Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Ogłuszony hałasem, sponiewierany nawałą powietrza… Wtapiam się w nierzeczywistość sennej maligny. Pełno tu jakichś wąwozów, ciemnych szczelin i zakrętów... Schody prowadzące w górę, w dół, w poprzek i po przekątnej. Przecinające się, krzyżujące zakurzone włókna pajęczyny… Spirale poręczy, pstrokaty kamień lastriko i głucha biel ogromnego masywu ścian na wyobraźnię….

Fragmenty kolejowych torów biegną przez środek pokoju, aby zniknąć w czerni za drzwiami. W otchłani nocy, w straszliwej depresji czarnej dziury, która zasysa wszystko z potwornym świstem uciekających strumieni czasu. Chmury, obłoki, ostatnie promienie słońca pełzają po podłodze, aby się przypodobać nie wiadomo komu. Łaszą się i pieszczą, ocierają się o wszystko i o nic. O nogi krzeseł, kanap, foteli. O cokoły regałów…Słońce. Żółtawe światło wiszącej lampy. Dzień, to? Noc? Nic nie wydaje się tym czym w istocie jest.

Jestem sam na sam z ogromnym milczeniem przedmiotów, jak w jakimś muzeum z kamiennymi rzeźbami. Tylko ja i one. I ten bezkres obojętności w każdym spojrzeniu niewidzących oczu. Kiedy tak idę, smugi szarego światła wsączają się spomiędzy szczelin ciężkich stor. A więc znowu deszcz… Deszcz przechodzący falami. I znowu cisza, tylko stukot pojedynczych kropel o blaszane rynny, parapety… I trzeszczenie podłogi, uginających się dębowych klepek. W powietrzu czuć nikły zapach woskowej pasty w tym dawno umarłym domu, w tej galerii pustych, opuszczonych pokoi, w tych przedpokojach, korytarzach prowadzących z znikąd donikąd… Czasem odgłos westchnienia, czasem nic… I tylko nic…

 

Przechodzę, przechodziłem, przechodząc raz jeszcze w dojmującej melancholii upadku. Kto tu był? Jest tu kto? Czy ktoś tu jest? Jest i nie jest, zarazem. Albo jest, nie będąc wcale, mimo że jest wciąż i nadaremnie. Jest tak jakby w sprzeczności z samym sobą, w sprzeczności ze wszystkim… A więc znowu jest, tylko że wyschnięte na wiór…

Czas krok po kroku odłupuje ze mnie sens, jak wandale marmur z Piety. Ranią mnie okruchy przeszłości. Pełno ich tu. Płyną powietrzem, wirują i mżą. Jarzą się w błękitnych przebłyskach nieba. A więc znowu dzień…

Ktoś idzie za mną. Odwracam się, lecz nic. To tylko echo bijącego serca zawarte w szumie płynącej wartkim strumieniem rzeki wzburzonej w moich żyłach krwi. Splątane kłębowiska żeliwnych rur, bulgoczące jęki, szlochy i szepty, ukryte w czeluściach wszechistnienia. Gdzieś tam… Ciągnąca się donikąd galeria obrazów, w ciągłych powtórzeniach tych samych gestów. Senne widziadła o nieustalonych rysach twarzy, choć twarz tamtego przypomina twarz starej kobiety widzianej przeze mnie kiedyś za życia, kiedy siedziała na ławce w parku w białym słomkowym kapeluszu…

 

Zaciskam powieki…

 

*

 

Otwieram. Miasto przede mną, wokół mnie w nocnym korowodzie ulicznych latarni. Skąd ta nagła zmiana scenografii? Nie wiem. Nie pamiętam, co było tego przyczyną. Maszerujące cienie w kaskadzie migających neonów. Na lśniących od deszczu chodnikowych płytach. Przechodzą i nikną. Jakieś zwidy, rozmyte kształty nie wiadomo kogo. Opuszczone ulice, domy… Zacieki na ścianach, na czerwonych cegłach ciągnącego się muru… Czyjeś kroki, nie-kroki, szepty… Czuję niemal namacalnie tę obecność nieokreślonych form. Ocieram się o wszystko i o nic. Na dłoni kawałki tynku, spróchniałej kory drzewa…

Zamknięta na kłódkę żelazna, kuta brama, oklejone plakatami blaszane ogrodzenie placu budowy, na którym mokną stalowe pancerze jakichś nieruchomych, prehistorycznych gadów…

 

I znowu noc, i deszcz, bezdroża rozmokłych, błotnistych pól. Zanurzam się w nich, w czający się gdzieś wyrzut sumienia.

