Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Mnóstwo tych dzieci nie opuszcza dzieciństwa bo po prostu umierają z głodu.

A co mają te wschodnie języki do zachodniego kryzysu demograficznego.

 

Ja generalnie lubię jasne i jednoznaczne przekazy, i nie podoba mi się takie gmatwanie i wrzucanie wszystkiego do jednego kotła.

Pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Tyle że w warszawskich przedszkolach są dzieci z Ukrainy.

To jest fakt.

A miejsce dla nich się znalazło tylko dlatego, że polskich dzieci jest dużo mniej niż jeszcze kilka lat temu.

Gdyby nie ci uchodźcy przedszkola świeciły by pustkami, a tak trochę ratują nasz potencjał demograficzny.

 

Bardziej od chorób niż z głodu.

 

Dziękuję za zainteresowanie.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Głodu w Afryce już dawno nie ma.

Jest niedożywienie, ale i ono nie jest głównym problemem. Od niego się nie umiera

Największym zabójcą dzieci są choroby układu pokarmowego, wynikające z kiepskiej jakości wody.

Potrzebne są studnie i wodociągi, a to kosztuje znacznie więcej niż jedzenie.

 

Nie bardzo rozumiem co?

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

ty lepiej jedź i sprawdź !! głód jest nawet w polsce !!
zależy czym się żywisz

kolego to nie polska

ja nie wiem już czy mnie w ka puste znaleźli , czy bo cian mnie pryniósł

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Podstawowym problem jest to, że afrykańskie kraje były i są rządzone przez (w skrócie) gangi i mafie. Nawet niewolnictwo w dawnych czasach nie opierało się na faktycznym łapaniu Afrykańczyków a na zwykłym handlu z przedstawicielami plemion.

Nie wiem co masz na myśli przez "com puta R"

Opublikowano

Już się zmartwiłem czytając ten wiersz. Mam raczej wrażenie że jesteś człowiekiem otwartym na świat, a tutaj nie wiadomo jak to zinterpretować. Dopiero po wyjaśnieniu zrozumiałem Twoją pozycję.

Proponuję popracować nad wierszem. W obecnej wersji można bowiem założyć, że krytykujesz unię i jesteś przeciwko uchodźcom.

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Popatrz sobie na statystyki umieralności w tych krajach, to się przekonasz, że przyczyną 80-85% zgonów dzieci są choroby układu pokarmowego.

 

A te zdjęcia wychudzonych dzieci publikowane przez paparazzich to są po prostu oznaki kacheksji, której przyczyną może być właśnie choroba układu pokarmowego i wiele innych.

 

Ja siedem lat temu podobnie wyglądałem i wierz mi przyczyną nie był głód.

 

 

Nie wiem o co Ci chodzi?

 

 

Daj spokój w Polsce masz jedzenie w każdym śmietniku.

 

 

Edytowane przez Rafael Marius (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ja zaufam jednak tym, którzy mówią i o chorobach, i o głodzie, i o zanieczyszczonej wodzie, i skażonej ziemi, i toksycznym powietrzu. Ludzie chyba dla zabawy montują takie reportaże...

No to się nie dowiesz. Wyraziłem swoje zdanie a tłumaczyć się i przekonywać ciebie nie mam zamiaru. Może po tym jak TVP odrobaczono to coś ci spadnie z rzetelnych wiadomości ze świata. Poczekam cierpliwie.

Edytowane przez Tectosmith (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

zrobił bym ci swoje ale się wstydze , i tak już prawie włosów nie mam.

jeszcze ktoś mi na świeta kota zajebał i nie miałem się do czego przytulić, to się do butelki przyssałem.
dobrze że jeden przyjaciel ciastem poczęstował

serio ? powiedział bym ci coś ale nie będę cie publicznie zniesławiał. sam już się zniesławiłeś. ja w dziczy przetrwam , a ty jak będziesz chcial to sobie żryj śmietnik

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Wyobraźnie Cię ponosi.

Ja nawet nie mam telewizora od podstawówki, a z mediów popularnych również w internecie nie korzystam.

 

A Afryką interesuję się od dziecka. Informację czerpię od osób, które zajmują się pomocą humanitarną. Zatem wiem jakie są realne problemy tych ludzi.
 

Nawet nie wiem jakie masz poglądy na temat demografii, bo ich nie przedstawiłeś.

