Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ostatnie opowiadanie (roboczy tytuł) cz. 14


Rekomendowane odpowiedzi

 

XIV.

            Dlaczego tak właśnie potoczyły się wypadki? Czy miało miejsce coś z zamiaru, czy przypadek, czy plan, czy zbieg okoliczności, czy kolejna podpowiedź od sprzyjającego świata? Narrator tego nie wie i prawdę mówiąc nie bardzo ma jak się dowiedzieć, co akurat może być uznane za prawdę. Dość powiedzieć, że i im (bo niby dlaczego ich właśnie ta okoliczność miałaby ominąć) przytrafiła się niepewność płynąca ze spraw kobiecych. W pewnym momencie powstała kwestia, a raczej przypuszczenie urodzenia im się dziecka w nieco dalszej perspektywie. Można powiedzieć, że kwestia jak najbardziej zwyczajowa, no ale trzeba było przedyskutować. I okazało się, że właściwie nie widzą większych przeciwwskazań albowiem przecież sprawy zawodowe, prywatne, rodzinne i szereg innych mieli całkiem dobrze poukładanych. On miał okazję, a także możliwości ucieszyć się z tej całkiem dobrej nowiny, a trzeba przecież przyznać, że nie każdy mężczyzna ma takie możliwości, zresztą z najróżniejszych względów, o których można by pisać i pisać, a nawet napisać kolejne opowiadanie, a nawet książkę pokaźnych rozmiarów. Gdzieś kiedyś po powrocie do mieszkania od tak się ucieszył, a nawet wyskoczył do pobliskiego sklepu po zestaw jakichś smakołyków, a traf chciał, że sytuacja nie miała miejsca w niedzielę, a co za tym idzie bez większych przeszkód mógł tak uczynić, bo nie obowiązywał tego dnia zakaz handlu. I ona doszła do wniosku, choć jej rola jest tutaj bardziej niejednoznaczna, co narrator wyjaśnia bynajmniej nie ze złośliwości, a raczej z dziennikarskiego obowiązku, że przecież sprawy im się układają dlatego dziecko może przecież się urodzić, a oni postarają się mu zapewnić odpowiednie warunki i wyglądało, że na ten moment po prostu mogą tak uczynić. Do sprawy podeszli też z wyjątkowym spokojem, co spowodowało, że w ogóle ta sytuacja i rozmowa miały miejsce i jednak, pomimo nie zdawania sobie z wielu rzeczy sprawy świadczyła o ich pewnej jednak emocjonalnej i każdej innej dojrzałości. A przecież fakt ciąży trzeba było dokładniej sprawdzić, a jak już sprawdzili, okazało się, że jednak ciąży nie ma. I ta sytuacja podbudowała ich tylko, albowiem już trochę lepiej zdawali sobie sprawę, że jak coś sobie poradzą i jakby coś mają zamiar trwania ze sobą razem, pomimo szeregu okoliczności, które przecież w każdej chwili mogą się pojawić. Możliwe, że od tamtego momentu patrzyli na siebie odrobinę poważniej, ale akurat im nie bardzo było wygodnie z przesadną powagą. Zaraz potem sytuację obrócili w żart, kupując gdzieś w sklepie przemysłowym obrazek z wiele znaczącym napisem „ fałszywy alarm” z dorysowanym wizerunkiem dwóch strażaków, a właściwie strażakiem i strażaczką (ach feminitywy). Traf jednak chciał, że ten fałszywy alarm był o tyle prawdziwy, że przygotował ich na pewną potencjalną możliwość jak w przyszłości sprawy mogą się potoczyć, bo przecież bardzo się kochali, zresztą również dlatego że swobodnie mogli tak czynić, a świat ustawicznie nie rzucał im pod nogi najróżniejszych kłód, co bynajmniej nie każdemu się tutaj udaje i nie ma w tym cienia przesady. Najbardziej interesującą okolicznością w tym drobnym, choć znaczącym zdarzeniu był fakt, że niniejszą sprawą najbardziej przejął się narrator, co spowodowało, że kolejny już raz popadł w przestraszone zamyślenie. Zamysł narratora był bowiem taki, że co jak co, kto jak kto, ale wcale nie planuje napisać biografii w dodatku wieloosobowej rodziny, choćby dlatego że wygodnie mu jest tutaj tego nie potrafić. Właściwie w tej sytuacji najbardziej on chciał uciekać, co akurat jest prawdą i wcale nie musi jakoś przesadnie dobrze o nim świadczyć no ale przecież jego obecność w tym opowiadaniu jest całkowicie drugorzędna.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Nie pytaj o imię Nie pytaj o czas   Bo i tak nie ma nas   Rozpłynęliśmy się W nocnych światłach miasta Goniąc za utraconymi wspomnieniami   Ale to już nie wróci
    • To prawda, zwykły rozkład dnia może być często nie do ogarnięcia, a ten na dworcu już niemożliwy do stworzenia go bez udziału systemów informatycznych, dlatego pewnie zmienia się tak szybko, żeby się niby do nas dostosować ;-) I tak znów od początku, jak to z sobą złożyć ;-)
