Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ta symboliczna drobina popiołu…


Rekomendowane odpowiedzi

I.

 

      W cieniu wielkich metropolii,

W wnętrzach stareńkich kościołów drewnianych,

Gdzie niejeden kapłan rokrocznie popiół święci,

By posypać nim głowy parafian skruszonych…

Najsampierw samemu pochylając swą głowę,

Przed ulotnego popiołu wielowiekowym symbolem,

Niekiedy wiedziony Bożym natchnieniem,

Po Mszy w skupieniu przed kościół wyjdzie…

I niekiedy przed kościołem choć symbolicznie,

Część poświęconego popiołu na wietrze rozsypie,

By dla ludzkości było to znakiem,

Iż każdy kiedyś stanie się prochem…

 

Niech wiatr rozwieje na wszystkie strony świata,

Popiół rozsypany przez starego kapłana,

By wszystkim kontynentom i narodom przypomniał,

O kruchości i przemijalności ludzkiego życia…

Niech jego maleńkie drobiny,

Niesione wiatrem Bożej Mądrości,

Opadając niezauważone na głowy zabieganych ludzi,

Krzyczą szeptem o potrzebie pokuty…

 

Ta symboliczna drobina popiołu,

Na głowy biznesowych magnatów,

Właścicieli międzynarodowych koncernów,

Rozmiłowanych tak bardzo w luksusie i zbytku,

                

Opadając delikatnie niech będzie przypomnieniem,

By życie podporządkowane pogoni za pieniądzem,

Ukierunkowali także i na sprawy Boże,

Nim zakończy ono swój ziemski bieg…

 

Ta symboliczna drobina popiołu,

Świecących łysin skorumpowanych polityków,

Uwikłanych w sieci rozmaitych układów,

Pokątnych szemranych interesów,

 

Niech niezauważona przez nikogo dotknie,

By w zgiełku sejmowych korytarzy im przypomnieć,

O każdej złamanej obietnicy wyborczej,

O każdego oszukanego wyborcy nadziei zawiedzionej…

 

 

II.

 

Gdy mury europejskich gotyckich katedr,

Przez buldożery na proch dziś starte,

Z miejsc ich dawnych dziś pustki ziejącej,

Pozostały tylko niemym świadectwem…

Tamtych z zamierzchłych czasów Śród Popielcowych,

Służących niegdyś krzewieniu pobożności,

Wśród pogrążonej w grzechach ludzkości,

By stanęła ufnie przed Bogiem Miłosiernym…

A dziś same często będąc jedynie prochem,

Tamte wspaniałe kościoły strzeliste,

Z zamierzchłej przeszłości niemym są krzykiem,

Byśmy posypali głowy popiołem w pokuty akcie…

 

Bo ta maleńka poświęconego popiołu drobinka,

Większą ma wartość w oczach Boga,

Niźli pobrzękujących srebrników sakiewka,

Tak w starożytności jak i w naszych czasach…

Gdy dziś każdy Judaszowy srebrnik,

Ukryty jest pod postacią sum wielomilionowych,

Na tajne konta antykatolickich organizacji przelewanych,

By służyły walce z Kościołem Chrystusowym…

 

Ta symboliczna drobina popiołu,

Na głowy wojujących ateistów,

Odmawiających istnienia przedwiecznemu Bogu,

Nie szczędzących ludzkiemu rozumowi uniżonych pokłonów,

 

Opadając delikatnie niech będzie przypomnieniem,

Że nie wszystko w zasnutym tajemnicami wszechświecie,

Zdoła wyjaśnić człowiek rozumowym poznaniem,

Bez zrozumienia ogromu Miłości Bożej…

 

Ta symboliczna drobina popiołu,

Głów zagorzałych antyklerykałów,

Pochłoniętych bez reszty pisaniem kolejnych paszkwilów,

Na księży, zakonników, biskupów,

 

Niech dotknie przynosząc rozumu otrzeźwienie,

Nim życie zakończy swój bieg,

I przyjdzie stanąć przed Najwyższym i Wiecznym Kapłanem,

Na ziemskich uczynków ostatecznym Sądzie…

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 

 

III.

