki i ku powszechnemu zdziwieniu, przytulił ją ramieniem i okrył na powrót jej wdzięki. Uśmiechnęła się do niego ni to z wdzięcznością ni to ze zmieszaniem po czym upadła mu do stóp i całując je, gorliwie się żegnała. Zakonnik szybko uniósł jej ciało wątłe i patrząc z delikatnym współczuciem odrzekł.   - Dziękuję Ci Biała Myszko. Niejeden rycerz gubi na polu bitwy i w godzinie próby swój honor i dumę - I patrzył w jej oczy z dumą - A Ty jesteś skrzywdzoną i kruchą istotą, która jednak odnalazła w sobie siłę by przyjść tu i pod twardą i zimną domeną trybunału, złorzeczyć i bluźnić na dostojnika kościoła świętego. Lecz nie po to by nieboszczyka zrównać z cuchnącym błotem Loivre a po to by prawdę okazać nam ślepcom doczesnym. Idź w pokoju boże dziecię. Za odwagę Twą ja Ci wszelkich łask i pokuty rozgrzeszenia udzielam. Niech Bóg w trójcy jedyny, zdejmie z Ciebie plamy grzechu i do zbawienia duszy powoła. Idź i nie grzesz więcej.   Myszka, ujęła dłoń ojca Oresta i ucałowała z czcią najwyższą jego pierścień. A ten po chwili pobłogosławił jej znakiem krzyża na czole i ucałował jeszcze czule miejsce postawienia znaku Pana. Dwaj franciszkanie, nadal w idealnym milczeniu odprowadzili ladacznice na powrót w tłum. Tymczasem dla ojca Nérée to już było za wiele.   - Nie macie prawa! - Jak wściekły pies rzucił się przez dzielący ich stół i ucapił habit ojca Oresta za materiał na plecach. Ten od razu zerwał się z uchwytu i oddalił się na bezpieczną odległość aż pod szafot. - Murwy i wszetecznice rozgrzeszacie, choć one plują jadem na nasz stan duchowny i kardynałów i świętych a nawet samego Boga za nic mają. Jak śmiesz! Psi synu, kochanku bladiugi, kurwysynu parchaty! - złapał za to co miał pod ręką i rzucał na oślep w szale. W stronę ojca Oresta poleciała i złota patera z owocami i kielichy i wreszcie księga z liścikami i nazwiskami alfonsów i murew z całej okolicy - Bies z Was prawdziwy a nie zakonnik i brat mój! Myślisz, że ojcem świętym jesteś czy świętym Piotrem samym!? Koniec tej farsy dla plebsu. Inaczej straży każe wszystkich tu dziś powiesić i na ostrzach roznieść!   Ojciec Orest uniknął zgrabnie wszystkich przedmiotów i wszedł na szafot. Podszedł do Orlona i jego także objął jak brat. Zdjął mu pętle i oddał zdziwionego skazańca pod kuratele franciszkanów, którzy momentalnie stanęli na deskach szubienicy i tworząc krag cichy i tajemniczy, chronili swymi ciałami oblicze świętego i alfonsa.   - Nie chowaj się za plecami braci mniejszych - Nérée podążył z wściekłością ku schodom szubienicy - Szelmo! Ty się z motłochem bratasz i stronę morderców bierzesz - wycelował oskarżający palec w Orlona i nadal w szale obrażał - Nie stójcie braciszkowie jak picze zatrwożone, tylko pojmijcie tego uzurpatora i dawnego szulera i zbójcę. Bo nikim on więcej jak szczurem, grzechem jak dżumą wypełnionym od stóp po łysy łeb zdradliwy. Pojmać zdrajcę, kto w Zbawiciela krew i ciało wierzy!     Próbował wspiąć się na deski szafotu, lecz franciszkanie zamiast usłuchać jego wezwania, to wzięli widać stronę Oresta i po krótkiej szarpaninie, zepchnęli wspólnie ciało Nérée ze schodów. Niechybnie dominikanin, skręcił by kark swój wysoko podgolony gdyby nie kolejna szybka interwencja generała d’Aubignác. W ostatniej chwili podtrzymał starca pod ręce i z wyrzutem spojrzał ku postaciom na szubienicy. Lecz nie rzekł ni słowa.     Za to ojciec Orest przeszedł do oratorskiej ofensywy. I grzmiał i ciskał słownymi piorunami jak pogańskie bóstwo karzące swych wyznawców.     - Zawrzyj pysk swój wężowy gadzie w habicie, który o dziwo nie pali twej plugawej skóry, ogniem piekielnym - spokój jego oczu I rysów był jednak nad wyraz boski w tej chwili - Nie dzierżę kluczy do bram niebios ani nie kroczę w świętości wśród aniołów I świętych, bo jak słusznie zauważyłeś do kapłaństwa i dróg Boga doszedłem przez bagna i pustynie występku i grzechu. Nie wstydzę się matki murwy i ojca rzemieślnika. A grzechy swe wobec bliźnich odpokutowałem z nawiązką. Lecz mam poparcie papieża i króla i legatem ich się zwać mogę. Więc daj sąd ten ukończyć w zgodzie i godności jemu właściwej i nie wyrywaj się tak ku objęciom drewnianej oblubienicy bo kto wie czy i Tobie stryczka kat nasz nie wyrychtuję za to co tu przyszło nam słyszeć.   Odpowiedział mu dziś po raz pierwszy d'Aubignác, który widać dążył do rychłej ugody a nie wątpliwie wyglądającego na forum całego miasta sporu   - Ojcze Oreście, zawsze Wam byłem przyjacielem i doradcą i zawsze byłem Wam rad. Nie kłóćmy się przed majestatem miejskich radców i królewskich doradców. I nie przed oczyma Boga naszego. Pozwolimy Wam dokończyć to co rzecz Wam nakazano. Mówcie dalej w imię boże.   I o dziwo zeszli razem z Nérée spowrotem na swoje miejsca, wśród całkowicie zszokowanym i poruszonych tym nagłym zajściem rajców. Franciszkanie zluzowali, zwarty dotąd szyk wokół Oresta i Orlona, jeden z nich wręczył dominikaninowi cudem ocalony chyba od gniewu Nérée dokument królewski. Ten ujął go z czcią i odnalazł w tekście właściwą frazę.   - Miejscami uprawiania grzechu I sodomii była kamienica w dzielnicy Gayet należąca do szelmy Orlona de Villargent, którego to dziewczęta i alkohol jak Diabeł kusiły kardynała. Kardynał oddał swój żywot jak ostatni frant i nędzną szumowina. Gnijąc w rynsztoku ulicy uciech, bez odzienia i resztek świątobliwej godności. Sztylet, który w jego piersi spoczywał był karą właściwą dla jego jestestwa bez różnicy kto go w jego ciało wymierzył. De Villargent czy jego nierządnice. Co więcej szelma w celi zamknięty, na ostatniej swej spowiedzi, wyjawił innych prowodyrów występku i cudzołóstwa, którzy w jego domu uciech, zabaw zepsutych używali. Członek i główny oskarżyciel trybunału. Ojciec Nérée ,który z całą żarliwością domaga się powieszenia Orlona de Villargent sam był gościem jego domu w Gayet. Miał swój pokój na poddaszu. Gdy nie było go w klasztorze przez czterdzieści dni, twierdził, że przebywał na rekolekcjach. Prawda, przeżywał rekolekcje ciała z młodą dziewczyną o imieniu Pluie. Ponoć śpiewała mu pieśni z psalmów… gdy nie miała zajętych ust czymś innym.   W tłumie wybuchł śmiech, choć niektórzy zadrżeli na myśl o bluźnierstwie.   - Z kolei brat Célestin d'Aubignác, obecny tu i również siedzący w loży sędziowskiej, przyjmował miesięczną daninę od alfonsa de Villargent za ochronę przed rewizją. Gdy dziewki płakały na widok swego chlebodawcy, nie czyniły tego tylko z tęsknoty. Czyniły to z lęku, że razem z nim zniknie ich ostatnia nadzieja, że zostaną tylko pod opieką duchownych... którzy nie raz, i nie dwa, okazali się gorsi od klientów.   Ojciec Orest opuścił dokument, odetchnął głęboko i rzekł powoli:   - Nie żądam uniewinnienia Orlona de Villargent. Żądam, by został wysłuchany. A potem, być może, osądzony... przez kogoś, kto nie zhańbił swego sumienia dotykiem tej samej rynsztokowej wody, w której pływał skazany. Tak z bożej woli ogłaszam. Niechaj zapis ten zostanie przeczytany w obecności ludności Lanoire, duchowieństwa i zakonników, oraz w obliczu śmierci, której stryczek już czeka.   Taka była wola najwyższego króla Francji Karola. Tłum w ciszy jedynie zwiesił głowę a Orlon odetchnął z wyraźna ulgą.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...