Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rodzina Szkieletów


Rekomendowane odpowiedzi

Modyfikacja dawnego tekstu.

 

 

Pani Szkielet, nieustannie smukła i zgrabna, jest tak podekscytowana, że każda kosteczka, dźwięczy niecierpliwością. Musi tylko męża przekonać. W Krainie Szkieletów zaistnieli od dawna, ale w tym domku mieszkają już dobry tydzień i jeszcze żadnych znajomości. Dlatego postanowiła, że zaproszą sąsiadów na imprezę, tak zwaną: Kościówe.

 

Jak to jednak zazwyczaj bywa, sprawy przybrały zgoła inny rozkład zdarzeń.

 

–– Kochanie – rzecze Pan Szkielet. – Skoro nie umiemy klekotać w takt społeczności, to po trupa nam to całe zamieszanie.

–– Właśnie po to, żeby umieć. A poza tym, czyżbyś zapomniał mój drogi mężu – gestykuluje piszczelem żona – że jesteśmy szkieletami o dobrych sercach?

–– Sercach? Bez przesady.

–– Ależ kochanie. Przyznaj, że będzie nam niezmiernie miło, ukościć sąsiadów w naszych progach i nie marudź mi już.

–– No ale…

–– Mnie mówisz… „no ale.” Mnie? Kochającej żonie, której miednicy używasz?

 

Pan Szkielet jeno kiwa czaszką. Poklekocze i przestanie – myśli sobie. – Przeważnie tak jest.

 

Pani Szkielet też kiwa czaszką, ale z myślą w środku: zapewne byś chciał, żebym przestała. Nie dzisiaj trupciu, skoroś taki nieprzychylny do społecznej integracji.

 

–– A teraz zmykaj z domu i zaproś wszystkich. Tylko weź parasol, bo ci znowu w oczodoły deszczu napada.

–– Napada, jak po skosie zacina. Dzisiaj nie zacina.

–– Zawsze zacina. Wiem co mówię.

–– Przecież dzisiaj nie siąpi.

–– Co z tego, ale będzie zacinać. I znowu będę musiała czaszkę tobie zdejmować i wodę wylewać.

–– Ostatnio kwiatki w doniczkach podlałaś, więc nie narzekaj.

–– Dlatego zwiędły. No idź już!

–– Tak kochanie. Masz racje.

 

I poszedł.

 

Długo nie wędrował. Nawet nie zdążył żadną społeczność zaprosić, gdyż nagle poczuł jakiś złowieszczy ruch, by po chwili brać udział, w stukającym zamieszaniu. Poczuł że jest psychicznie rozbity. A właściwie dosłownie rozrzucony, ale z zachowaniem wszystkich części i widoczności z poziomu ziemi.

 

Pani Szkieletowa, coraz bardziej wnerwiona, lecz także zaniepokojona. To prawda, że dureń z krwi i kości, ale bardzo go kocham. Przecież nocka zapada, a jego nie ma. Po jakimś czasie, przestaje jej zależeć na imprezie. Byle tylko wrócił. Postanawia, że pójdzie go poszukać, lecz właśnie w tym momencie, słyszy za drzwiami, niesamowity klekot. Jakby ktoś na taczce, wiózł stertę kości. Po chwili słyszy stukanie w drzwi. Pani Szkielet otwiera i łzy smutku kapią z oczodołu, ale z drugiego inne: obrzydzenia.

 

Na taczce leży sterta męża. Bystrym okiem dostrzega, że nic nie braknie, a szczęka ruchliwie zgrzyta, jakby chciała coś wytłumaczyć, zanim będzie za późno. Nic dziwnego, że części męża, w obawie o swoje zdrowie.

 

Gdyż taczkę trzyma o zgrozo… Cielak. W świecie szkieletów, takiego czegoś obleczonego w ciało, nie powinno być. To na pewno on, porozrzucał męża. Podchodzi do odmieńca z zamiarem wiadomym. Gościu nie ucieka, a ona słyszy głos męża.

 

–– Kobieto. To on mnie uratował.

–– To tu?

–– Nie to tu, tylko Cielak. Odebrał wszystkie części napastnikom. Nawet nie wiem, jak dokładnie wyglądali. Patrzyłem z poziomu ziemi. Dziwne było to, że gdy mój wybawiciel, wyrwał takiemu część mnie, to ten zupełnie znikał. Przyznam, że tego nie rozumiem. Musimy jutro popytać społeczność. Tylko mnie poskładaj wreszcie. Cielak ci pomoże.

 

–– Dziękuję za troskę. Poradzę sobie. Jeszcze się będzie o mnie ocierał. Ble!

 

Pani Szkielet, właśnie skończyła składać męża. Wygląda jak dawniej. No... prawie jak poprzednio. Ubytków nie ma, ale nie wszystkie szczegóły są dokładnie, na swoim miejscu, co ją nieco trupi. Spogląda bardziej przychylnie na Cielaka. Nie dosyć, że uratował jej męża, to jeszcze taki skromny. Milczy o zajściu, niczym martwy. Tylko skąd takie coś przylazło. A zatem pyta:

 

–– Wiesz w jaki sposób, zaistniałeś w naszym świecie?

–– Nie – odpowiada jednoznacznie Cielak.

–– A wiesz, że my takich jak wy, nie lubimy?

–– Hmm

–– A ty nas lubisz?

–– Nie wiem. Trzeba było pomóc, to pomogłem.

 

Pytająca, zaskoczona taką długą kwestią, aż zaczyna filozoficznie skrzypieć.

 

–– Czyli teraz Cielaku, nie należysz, ani do tamtych, ani do nas.

–– Chyba.

 

Pan Szkielet wreszcie może przemówić, bo mu żona szczękę zakleszczyła, ale ową wyswobodził. Pomyślał wszakże, że trzeba w jakiś sposób, wybawicielowi podziękować. W końcu niewątpliwie na to zasłużył. Przecież mają dobre serca, jak to metaforycznie sprecyzowała żona.

 

–– Kochanie. Panu Cielakowi przynależy odwdzięczenie z naszej strony. Nie sądzisz? Nie wiadomo, co by ze mną było, gdyby nie on.

–– Przewidując co zasugerujesz, bo znam cię jak własną chrząstkę, właśnie sobie pomyślałam, że obierzemy Cielaka ze skóry, mięsa i wszystkich miękkich części. Będzie mu jak u siebie w domu. Mówiąc banalnie, uszczęśliwimy go tym, co sami najbardziej kochamy. Co o tym sądzisz?

–– Chyba ważniejsze, co sądzi Cielak.

–– Na tak… masz racje. Panie Cielaku. Słyszałeś co mówiłam mężowi. No i jak. Chcesz być obrany, należeć do naszej społeczności, mieć tutaj dom… czy też porozrzucany na zewnątrz?

–– Dacie?

–– Co?

–– Znieczulenie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...