Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

                     - dla Belli i dla A. 

 

   Było zatem tak, jak miało być. Tak, jak wiedział Jezus. Tak, jak wiedziała Zuzanna i tak, jak przewidywał Regis. Czyli oprócz tego, że rozmownie i radośnie, to hałaśliwie. Zgodnie z naturą Angou, bo przecież nie można składać wszystkiego na karb chwilowego nastroju. 

   Jezusogoście zatem i zarazem Zuzannogoście rozmawiali. Wspominali. Cieszyli się swoimi - słuchanymi i opowiadanymi opowieściami. Radowali się wzajemną obecnością i wyrażali wspomnianą radość ze znalezienia siebie żywymi w tej samej przestrzeni. Jedli, pili i tańczyli. Jaskier przygrywał na lutni i śpiewał. Ognisko, rozpalone magicznie - albo, jak wolisz mój Czytelniku, energetycznie - przez Jezusa rozjaśniało przedmrok najpierw, potem wieczorną, a następnie nocną ciemność. I sypało z trzaskiem iskrami, ciesząc się ogniście własnym istnieniem oraz rzucanym blaskiem. I, oczywiście, wspomnianymi iskrami. Angou powiększała hałas, podnosząc głos równie często, jak zbędnie.

   Geralt tańczył z Yennefer, wysłuchując od czasu do czasu - ba, prawie regularnie! - uwag, aby nie pił za dużo. I aby jej, swojej żony, nie odciągał ni od tańca, ni w mrok. Jej bowiem, jego żonie, marzy się seksualne jednoczenie nie szybko, nie na nieznanej ziemi w nieznanym wymiarze, ani opartą lub opierającą się o drzewo, ale w łożu właśnie. Starannie i czule, jak za pierwszym razem po ich poznaniu się przy - bądź w trakcie - ekscesów z dżinnem.

   - Tak właśnie, Geralt - podkreśliła po raz kolejny, znów kładąc mu palec na ustach, zaś drugą - lewą dłoń niżej i kręcąc z podziwem głową. - Dobrze, iż jesteś cały czas gotów...

   Milwa to tańczyła z baronem, to przysiadała się wraz z nim do spędzających więcej czasu przy stole niż w tańcu gospodarzy ze znanego ci, drogi Czytelniku, powodu. Chwilami sama, rozochocona - przyznajmy to szczerze - była gotowa na - ale czy to jednak na pewno wiadomo? - daleko posunięte czułość i otwartość. Jednak w przypadku tej pary to męska strona stanowiła tę bardziej powściągliwą. Do czasu jednak, chociaż miała - lub też miał - zamiar, zgodnie z płynącym z woli bogów zwyczajem, posiąść ukochaną  dopiero po stosownej ceremonii. Chociaż Milwa, jak już wiemy, większą przywiązywała wagę do ulotnych i intensywnych pragnień, mniejszą zaś jakby -  do obyczaju.

   Soa natomiast, chociaż obecnie stateczna mężatka, bynajmniej stroniła od seksualnych uniesień, przeżywanych nie tylko poza małżeńskim łożem, ale także poza alkową. Również Olegowi przeżycie owego uniesienia w przestrzeni Jezudoogrodu wydało się - bo przecież w gruncie rzeczy było - wielce ekscytującym. 

   Nikt jednak, z wyjątkiem Jezusa, nie spodziewał się  - a ścislej sprawę ujmując, nie wiedział, iż Regis... Tym bowiem, co się wydarzyło, zaskoczony był nawet on sam.

Cdn.

 

   Voorhout, Boże Narodzenie 2023.

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Natuskaa

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Buch!    Rach!   Ciach!   Maszyna  Czy strach?   I życie ukryte  Za zasłoną świadomości    Bo czas nie ma  Dla nikogo litości    Gdy pędzi za nieznanym 
    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...