Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Na mieście z flagami


Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

:) bez komentarza. Dziękuję za szczerość, trzeba było od razu tak, gdy zadałem pytanie w pierwszej wypowiedzi, czy można przejmować władzę łamiąc prawo. Rozumiem, że jesteś ZA;)

Zacytowana wypowiedź tego dziennikarza nie jest zrozumiała?;) tak sprostował ale nie w tym samym programie czytając z kartki, to chyba jeszcze pracuje:)

Nie bawisz się w znawcę prawa ty nim jesteś uważając za ,, bałwana" profesora prawa i lekceważąc jego wypowiedzi, które użyję fajnego słówka,, powszechnie";) uważane są za obiektywne.

Co tu jest do udowadniania???, że uchwała sejmu na, którą powołuje się Sienkiewicz nie jest aktem prawnym tylko opinią. Równie dobrze można sobie uchwalać przydział ziemi dla Polski na księżycu:)

To Andrzej Rzepliński, nie Julia Przyłębska uznał RMN za organ właściwy do powoływania zarządu TVP;) Dlatego minister Sienkiewicz nie miał takiego prawa, no bo gdyby jeszcze zrobił to ,,pisiwski" TK to już by nie było wątpliwości, że wszystko cacy.

Nawet powołując się na prawo o spółkach skarbu państwa (co zrobił Sienkiewicz), to jeśli chodzi o media jest tam odesłanie do ustawy medialnej:)

To co łamią prawo czy nie?:)))

ach no tak, teraz jesteś zadania, że to nieistotne.

Dowód nr 1 Brak wpisu nowo wybranych władz do księgi KRS.

Dowód nr 2 Bodnar sam przyznaje,że bez zmiany ustawy się nie obędzie.

Takie to postępowanie Sienkiewicza jak mówisz,,słuszne ". Bo ty tak uważasz:)

Tak trudno poczekać na swojego prezydenta, którym będzie Hołownia, bo wyborcy PiS w drugiej turze nie poprą Trzaskowskiego. No chyba, że Tusk go wsadzi na taką minę, że prezydenturę mu wybije z głowy:)

Oczywiście zaproszenie Andrzeja Dudy do dialogu jest obrazą majestatu dla koalicji rządzącej choć prezydent też jest świadomy potrzeby zmian w telewizji publicznej. Ustawę o in vitro podpisał, mimo nagonki, że tego nie zrobi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@sam_i_swoi @Tectosmith Pewnie nie przeczytasz, ale niech inni zobaczą o kim powiedziałeś ,, bałwan ".

 

„Nie można przywracać praworządności, nie przestrzegając prawa. Wtedy to jest przewracanie praworządności” - mówi jednoznacznie w dwóch weekendowych wywiadach dla „Rzeczpospolitej i „Dziennika Gazety Prawnej” prof. Ryszard Piotrowski. „Ostatnio mamy niezwykłe wzmożenie antykonstytucyjnych usiłowań, które prowadzą do chaosu w prawie, a służą odzyskaniu pełnej kontroli nad rzeczywistością państwa” - podkreśla konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.
 
Już na początku pierwszego z wywiadów pt. „Moje prawo jest lepsze niż twoje” dla „Rzeczpospolitej” prof. Piotrowski przestrzega, że „nieustanna gonitwa niespodziewanych zwrotów akcji” wynikających z posługiwania się polityków - wymiarem sądownictwa skutkuje zniechęcaniem się Polaków do obserwowania polskiej polityki.
 
To bardzo wygodne dla każdej władzy, bo im mniej ludzie wiedzą, tym w mniejszym stopniu są zdolni do krytykowania rządzących.
 
— stwierdza.
 
Przywracanie czy przewracanie prawa?
Zawsze prawo było na dalszym planie wobec bieżących potrzeb politycznych, gospodarczych, ambicjonalnych. Zatem to, co teraz obserwujemy, jest nieuchronnie związane z samą naturą polityki, która żywi się doraźnymi przewagami, kłamstwem, nienawiścią – i dzięki temu istnieje
 
— zauważa konstytucjonalista, a jako sposób radzenia sobie z tym daje jedną, konkretną radę: „chronić się literą prawa i literą konstytucji”.
 