 

Choć nie oszczędziła ich bolszewizmu nawała,

Czasem kamień na kamieniu nie został,

Niekiedy pozostała jedynie smętna ruina,

Przez dziesięciolecia mchem zapomnienia porosła…

W zburzonych polskich kościołach na kresach,

Gdy dzień w objęcia nocy podąża,

Zawsze gdy północ nieubłaganie wybija,

A kończy się już Środa Popielcowa…

Duchy zmarłych proboszczów dokonują popiołu poświęcenia,

Jak i w minionych wiekach za ziemskiego życia,

Gdy nie zamknęła się jeszcze powieka,

Bielmem śmierci na zawsze zasnuta…

 

I z tych naszych ukochanych kresów dalekich,

Bólem i cierpieniem tak bardzo naznaczonych,

Z miejsc gdzie niegdyś przed straszliwymi wojnami,

Stały piękne polskie kościoły…

Popiół poświęcony przez kresowych kapłanów dusze,

Niech wiatr burzliwych dziejów rozwieje,

Na ruskiej ziemi krańce wszelakie,

Naznaczone wojen, biedy i nędzy piętnem…

 

Ta symboliczna drobina popiołu,

Na głowy ruskiej ziemi dyktatorów,

Nie mających nigdy najmniejszych skrupułów,

W realizacji krwawych swych celów,

 

Niech opadnie cichutko a niepostrzeżenie,

Wielkiego głazu ciężarem,

Dla rozbudzenia fałszywych ich sumień,

Wypaczonych przez ubzdurane wielkomocarstwowe idee,

 

Miotana huraganem po ulicach Mińska,

Niesiona obok złotych kopuł moskiewskiego Kremla,

Niech  cichutko a niepostrzeżenie dotknie czoła,

Janukowycza, Łukaszenki, Putina,

 

By szepcząc cicho do ich sumień przypomnieć,

O niewysłowionych cierpieniach zadanych Ukrainie,

O tysięcy cywilów krwi przelanej,

O ogromie nieodwracalnych wojennych zniszczeń…

 

IV.

 

Gdy z zamierzchłej przeszłości pęknięty garniec z popiołem,

Rzucony przed postępowej ludzkości pychę,

Przez naszych zapomnianych przodków cienie,

Pośród codziennego zgiełku rozbije się z hukiem,

By rozsypany na bezdrożach codzienności popiół,

Przypomniał nam o przemijaniu naszych czasów,

Tak ulotnych niczym obrazy ze snów,

Rozpływające się z wolna o brzasku…

Pamiętajmy, że kiedyś z woli Bożej,

Gdy świat nasz swego kresu dobiegnie,

Gwałtowny wiatru dziejów powiew,

Niezliczonych pokoleń ślady trwale rozwieje…

 

Gdy w starych kościołach powietrze wciąż drży,

Od naszych pradziadów gorących modlitw,

Które i my dzisiaj dosłyszeć możemy,

Wsłuchując się bacznie w szept przeszłości…

Z zamierzchłych czasów klekot wielkopostnych kołatek,

Dla współczesnej ludzkości niech będzie przypomnieniem,

Iż na tym pogrążonym w konfliktach świecie,

Nic nigdy nie trwało i nie trwa wiecznie…

 

I ta symboliczna drobina popiołu,

Niech dotknie głów sławnych w świecie naukowców,

Powszechnie szanowanych siwobrodych profesorów,

Renomowanych uczelni wieloletnich wykładowców,

 

By w gąszczach zawiłych równań chemicznych,

Gdy usiłują tajemnice początków wszechświata zgłębić,

Zatapiając się w swych umysłów głębiny,

Zrozumieli że niezbędny jest pierwiastek duchowy.

 

I by świat materialny w doskonałym stopniu zrozumieć,

Winni duchowo zespolić się z Bogiem,

Ofiarując Wszechmocnemu umysłów swych pracę,

Swe doktoraty, habilitacje, wszelkie naukowe dysertacje,

 

A wówczas wszechświat niezbadany i tajemniczy,

Profesorskim ich umysłom stanie się bliższy,

Gdy potęgą cichej i żarliwej modlitwy,

Poszerzą także myślowe swe horyzonty…

 

 

V.

 

Gdy ludzkość przed wiekami Chrystusowi zaślubiona,

Wyrzekła się swego Oblubieńca,

Miast szczerozłotej obrączki, gdzieś w czeluściach piekła,

Naszykowała popielcową kłodę szatanów zgraja…

A wyciosana przez czartów popielcowa kłoda,

W nieznanych ludzkiej wyobraźni piekielnych czeluściach,

Straszliwą ma wagę artyleryjskich dział tysiąca,

Zdolnych wielomilionowe miasta z ziemią zrównać…

A kolejnych konfliktów tlące się zarzewia,

Są niczym piekielnych łańcuchów ogniwa,

W które kolejne pokolenia ludzkości zakuwa,

Wielkomocarstwowa wizja każdego dyktatora…

 