    • Prolog   Zdzisiu Ochłapek, strasznie sapiąc, tupta zwyczajowo do lasu, ale tak zupełnie zwyczajowo, to jednak nie. Gryzie go w boże poszycie i chyba umysł, potrzeba pójścia właśnie dziś. Zatem przewiduje, że będzie świadkiem niecodziennych wydarzeń, zanim nastąpi, co ma nastąpić.   ***    –– Ej, Ochłapku kochaniutki! Pomożecie w dźwiganiu ekologicznego chrustu, bo normalnie w krzyżu moje dyski trzeszczą. –– Ty mi tu stara babo, dyskami w dupie planu nie zawracaj. Śwignij miech w chaszcze, zaś idź precz na chatę. Jak pójdę w tył, to wezmę i ci do izby przytargam, chyba.      –– Ochłapku! Tyś dureń i nicpoń z brakiem piątej. Nie dziwota, że w głowie jeno klepisko. Przecie biegusiem, ktoś ukradnie, taki skarb. –– Jaki tam skarb, babo. Ciebie to by może ukradł, by jako strachawice na wróble, w pole wkopać. –– A z ciebie Zdzisiu, to sztacheta w płocie, ledwie by była, bo zmurszała jak wyschnięta kacza kupa.     Wtem wędrowiec ni stąd ni zowąd, jest na okrągłej, kwadratowej polance. Nie wie dokładnie, po co tu przyszedł, lecz coś mu świta, między drzewami i oczęta migocząc tarmosi. Nagle rumor jak dwie jasne cholery. Chwilowy, ciężki szum i Ochłapka drzewo prawie przygniata, bo akurat spada na Panią Śmierć, co siedzi nie pieńku, ale teraz w innej pozycji, kosę ostrząc.     Jednak poturbowana żyje nadal, bo trudno utłuc tego rodzaju paskudnicę, by padła na runo, bez życia. Spoziera naprzemiennie, na uwięzionego pod gałęzią, Zdzisia i błyszczącą, srebrną kosę, co na końcu ma fotkę uśmiechniętej czaszkuni, która z pewną dozą miłosierdzia, pyta:   –– No co Ochłapek. Masz jakie ostatnie życzenie? –– Tak mam –– odpowiada zapytany, nieco spłaszczoną facjatą.     Jakby z choinki urwana, przez las wędruje horda życzeń. Zbóje na zbójami lub gorzej. Lecz poczciwe to chłopy, jeno nigdy za żywota, szacunku i poważania nie zaznali. Tym razem jest inaczej. Bardziej zielono. To nadzieja rośnie wokół, w postaci drzew, chaszczy i różnych innych dziwów nieprzebranych za cokolwiek. Nagle pypeć na jednym z nosów i kłak w sumiastym wąsie, wyczuwają jęczącą zgrozę. Przywalone coś.     Horda życzeń podchodzi bliżej i widzi Ochłapka, wystającego w połowie spod gałęzi dorodnej, na której dzięcioł wciąż stuka. Widocznie nie płochliwy i dalszy ciąg wystuka.    Zbóje słyszą pytanie: –– Wyciągniecie?    Już chcą wyciągać, ale słyszą drugie pytanie, korygujące:   –– Czy mnie wyciągniecie? –– Owszem. Wyciągniemy –– wrzeszczą z uciechą. –– Dla szacunku i poważania, co ich czeka w mediach, za odwagę i empatyczne miłosierdzie, wobec Zdzisia Ochłapka, bliźniego naszego.      Pani Śmierć tymczasem wychodzi z krzaków, gdyż była za potrzebą i kosą macha w kierunku przybyłych.   –– Łaskawa pani, jeszcze nie teraz –– krzyczą przymilną prośbę, w ostatniej godzinie. My jeszcze nie docenieni. No jak tak można.    A widząc jednak , że nadal żyją, Zdzisia uwalniają spod przygniecenia. Wyciągnięty maca ciało, czy nie pogruchotane, ale nie. Zaczyna więc pokrzykiwać nieuprzejmie w kierunku zbójów, że jeno dla sławy i poklasku, dobry uczynek przyszło im zmaterializować.     Życzeniom głupio z tego powodu, bo honorni mimo uchybień, takich czy innych, więc biegną żwawo w kierunku miecha z chrustem, by kobiecinie do izby zatargać. No teraz nas docenią –– myślą po cichu, kiedy to sens pierwotnych poczynań, do nich wraca. Lecz w tym samym czasie, śmierć kosą świszczy, która życie zbójcom odcina, w postaci głów. Jednocześnie uwolniony bliźni, z owej krainy wstaje wypoczęty, bo po takich ciekawych przeżyciach, to jak to nie być. Zakłada paputki...     ***     Epilog    Zdzisiu Ochłapek, strasznie sapiąc, tupta zwyczajowo do lasu, ale tak zupełnie zwyczajowo, to jednak nie. Gryzie go w boże poszycie i chyba umysł, potrzeba pójścia właśnie dziś. Zatem przewiduje, że będzie świadkiem niecodziennych wydarzeń, zanim nastąpi, co ma nastąpić.      
    • No i to jest "dobre". Piszesz, że bez sensu całe to pisanie, a Ci piszą dalej, ze fajny jesteś i się podwieszają. Czarna komedia. No, ale takie to jest właśnie.  Pzdr.    
    • Żyjemy na przyłączach. Rosły tu krokusy złote, istny cud. Wierzba, jeszcze niepłacząca, obejść kot dogląda.   W cieniu bloku zwierzę i jego staruszka. Dla niej demonstruje wigor, rytm codzienny, puls.   I tak sobie myślę: pewnie za dwa zdania ktoś nas tutaj zamknął w wielkie zapytania —   Kto z was w ślepym pędzie, a kto dla nazwiska, a komu miłości chciało się z urwiska?   Chwytasz bez pardonu w słowny archipelag wysp samotnych na żer do adresu: nieład   ***   Wciąż mała wierzba Obok gąsienic — Żyjemy na przyłączach  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...