Ostatnio mamy niezwykłe wzmożenie antykonstytucyjnych usiłowań, które prowadzą do chaosu w prawie, a służą odzyskaniu pełnej kontroli nad rzeczywistością państwa
 
— zauważa, dodając, że „dążność do czystek, do odzyskiwania pozycji, była zawsze obecna i stała się elementem naszego życia publicznego”, a „walki partyjne, które wybuchają, biorą sobie za wzór poprzednie i w niezwykłości pomysłów idą o wiele dalej”.
 
Problem – zdaniem prof. Piotrowskiego w odniesieniu do niektórych prawników – jest tym większy, że od czasów Tukidydesa „Nierozumna zuchwałość (zmieniania dowolnie znaczenia niektórych wyrazów w przepisach prawa – przyp. red.) została uznana za pełną poświęcenia dla przyjaciół odwagę”. Z kolei „przezorna wstrzemięźliwość - za szukające pięknego pozoru tchórzostwo. Umiar za ukrytą bojaźliwość”.
 
W drugim z wywiadów, w „Magazynie na weekend” „Dziennika Gazety Prawnej”, pt. „Przy(e)wracanie praworządności”, prof. Ryszard Piotrowski wypowiada się w tym samym tonie.
 
Nie można przywracać praworządności, nie przestrzegając prawa. Wtedy to jest przewracanie praworządności
 
— wskazuje, przypominając, że „Jeżeli poprzednio naruszenia konstytucji były krytykowane i wskazywano na bardzo wiele wad praktyki poprzedniej władzy, to i teraz naruszenia konstytucji nie mogą być tolerowane ani akceptowane. Konstytucja jest ta sama”.
 
Stosowanie prawa tak, jak się go rozumie
Jako przykład stosowania prawa wg koncepcji premiera Donalda Tuska, czyli tak, jak się go rozumie, prof. Piotrowski przywołuje sprawę Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika.
 
Premier mówi: „zostali skazani prawomocnym wyrokiem, ułaskawienie z 2015 roku jest nieważne”. Prezydent stwierdza: „moje ułaskawienie jest skuteczne”. Do tego dochodzi marszałek Sejmu, który powiada: „a ja prawo rozumiem tak, że nie muszę przestrzegać ustawy o Sądzie Najwyższym”. No coś strasznego! Ten stan, że konstytucja jest jedna dla wszystkich, ale każdy ma swoją, prowadzi do eliminacji konstytucji
 
— mówi rozmówca „Rzeczpospolitej” nie ukrywając, że konsekwencją tego jest chaos. Przestrzega jednak w odniesieniu do ustawy zasadniczej: „jeżeli uznamy, że co nie jest wprost zapisane, tego nie ma, to znaczy, że nie ma żadnych standardów demokratycznego państwa prawnego”.
 
Mamy świetną preambułę, która o tym mówi: „źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna” jest Bóg albo inne źródła. A to oznacza, że wartości są wyżej od najwyższych władz i są niezależne od suwerena, bo mają swoje źródło w transcendencji”
 
— mówi. Przypomina także, że „to nie konstytucja jest dla władzy, tylko władza dla konstytucji. A przede wszystkim konstytucja jest dla obywateli”.
 
Prof. Piotrowski przyznaje także, że gdy słyszy hasło „szczęśliwej Polski już czas”, to mu cierpnie skóra”.
 
Ci, którzy sprawują władzę, mają pokusę definiowania, kiedy ludzie są szczęśliwi. Niektórym szczęście daje tradycja narodowa, wychowanie w duchu katolickim, zasada, że małżeństwa są wyłącznie heteroseksualne. Polskość nie jest dla nich problemem, tylko ich tożsamością i życiem. A jeżeli ktoś zdecyduje inaczej, to ci ludzie będą nieszczęśliwi
 
— tłumaczy przypominając, że po 1945 roku rządzący także proponowali Polakom swoją wizję szczęścia prowadzącą do m.in. kolektywizacji.
 