A wierszyk jest żartobliwy opisuje to co jest i nie wyraża poglądów autora.

Edytowane przez Rafael Marius (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Zdarzało mi się, ale nie w Polsce.

I nie narzekałem.

Trzeba sobie radzić.

 

Jest też taka grupa. Nazywają siebie freetarianie,

Oni odżywiają się tym co znajdą w śmietnikach.

W Polsce też tacy są.

 

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Hiala niby zawsze można powrócić i nie chodzi tylko o taki fizyczny powrót, przecież przewartościowuje się coś wewnętrznie, w sercu jak to się mówi, to tak jak z zakochaniem , nikt Ci nie mówi , jesteś zakochana , po prostu to czujesz Pozdrawiam serdecznie Kredens  @wierszyki dzięki za komentarz i czytanie  Pozdrawiam serdecznie Kredens  @Alicja_Wysocka dzięki za tak wartościowy komentarz i za czytanie Pozdrawiam serdecznie Kredens 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Ja po prostu piszę wierszyki, a męczą mnie te limity portalowe.   O tragedii Oskarka ja się nie rozpisałam, bardziej Ty w komentarzu ;) Jeśli media pomagają ludziom w walce o elementarne prawa, to akurat dobrze.   Bransoletka to moim zdaniem dziwny prezent dla nauczyciela, ale i innych przedstawicieli państwa, byłby to pewnie zagadkowy trochę podarunek.    Tymczasem, kajdanki zakłada się matce na pogrzeb niemowlęcia.  Ja akurat jakoś niestety tu się odnajduję w tym temacie. Pzdr.             Dziękuję :) Cieszę się, że coś tu udało się zobaczyć w tych moich wierszykach.  Moim zdaniem, wolałabym, by szkoła uczyła bardziej matematyki, a mniej wkraczała w sferę światopoglądową.  Udanych, bezpiecznych wakacji.   Dziękuję za głosy @Czarek Płatak @Berenika97 @Migrena    
    • Nie jestem tym, czym się wydaje. Wstałem i idę. Po podłodze lśniącej. Po dębowej klepce. Stąpam po srebrnych plamach księżyca. Po czymś, co jest tu, gdzie nie trzeba.   Szła tędy. W poplamionej sukience. Szukała czegoś. Macała rękami. Wypadały jej ze sztywnych palców przedmioty. Była świadkiem. Ja jestem świadkiem. Byliśmy… I kiedyś…A teraz była tu znowu, tylko po co? Miała na piersiach kwieciste wzory. Na sukience. W półmroku szare. Bezbarwne. Płytkie. Szła powoli księżycowym kanionem o ścianach ze lśniącego alabastru. Coś upadło na podłogę. Teraz. Albo wtedy. Echo niosło się. Niesie się chwilę. Niesie. Niknie...   Za oknem. Za oknami. Za kurtynami powietrza. Wody oceanu są takie jaskrawe. Szklana powłoka, nieruchoma płaszczyzna czasu. Idziemy wśród napastliwych ścian pełnych zimna. Trwogi. Tymczasem czyjeś ramiona. Czyjeś ręce. I te kroki w brzęku szkła, srebra. Trzęsącej się porcelany. Chrzęszczące stąpania. Śledzą nas czyjeś drwiące szepty. Dalekie nawoływania.   Na matowym blacie kontury słojów. Na stole. Na popękanym fornirze odciśnięte w kurzu dłonie. Ktoś coś pisał po nim palcem. Niewyraźnie. Zmięta kartka. Długopis z wypisanym wkładem. Ołówek ze stępionym grafitem. Gumka do ścierania. Zardzewiały cyrkiel. Drewniana ekierka… Nikłe odblaski mienią się na krawędziach szyb. Na serwantce. Na szklanych półkach z kompletem filiżanek do kawy, na pękniętej ściance porcelanowego dzbanka. Niosą się trzaski rozsychającego się drewna. W tym półmroku. W tej nocnej eskapadzie nienormalnych skojarzeń, domysłów. Widzeń we śnie. Idę, podczas gdy cień mój rozkłada skrzydła i wznosi się do lotu. Lecz nie uleci za wysoko w tym blasku drżącym. W płomieniach świec poustawianych, gdziekolwiek. Wszędzie… Zderza się z sufitem ćma. I jeszcze. I raz jeszcze… Majaczy. Owija się wokół żyrandola bezgłośny łopot skrzydeł. W zmarszczonych zasłonach pulsująca noc. .   