 

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-09-03)

 

 

 

Edytowane przez Arsis (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Nie polubisz mnie.  Bo ja lubię myśleć i rozwiązywać.  Planować i dociekać.  Od bezsensownej piłki,  wolę mecz curlingu czy snookera.  Partię zaciętego tenisa.  Nie polubisz mnie.  Bo ja lubię, skąpany w świeżej ciszy dzień. Samotny spacer,  wśród nagich, wichrowych szczytów. Odseparowanie od poznania ludzkiego myśli. Odpoczynek na leśnym zboczu  z widokiem na stada rozciągnięte,  wśród pastwisk.  Dorodne konie, jaki i kozy.  Nie patrz.  Nie dotykaj.  Nie krzywdź.  Ja się cofam i kurczę przed ludzkim dotykiem, jak listki bezbronnej mimozy.  Nie polubisz mnie. Bo ja obcuję ze starymi bóstwami i demonami Chodzę ścieżkami umarłych  poza ziemskimi eonami.  Dzięki składam Matce Mokoszy  a krew z mych ran spływa do ust,  śpiącego pod ziemią Welesa. Ty potrzebujesz oparcia w męskiej skale, której wichry i tajfuny losu nie straszne.  Na cóż Ci oblicze marsowe i milczenie złote, ociosanego surowo czasem okrutnym, porośniętego mchem i bluszczem dzikim, posągu o kamiennym spojrzeniu i sercu. Porzuconego na pastwę wściekłych biesów. Zimnego i na żale  i na płacze dźwiękochłonnego.  Dorosłem, by osiąść w swej oddalonej od blasków dusz samotni.  Przeczekam miłość i śmierć,  jak wiekuiste, wieczne dęby.  Nie ma na mój żywot kosy,  dość sprawnej i ostrej. Czemu tak patrzysz na mnie  góro śnieżna i samotna? Nie widziałaś nigdy duszy utraconej?  Ześlij lawinę.  Któż będzie szukał posągu  w przepaść strąconego.
    • @Berenika97 Twój wiersz dotyka cierpienia tak samo, jak czyni to Księga Hioba - od środka, przez mrok, przez pytanie „dlaczego?”, które brzmi w człowieku bardziej niż odpowiedzi. Ale warto pamiętać, że w samej historii Hioba to nie Bóg był sprawcą jego nieszczęść. To Szatan twierdził, że człowiek kocha Boga tylko wtedy, gdy wszystko mu sprzyja. Bóg jedynie dopuścił próbę - bo wierzył w serce Hioba bardziej, niż Szatan wierzył w ludzką słabość. Hiob nie wiedział, co dzieje się „za kulisami”. Nie znał przyczyny swojego bólu. A mimo to nie złorzeczył. Powiedział tylko: „Bóg dał - Bóg wziął.” Słowa, które rodzą się z pokory, a nie z oskarżenia. Dziś ludzie często widzą świat odwrotnie: gdy im się poszczęści  mówią o "diabelskie szczęście miałem" gdy ich spotka nieszczęście  mówią „kara Boska”. Szczęście przypisują złu, a ból - Bogu.   A przecież Księga Hioba jasno odsłania, jak niewłaściwa jest taka logika. I właśnie dlatego Twój wiersz tak dobrze koresponduje z tamtą opowieścią: wchodzi w tę samą przestrzeń pytań, w której człowiek próbuje uchwycić sens, którego nie widać - a jednak, mimo ciemności, nie wypuszcza z dłoni światła. Ojej, ale się rozgadałam, sorry.
    • @Laura Alszer   Lauro.   to jest cudny, sensoryczny wiersz.   wyraża intensywne wrażenie luksusu i blasku, które prowadzi do głębokiego, niemal kosmicznego przeżycia.   buduje napięcie od chłodnej, ekskluzywnej obserwacji do gorącej, spełnionej bliskości w ostatniej strofie.   bardzo, bardzo, bardzo..... podoba mi się .  
    • @Migrena Ano właśnie. Otóż to. Więc gardłujmy się lepiej dalej i pogarszajmy stosunki z naszymi sprzymierzeńcami. To nas od Rosji uratuje. No i zamiatajmy przy okazji wykroczenia naszych współbraci pod dywan. Brawo   A w wersji hard. Podczas wojny niejeden polski szubrawiec wzbogacił się na żydowskim nieszczęściu. Po wojnie Polacy sobie nawzajem uczynili piekło. A i dzisiaj w niektórych kręgach szerzy się antysemityzm a nawet faszyzm.     Mimo wszystko jest to piękny kraj i żyją w nim w większości wspaniali ludzie. Tylko że w innych krajach jest tak samo.
    • Twoja krew  Morze wspomnień    Twoje ciało  Zaproszenie do tańca    Twój ból  Tak szybko świta    Twój krzyk  Ulice nocą nigdy nie są puste    Bez ciebie...
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...