Trybunał Konstytucyjny
Prof. Ryszard Piotrowski zapytany z kolei – w kontekście zarzutów o jego nielegalność - czy mamy w Polsce legalny Trybunał Konstytucyjny odpowiada, że „nie możemy przyjąć założenia, że coś, co jest, nie istnieje, bo nam się nie podoba”. Nie może też być tak, że „w praktyce sądy mogą uznać, iż w konkretnej sprawie orzeczenie TK ich nie wiąże”.
 
Zatem na pytanie, czy Trybunał Konstytucyjny istnieje, odpowiedź brzmi – to nie zależy od indywidualnej oceny. Do tego potrzebna jest zmiana konstytucji. Nie uważam też, że ustawą możemy znosić skutki orzeczenia Trybunału, bo konstytucja nie przewiduje takiej procedury
 
— przekonuje prof. Piotrowski
 
Ułaskawienie Kamińskiego i Wąsika
Rozmówca weekendowych wydań „Rzeczpospolitej” i „Dziennika Gazety Prawnej” pytany był również o prawne podstawy ułaskawienia, prawomocnego skazania i odebrania mandatów poselskich posłom Mariuszowi Kamińskiemu i Maciejowi Wąsikowi.
 
Pogląd prezydenta (o skuteczności ułaskawienia z 16 listopada 2015 roku – przyp. red.) jest jego poglądem, a o tym, czy jego ułaskawienie było skuteczne, czy nie, decyduje sąd. A Sąd Najwyższy, mimo innych opinii Trybunału Konstytucyjnego, stwierdził, że nie można ułaskawić osoby nieprawomocnie skazanej. […] Ja od 2015 r. twierdziłem, że nie można ułaskawić kogoś przed prawomocnym wyrokiem, ponieważ grozi to destrukcją wymiaru sprawiedliwości, gdyż w ten sposób przyznajemy prezydentowi prawo sądzenia
 
— stwierdza prof. Piotrowski.
 
Poselskie mandaty, zatrzymanie i osadzenie
Czy jednak można zgodnie z zapisami prawa odebrać Kamińskiemu i Wąsikowi zdobyte całkowicie zgodnie z prawem wyborczym mandaty poselskie? I czy Izba Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego jest sądem, czy nie jest?
 
Bez wątpienia IKNSN jest sądem w sprawach polskich. Mamy orzecznictwo krajowe i europejskie w tej materii. […] Sprawy niedotyczące elementu prawa europejskiego mogą być rozstrzygane przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej. Jedynie dla spraw z komponentem europejskim ta izba nie jest sądem, ponieważ według TSUE nie może zapewnić skutecznej ochrony prawnej w dziedzinach objętych prawem Unii
 
— mówi prof. Piotrowski.
 
Czy wobec niewłaściwości wygaszenia mandatu poselskiego Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego przez marszałka Hołownię oni są posłami czy nie. Konstytucjonalista odpowiada bez wahania:
 
Są posłami jak najbardziej. Konstytucja stanowi, że do Sejmu nie może być wybrana osoba skazana prawomocnym wyrokiem za przestępstwo umyślne, ale musimy brać pod uwagę art. 45 ust. 1, który traktuje o prawie do rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez sąd – właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły – a więc ustanowiony ustawą, a nie wolą marszałka Sejmu
 
— mówi prof. Piotrowski.
 
Samo zaistnienie przesłanki wygaśnięcia mandatu nie wywołuje jeszcze skutku prawnego w postaci wygaśnięcia
 
— uściśla.
 
Poseł może się odwołać do Sądu Najwyższego w terminie trzech dni za pośrednictwem marszałka Sejmu. Odwołanie wnosi się do SN, a z ustawy o SN wynika, że powinno ono trafić do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. To znaczy, że marszałek nie może w takim odwołaniu zmienić adresata. Naruszył zatem prawo do sądu obu polityków. Być może marszałek chciał poddać w ten sposób Izbę Pracy testowi wiarygodności i niezależności. […] W myśl kodeksu wyborczego postanowienie sądu doręcza się posłowi i marszałkowi Sejmu, który ma je wykonać, a nie ocenić. W rezultacie sprawa została niezwykle zaplątana – Maciej Wąsik ciągle jest posłem w świetle postanowienia sądu, a Mariuszowi Kamińskiemu marszałek wygasił mandat na podstawie postanowienia, którego sąd w myśl ustawy nie mógł wydać, bo Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych nie jest właściwa.
 
