Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

                     - dla Belli i dla A. 

 

   - Tak, umarłeś - potwierdziła Bella. - Jak sam wiesz, po raz kolejny. Jak zresztą wiemy oboje. I po raz nieostatni, co wiemy także. Co zawiera w sobie prawdę, że będziesz chciał wrócić. 

   - Ale skoro umarłem, to jak?... - zapytał wciąż oszołomiony Mil. Odruchowo, bo przecież już zrozumiał, mając wszakże  - jako Jezusopadawan - stosownie szeroki zasób duchowej wiedzy. - No tak, przecież czuję, że mam ciało. Widzę, słyszę i mówię. Ale nie jest ono czysto ziemskim, prawda? - spytał. Znów retorycznie.

   - Oczywiście - odparła mu żona. - Moje też nie, jak widzisz i jak się domyśliłeś. Ale to ciągle materia, chociaż na wyższym poziomie energetycznym. Dużo, dużo wyższym, oferującym - a więc i zapewniającym - o wiele więcej możliwości. W oczywisty sposób nie podlegające wpływowi czasu. Którego jednak wpływ, jak wiesz, da się ograniczyć. Pominąwszy już to, że wpływa on tylko na dane ciało w określonym wcieleniu. Nic natomiast znaczy w dłuższej perspektywie całego ciągu inkarnacji. No, ale - przerwała sobie, kończąc. Po czym poruszyła znacząco skrzydłami, uśmiechając się wdzięcznie. A zarazem skromnie i zachęcająco. - Ależ, mój drogi mężu! Długo mam czekać? Przemiana zwiększyła mój apetyt, a twoje ciało... - ponownie urwała, ponownie znacząco. 

   Nie czekał na kolejny uśmiech...  

 

                    *     *     * 

 

   - Skrzydła bynajmniej ci nie przeszkadzały - mruknęła, uśmiechnąwszy się filuternie, gdy skończyli sycić się odmienionymi sobą. Oboje rozemocjonowani i rozgorączkowani na poziomie o wiele wyższym, niż za każdym dotychczas wspólnie doznanym i wspólnie przeżytym Czasem Czułości. 

   - Tobie także nie - przymrużył lewe oko, mając na myśli inny niż ona - co widział w jej umyśle - etap dopiero co przeżytego Czasu. Mimo, iż przecież oboje byli poza czasem. 

   - Jak sam widziałeś i czułeś - teraz Bella przymknęła oko. Dla odmiany prawe. - Zdecydowanie nie. Po czym, po kolejnej dłuższej chwili zapytała:

   - Chcesz ją zobaczyć? 

   Gdy przytaknął - czego zresztą spodziewała się, znając go od tylu wieków, a teraz widząc na wskroś - podniosła się. Usiadłszy, przyłożyła do brzucha złączone dłonie - krawędzią do siebie, kciukami na zewnątrz. Po następnej chwili przesunęła ku niemu dłonie ze spoczywającą w nich malutką aniołką. Że nie aniołkiem, widać było po długiej czuprynce. Po matce -  czarnej. Bella uniosła ręce i odczekawszy, aż mąż dotknie jej ostrożnie, dmuchnęła delikatnie. Aniołeczka, uniesiona, rozpostarła skrzydełka - jak matczyne, ale znacznie mniejsze, proporcjonalne do obecnego wzrostu - i zaczęła swobodnie unosić się w przestrzeni tuż przed nimi, rosnąc zauważalnie.

   - Same anioły - uśmiechnął się Mil. - Nasza pierwsza Kruszynka, potem ty i teraz nasza druga anieliczka. No, prawie - poprawił się, pomyślawszy o sobie.

   - Ty też masz w sobie cząstkę anioła - Bella uśmiechnęła się w odpowiedzi. 

Cdn.

 

   Voorhout, 11. Marca 2024 

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Natuskaa

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Buch!    Rach!   Ciach!   Maszyna  Czy strach?   I życie ukryte  Za zasłoną świadomości    Bo czas nie ma  Dla nikogo litości    Gdy pędzi za nieznanym 
    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...