Lecz na szali Bożej Sprawiedliwości,

Te maleńkie poświęconego popiołu drobinki,

Większą mają wagę i od bomb atomowych,

Zdolnych ludzkość całego świata unicestwić…

I większą mają wagę ubogiego kapłana słowa,

Gdy garstkę wiernych wzywa do nawrócenia,

Od rozkazów bajecznie bogatego dyktatora,

Zasiewających trwogę w milionów ludzi sercach…

 

I ta symboliczna drobina popiołu,

Na głowy gangsterów, dilerów, sutenerów,

Tkwiących latami w przestępczym półświatku,

Mimo gorących modlitw życzliwych im osób,

 

Niech niesiona wiatrem łagodnie opadnie,

Tysiąca kamieni ciężarem,

Dla rozbudzenia przestępczych ich sumień,

Choć krzywd wyrządzili ludziom tak wiele…

 

Ta symboliczna drobina popiołu,

Dla pijanych na live’ach patostreamerów,

By z deprawacji młodzieży nikczemnego procederu,

Przenigdy nie czerpali parszywych swych zysków,

 

Niech będzie kamieniem młyńskim,

Który pociągnie ich w wyrzutów sumienia głębiny,

By tlącym się z wolna żalem za grzechy,

Wypalili niczym rozżarzonym żelazem parszywe nałogi…

 

VI.

 

Co roku dnia tego do popielcowej kłody,

Przykuwają kolejne pokolenia grzeszącej ludzkości,

Chichoczący zuchwale w zaświatach czarci,

By po bezdrożach rozlicznych grzechów pędzić,

Poprzez wszelakie znane dziejom wojny,

Biedę, nędzę, poniżenie i wyzysk,

Zawinione przez człowieka kataklizmy,

Tragizm głodu i klęsk żywiołowych…

I choć ciąży ludzkości ta popielcowa kłoda,

W odmętach grzechu od wieków pogrążona,

Ciągnąć ją musi przez kolejne lata,

Aż po horyzont doczesnego świata…

 

Byśmy zostali wykupieni przez aniołów,

Drobinkami poświęconego przez kapłanów popiołu,

Cenniejszymi od złotych dukatów,

Służącymi bowiem dusz ludzkich nawróceniu…

Jak wykupywali niegdyś starsi bracia,

W sypiących się na rozstaju dróg karczmach,

Swe krnąbrne siostry spod popielcowych kłód jarzma,

Z ręki niejednego cudacznego maszkarona…

 

I ta symboliczna drobina popiołu,

Niech dotknie głów wszystkich grzeszników,

Dla rozbudzenia sumienia wyrzutów,

W wieczornym półmroku starych kościołów,

 

A popiół dnia tego przez kapłana poświęcony,

Szepcząc cicho do każdego z nas duszy,

Z dala od zgiełku wielkich metropolii,

Każdemu z nas cichutko przypomni,

 

Iż gdy życie bieg swój zakończy,

I zamkną się już nasze powieki,

A wydając ostatnie tchnienie na łożu śmierci,

Z woli Boga zaśniemy snem wiecznym,

 

Z dniem pogrzebu do ziemi złożeni,

Gdy wyschną już żałobników łzy,

Jak z prochu niegdyś powstaliśmy,

Tak w proch się obrócimy…

 

Edytowane przez Kamil Olszówka (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Kamil Olszówka

   

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Azależnie od światopoglądowej rożnicy podziwiam Twoje wrażliwość, poetycki talent i wysiłek. Chociaż w tym Wierszu zabrakło wspomnienia o niszczonej dla zysku Naturze.

   Powyższy powinieneś  przenieść do działu "Wiersze gotowe". 

    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie. 

 

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Corleone 11 Dziękuję po tysiąckroć!
Bardziej jest to opowiadanie w formie wiersza, aniżeli wiersz. Zauważ proszę że celowo zaklasyfikowałem ten tekst jako opowiadanie, a nie jako wiersz. Tematowi bezmyślnego niszczenia przyrody także kiedyś poświęciłem jeden z moich wierszy...

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Kamil Olszówka  

   A proszę bardzo, Kamilu. Zauważyłem, jak "Tę symboliczną drobinę..." zaklasyfikowałeś i gdzie, w następstwie tegoż, ją zamieściłeś. Prawdę napisawszy, wszystkie Twoje Utwory mają charakter - jako długie i bardzo bogate w treści - wierszowanych opowiadań.

   Dziękuję Ci wielce za odpowiedź

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dobrego Poniedziałku .

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Jacek_Suchowicz Super bajka Miło zasnąłem    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Sytuacja jest patowa,ujmę to najprościej, przed snem lepiej film obejrzeć o "Królowym Moście" Pozdrawiam Adam
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...