— dodaje.
 
Na pytanie, czy wobec faktu, że Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik nie stracili mandatów poselskich, ale nie wykonują mandatu ze względu na pozbawienie wolności można na ich miejsce powołać następców, prof. Piotrowski zaprzecza.
 
Żadną miarą nie można zapełnić ich foteli, bo one nie są opróżnione. Oczywiście ta argumentacja nikogo nie przekonuje, ponieważ mamy prymat polityki nad prawem…
 
— mówi. Z kolei sam sposób zatrzymania Kamińskiego i Wąsika świadczy – zdaniem prof. Piotrowskiego – że „brak nam powagi”.
 
„Dlaczego Wąsik i Kamiński siedzą w więzieniu?” - pyta „Rzeczpospolita”.
 
Bo PiS przegrało wybory. […] Porażka wyborcza przekłada się na to, że obaj znaleźli się tam, gdzie się znaleźli. Chcę przez to powiedzieć, że sprawa jest względna – prawo i polityka są tu przemieszane
 
— ocenił prof. Piotrowski.
 
Spór o media
Pytany o bezprawne działania ministra Bartłomieja Sienkiewicza wobec zarządów i rad nadzorczych mediów publicznych rozmówca „Rzeczpospolitej i „Dziennika Gazety Prawnej” zwrócił uwagę, że poprzednia władza Radę Mediów Narodowych powołała ustawą. I taki sam, nierewolucyjny charakter powinny mieć obecne zmiany w mediach publicznych.
 
W pierwszej kolejności należałoby wykonać wyrok Trybunału Konstytucyjnego K13/16, który dotyczył pominięcia KRRiT w procesie powoływania zarządów i rad nadzorczych mediów publicznych. […] Wszystkie działania sanacyjne w stosunku do mediów muszą mieć oparcie w ustawie, a tego brakuje
 
— mówi prof. Piotrowski krytykując Sienkiewicza za jego „błędne myślenie, że kodeks spółek handlowych może zastępować konstytucję w myśl zasady ‘jak nie kijem go, to pałką’”. Zwrócił także uwagę na „archaiczność modelu mediów jako spółek handlowych i bezradność polityków wobec zdefiniowania pojęcia dobra wspólnego”.
 
Dobro wspólne nie jest tylko dobrem większości (parlamentarnej - przyp. red.), lecz także opozycji. KRRiT ma stać na straży interesu publicznego, więc także praw opozycji, w kształtowaniu treści, zakresu tematycznego i funkcjonowania mediów publicznych. Nie chodzi więc o prezentowanie informacji wygodnych dla rządu i niewygodnych dla opozycji czy na odwrót.
 
— przypomina.
 
Jak zmienić prokuratora krajowego?
Pytany z kolei o sprawę odwołania przez ministra sprawiedliwości Adama Bodnara z funkcji prokuratora krajowego Dariusza Barskiego.
 
Zmiana na tym stanowisku powinna zostać dokonana z poszanowaniem ustawy – Prawo o prokuraturze i nie może polegać na przypisywaniu nieistniejących kompetencji do powoływania pełniącego obowiązki PK, a także do pomijania w ten sposób koniecznej zgody prezydenta
 
— stwierdza.
 
Konflikt: władza – opozycja
Jak zażegnać niszczący państwo konflikt władza-opozycja?
 
Trzeba nie prowadzić wojny. Należy pamiętać, że na końcu procesu zmian ustawowych stawia prezydenta konstytucja, i to nie bez powodu. Po drugie, za prezydentem stoi głos ponad 10 mln ludzi, jest to więc bardzo silny mandat. Za rządem także stoją miliony ludzi. Ale ani jedni, ani drudzy nie głosowali za żadną wojną domową. Trzeba zmniejszać pole konfliktu i agresji, nie używać mowy nienawiści w stosunku do przeciwników, nie obrażać ich, nie traktować ich ironicznie i z wyższością.
 