Rozlane płaty stężałego wosku zdążyły już pokryć nogi krzeseł i puf. Kanapy. Wszystkich tych znieruchomiałych czworonożnych zwidów, których stąpania zrosły się z szelestem słów w nagłym porywie niczyich zwierzeń.   Czuję, że się unoszę. Niosą mnie czyjeś silne ręce. Ściskają. Z tyłu. Z przodu. Nieoczekiwanie. Jacyś mężczyźni w czarnych garniturach i modnych krawatach, zupełnie niepasujących i jakby kpiących z powagi sytuacji. I mówią do siebie chrapliwymi z wysiłku głosami: Już blisko. Coraz bliżej. - szepczą. Brama. Brama. Szybciej! Póki otwarta! Jeszcze kilka kroków. Jeszcze kilka, tylko… Tłum obserwatorów. Nieruchomy. Zatopiony w nocy. W półmroku księżyca. Wrośnięty w ściany. Czeka. I wszyscy o jednakowych twarzach. Zamazanych. Zatartych. Nade mną sklepienia z cegły. Wokół, obok schody, progi, piwnice. Mroczne wnęki z rzeźbami (ludzi?) Wysokie. Smukłe jak topole. Zakapturzone karykatury mnichów ze zwisającymi na ich kościstych nadgarstkach małymi dzwoneczkami. Przybite do krzyży uschnięte poczwarki rozwierają swoje pajęcze, pokryte ostrą szczeciną odnóża. Szeroko. I tak już zostały w tej pozie na wieki wieków. Amen. I dalej. Dalej... Zasklepione. Zapiekłe rdzą, prowadzące donikąd żelazne wierzeje. Zatrzaśnięte. Inne tylko uchylone. Inne otwarte szeroko do zapraszającej przymilnie doskonałej czerni wszelkiego rozkładu. Korytarze jakiegoś labiryntu... Obserwuję je pod różnymi kątami. Z innych punktów widzenia, z których nigdy nie miałem okazji ich jeszcze dojrzeć. I jeszcze, kiedy chwieje się ten osobliwy korowód w sześcianach zatęchłego powietrza i kiedy jestem w połowie drogi do czegoś, co można nazwać Bramą albo Przejściem, pajęczyny liżą mnie po twarzy w powiewie. Wspinają się z cichym skomleniem coraz wyżej i wyżej. Albo spadają, łasząc się do mnie na przemian. I okrywają całego. Brudne. Łaskoczą czule w zgniłym przeciągu piwnicznego cugu.   To już wszystko było, tyle razy. Aż tyle! I uschło dla świętego spokoju, aby stać się na powrót kamieniem.   Nade mną żyrandol. W szczelinach zasłon szare świetliki dnia. Wirujące cząsteczki kurzu. Ćma nieruchoma wtopiła się w kwieciste wzory. I tak już została, jakby martwa całkiem, choć żywa jeszcze. Aż do następnego ożycia we śnie. Aż do następnej nocy. Woń stearyny i wosku osiadła na kołnierzu koszuli, na mankietach spodni. Na srebrnych po matce łyżkach. Na ramach wiszących akwarel. Stopione do reszty świece. Rozlane okrągłe placki na blatach. Łzy zeskorupiałe spływają nieruchomo po nogach porozstawianych w nieładzie krzeseł. Teraz te rozpierzchłe tupoty uciekły w ciszę. W ekstazę absolutnego bezruchu i oczekiwania. Ktoś tu był. Czuję jeszcze ten nikły zapach zjełczałych perfum. Lecz nie mogę, nie mogę dojrzeć. Leżę twarzą do podłogi, zmagając się z nieustępliwą materią o nieskończonej grawitacji. I wciąga mnie wciąż. I wsysa atom po atomie. Ale słyszę. Słyszę znowu czyjeś kroki (matki?) Tak! Słyszę! Stukoty obcasów jednak ustają. Najwidoczniej staje przy mnie. Nade mną. I nachyla się nisko. Nisko…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-06-28)    
    • Poruszające bardzo. Ne zetknąłem się osobiście, bo śmierć przychodziła pierwsza. Pozdrawiam
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...