— wskazuje prof. Piotrowski krytykując postawę „jeśli trzeba współdziałać z prezydentem, a on nie akceptuje moich poglądów w 100 proc., tylko co najwyżej w 60 proc., to ja naruszę konstytucję, żeby postawić na swoim.
 
Tak nie można. Mówi się dziś „to nie są dziennikarze, to nie są sędziowie, to nie są posłowie, to nie są prokuratorzy”. A skoro nie są, to nie ma dla nich żadnych gwarancji prawnych. A dlaczego? Bo ich poglądy nie odpowiadają temu, co my uważamy za słuszne, właściwe i pożądane, a jak się pogrzebie, to na poparcie tej tezy zawsze znajdzie się jakaś argumentacja prawna.
 
— dodaje. Ocenia także, że – w ramach możliwości dialogu rządu z opozycją odrzucenie kandydatury byłej marszałek Witek na wicemarszałka było w sposób oczywisty niesłuszne.
 
Jest ocena polityczna, której dokonuje się w głosowaniu, ale z tego nie wynika, że jedna partia czy koalicja może dyktować drugiej, kogo ona sobie życzy jako swojego reprezentanta w Prezydium Sejmu
 
— nie pozostawia wątpliwości dodając, że „marszałek Sejmu strzeże praw Sejmu. A prawa Sejmu to są również prawa opozycji. Niezależnie od tego, co myśli większość”.
 
Czym to wszystko może się skończyć? Prof. Ryszard Piotrowski nie jest optymistą.
 
Dziś najbardziej prawdopodobny jest scenariusz zaostrzenia konfliktu. Poprzedni rządzący dążyli do przejęcia kontroli nad całym państwem i obecna władza dąży do tego samego. Zaś konflikt między większością a opozycją, w którym dochodzi do ignorowania i naruszania prawa przez większość, wywołuje napięcia społeczne. Ponadto podważa przekonanie, że prawo ma sens nie dlatego, że po jednej stronie jest siła, a po drugiej słabość, tylko z tego powodu, że prawo wyraża konkretne wartości. Bez tego będziemy zmierzali w kierunku zanarchizowania społeczeństwa. […] Już została podważona wiarygodność polityków i prawników. W odbiorze społecznym nie ma konstytucji dla wszystkich – każdy ma swoją. Nie ma prawa dla wszystkich – każdy ma swoje.
 
— kończy.
 
CZYTAJ TAKŻE: Prof. Piotrowski: Sienkiewicz złamał konstytucję. Przestrzeganie reguł prawnych jest koniecznym warunkiem przywracania praworządności
 
— Konstytucjonalista zmiażdżył dziennikarza neo-TVP Info! „Czy konstytucja jest prawem totalitarnym?”; „Jest demokratycznie przyjęta”
 
„Rzeczpospolita”,”Dziennik Gazeta Prawna”/rdm

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Michał78 Musiałoby mnie porypać, żeby to wszystko czytać tym bardziej, że po wyrywkowym przejrzeniu podtrzymuję, że ta osoba nie jest dla mnie autorytetem. I tyle.

Wierz sobie w co chcesz. To i tak niczego nie zmieni. Zmian nadszedł czas i żaden płacz tego nie powstrzyma. A płakać możesz ile ci się tam podoba. To naprawdę nie moja sprawa.

@sam_i_swoi Dla mnie jesteś Pisowcem i tyle w temacie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Jacek_Suchowicz 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

                                        
    • @Wędrowiec.1984

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Nie wiem jak u innych. Mogę powiedzieć za siebie. Jako osoba niepełnosprawna piszę dość wolno na klawiaturze, do tego robię błędy, które muszę poprawiać. Przekazanie tej samej treści pisemnie zajmuje mi 10 razy tyle czasu, co ustnie. Dla mnie główna zaleta telefonu to oszczędność czasu.   Oprócz tego z tonu, intonacji, artykulacji, barwy głosu można wiele wyczytać. Nastrój, reakcje emocjonalne, łatwiej zrozumieć, co rozmówca miał na myśli, jego prawdziwy przekaz. Często niestety uszyty dość niezręcznymi słowami. Nie każdy ma dar wymowy, przeciętny Polak na co dzień używa tylko 300 słów.   Jestem starej daty z czasów, gdy pisało się listy, które szły bardzo długo. Zatem ich nie pisałem. Jedynie kartki pocztowe. 99,99% mojej komunikacji do 15 roku życia odbywała się na żywo. Nie mieliśmy telefonu. Potem był, ale słabo działał i  drogo. Dopiero po 26 roku zacząłem go używać na dobre.   Zatem jak wynika z powyższego, dla mnie wszelkie formy zdalnej komunikacji są nienaturalne, wyuczone w późniejszym wieku, fakt że dość dobrze, ale jednak to nie to samo, gdy ktoś urodził się, w epoce gdy komunikacja taka już była powszechnie dostępna i tania.   W telewizji też był tylko jeden kiepski kanał z programem zaczynającym się o 17, zatem pozostawali tylko ludzie, jako jedyna atrakcja, czego zresztą ani trochę nie żałuję. Mimo wszystko nie zamieniłbym moich czasów na dzisiejsze. Właśnie ze względu na te relacje, dużo ciekawsze dla mnie, od tego co świat oferuje obecnie. Jednak jest wiele osób z mojego pokolenia, uważających inaczej, takich co wolą dobra materialne, których obecnie jest w brud.   W wideokonferencji jeszcze nigdy nie uczestniczyłem i jakoś mnie do tego nie ciągnie. Oglądałem natomiast wiele takich zarejestrowanych na youtube i nie zachęciło mnie to. Słaba jakość strasznie, ludzie niekorzystnie się prezentują. To trzeba umieć robić. Mieć odpowiedni sprzęt oświetleniowy, mikrofon, kamerę, ekrany, rozpraszacze. Tak jak w studiu. W sumie to tylko prowadzący wyglądali dobrze, bo oni to mieli i wiedzieli jak dobrze wypaść, a i to nie wszyscy. Reszta uczestników, to kompromitacja. A jeszcze gdy ktoś nie jest zbyt urodziwy lub ma swoje lata... Generalnie wrażenie sensoryczne raczej kiepskie. Nie wiem co ludzie w tym widzą dobrego. Trochę chyba musimy poczekać na lepsze technologie, by to było pociągające.   Tak ale to dotyczyło tylko najwyższych warstw społecznych, a większość była pańszczyźnianymi chłopami i nic o tym nie wiedziała. Ich małżeństwa były aranżowane przez rodziców. W miastach podobnie. Młodzi nie mieli nic do gadania. A teraz spotkania kojarzy Tinder według swojego algorytmu i kogo dostaniesz tego masz, aż tak wiele się nie zmieniło.   Ja w takich warunkach nie funkcjonowałem, ale na moją wyobraźnię, to chyba bardziej bym się stresował właśnie z takimi zasadami niż bez nich, bałbym się że uchybie jednej z nich.   Tak jak popatrzę z dystansu wieku na moją młodość, to odnoszę wrażenie, iż to właśnie ja byłem tą zasadą. Po prostu byłem sobą i to wystarczało by stać się najbardziej lubianym w każdej grupie od przedszkola poczynając. Zachowywałem się naturalnie, dynamicznie, emocjonalnie, kreatywnie, sensorycznie i to przyciągało inne dzieci. Reszta obserwowała fakt, iż moje zachowania się najbardziej podobają i naśladowała. Jednym  wychodziło lepiej innym gorzej, ale prawie wszyscy próbowali, co wyznaczało grupowy styl zachowania.   Podobnie było w podstawówce. W liceum to już różnie, a na studiach  każdy miał w miarę ukształtowaną osobowość i nie papugował wszystkiego po innych. A ja dalej utrzymywałem swój przedszkolny styl, tyle że ubrany w inne formy, bardziej wysublimowane i eleganckie, jednak co do istoty te same: dynamika, emocje, kreatywność i duży udział ciała w interakcjach towarzyskich. A w tym ostatnim to byłem wyjątkowy kreatywny i potrafiłem zaskoczyć. Wiadomo nie wszystkim to pasowało, ale jakimś 90% tak, reszta też mnie w miarę tolerowała i wrogów raczej nie miałem, jeśli już to zazdrośników.   A co do relacji z płcią piękną, to też miałem je bardzo udane od przedszkola i żadne reguły nie były mi potrzebne. To był taki samo nakręcający mechanizm. Pierwszą bliską osobą z poza rodziny, jaką pamiętam to  maja przedszkolna narzeczona M. Miałem wtedy cztery latka i bawiliśmy się przez cały rok tylko ze sobą, czasem ktoś dołączał, ale tylko przelotnie.   Z psychologicznego punktu widzenia to jest ogromnie ważne, kto stanowi pierwszy nierodzinny obiekt znaczący  na szlaku rozwoju. U mnie tak się złożyło, że była to dziewczynka, gdybym zaprzyjaźnił się z chłopczykiem pewnie moje życie uczuciowe potoczyłoby się inaczej. W sumie to przypadek zadecydował. Już wtedy ukształtował się u nas obojga pewien pierwotny schemat relacji koleżeńskiej rozumianej jako relacja damsko męska.   Miałem też jako małe dziecko dużo ,w sumie dość dziwnych relacji ze starszymi ode mnie kobietami. Były to liczne sąsiadki oraz osoby z rodziny lub rodzice rówieśników. Polegało to na tym, iż  przygotowywały jakieś dobre jedzenie by mnie zwabić do siebie, na to byłem łasy, a następnie opowiadały mi o swoich różnych życiowych problemach z mężami, dziećmi, w pracy. Coś w rodzaju dzisiejszej psychoterapii, z tą różnicą że ja tylko słuchałem ze zrozumieniem bardziej emocjonalnym niż poznawczym, gdyż nie wszystko pojmowałem.   Wraz z upływem lat coraz więcej.... na tyle że potrafiłem też werbalnie wyrazić zrozumienie, czy jakoś tam wesprzeć. Choć to chyba było bez znaczenia im chodziło o wygadanie się przed kimś. Prawie codziennie przynajmniej jedną taką rozmowę miałem. Dzięki nim nauczyłem się rozumieć jak kobiety postrzegają świat, co jest dla nich ważne, wszedłem w ich emocjonalny świat.   Często płakały i wylewały przede mną wszystkie swoje smutki. Bardzo to było wszystko szczere i spontaniczne, a dla mnie zupełnie naturalne, gdyż praktykowane od dziecka. Myślałem, że wszyscy tak mają, jednak byłem w dużym błędzie bo jak dotąd nikogo jeszcze nie spotkałem, kto doświadczył by czegoś podobnego w tak masowej skali. Tak trwało do końca podstawówki,  potem już nie miałem czasu na słuchanie takich zwierzeń.   Wracając do rówieśniczek to przez całą podstawówkę i liceum byłem jedynym chłopakiem, który miał regularne koleżanki. Inni chłopcy owszem mieli sympatie, ale nie koleżanki. Nie umieli i nie lubili wchodzić w relacje z dziewczynami, nie wiedzieli co z nimi robić, jak rozmawiać. Widząc moje liczne kontakty pytali zdziwieni; o czym ty z nimi rozmawiasz?, co z nimi robisz?. Ja nawet nie bardzo potrafiłem odpowiedzieć, bo było to dla mnie coś zupełnie naturalnego i oczywistego odkąd sięgałem pamięcią. Dziwiłem się dlaczego oni nie potrafią.   W podstawówce to jeszcze jakoś w miarę było bo miałem super zintegrowaną klasę, ale w liceum to już ogromna uczuciowa  przepaść między płciami. Owszem były od czasu do czasu imprezy, ale tam to wiadomo tańce, alkohol i sex, a o uczuciach nie mogło być mowy, nie ten klimat.   Mnie dziewczyny regularnie zapraszały do kawiarni, kina, czy teatru, na wieczorki. Prawie zawsze byłem tam jedynym chłopakiem. Gdy pytałem dlaczego... odpowiedź przez całe lata była ta sama: "bo jesteś jedynym jakiego znamy, z którym da się rozmawiać". Ale nie wzięło się do znikąd. To był cały łańcuszek relacji. Zaczęło się od mojej niezapomnianej M. z przedszkola, a potem każda kolejna karmiła następną, była niekończącym się ciągiem dalszym.   Kolegą tak się życie nie ułożyło, zatem nie wiedzieli jak... A dla mnie to było przykre i smutne, że klasa jest podzielona na dwa nie rozumiejące się obozy, towarzysko niezręczne, bo nie wiadomo było z kim być. Zatem tak krążyłem pomiędzy jednymi i drugimi, będąc też siłą rzeczy  łącznikiem.  Często było to dość trudne, a nawet niemożliwe. Poza tym nie miałem czasu na to by tą klasę zintegrować tak jak w podstawówce. Trzeba się było dużo uczyć. Ludzie byli w większości introwertyczni o trudnych charakterach, wymagali dużo pracy, dziecinni, wolne elektrony.   W dorosłym życiu podobnie zarówno na studiach jak i w pracy. Koleżanki zapraszały mnie po godzinach na ciastko, czy inne rozkosze i dalej byłem jednym panem w tym gronie.   Nigdy nie rozumiałem tych podziałów na płcie, całej tej filozofii, że panowie są z Marsa, a panie z Wenus, budowania  barier nie wiadomo po co. Randkowania oraz stresu i trudu z tym związanego. Strojenia się w piórka, strategii podrywu.   Pamiętam tych kolegów, którzy przed spotkaniem z dziewczyną musieli się napić, bo bez tego by nie poszli. Dla mnie to jakiś kosmos był. Nie żebym nie rozumiał, ale emocjonalnie tego nie czułem Przecież wszyscy płyniemy na tym samym okręcie do wspólnego portu przeznaczenia.   Nietrudno się domyślić iż w takiej sytuacji nie miałem najmniejszego problemu ze znalezieniem partnerki. Jeśli podobałem się którejś fizycznie to sprawa była przesądzona. Same proponowały przejście na inny poziom relacji, każda na swój sposób. Kobiety są w tym bardzo kreatywne.   Moim zdaniem to nie reguły są potrzebne, ale zdrowa integracja między płciami w okresie rozwojowym, taka jaka była u mnie. Wtedy wszystko będzie działo się naturalnie, w swojski znajomy sposób, dający dużo radości i spełnienia, dostępny dla każdego. Nie będzie osób samotnych, błędnych rycerzy szukających odległej Dulcynei oraz księżniczek zamkniętych w wierzy niedostępności.   Lubię z Tobą pisać, bo jesteś zupełnie róży ode mnie, nawet jeśli coś z pozoru mamy wspólne, to stoją za tym zupełnie inne przyczyny, jak z tymi telekonferencjami. Można poszerzyć horyzonty.    
    • @MIROSŁAW C. stukot ptasich diobów [dziobów] w okno —  masz literówkę. Fajny klimat. Pozdrawiam :)
    • @Amber ślicznie dziękuję, bo powyższego nie znałem po prostu...
    • płodność uciekła przed cywilizacją próbuje przetrwać w nieoświeconych podbrzuszach z górskich dolin i innych krańców gdzie jeszcze amulet z kłów ocelota jest powodem do dumy    wysoka kultura łatwo zrywa tradycję płodzenia potomków  opadają zdolności skrzydła    w białej klinice  dzieci z zimnych płytek a legenda kładzenia się do łóżek  warta już tyle co bóstwa ukryte w pasach krzemienia    na tym etapie zarodek  nie ma połączonych nerwów obwodowych z mózgiem  życie na życzenie    z pozornie martwej poczwarki wylęga się    motyl                
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...