Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Osierociłaś mi dłonie, a ja tak trzasnąłem drzwiami
że zostawiłem je uchylone
Siedzę u ojca nad grobem, później między ścianami
Wybijam Twój numer i dzwonie

I po co przeżywam to wszystko?
Rzeka płynie niezmiennie a mnie zostaje serce zlęknione
Dlaczego podeszłaś tak blisko?
Prowadzę w myślach monolog do Ciebie o tym jak bardzo się boję
Przyszłość przeszła tak nagle
Wspólne kartki rozdarte a mnie Twoje imię zacina się w gardle

Złożyłem się w całość i uparcie przeciekam
Wspomnieniem jak ozdabiałaś mi szyje
Jak malowałaś usta i łapałaś w lustrze
mój wzrok jak gapił Ci się na tyłek
Tak chętnie za nos wodziła nas wspólna rozmowa
Chociaż przekrzykiwaliśmy się w innych językach
Jak uroboros w burzliwym cyklu ciągle od nowa
Kolejne wyładowanie na już przepalonych stykach

Między palcami ucieka co w wierszu próbuję uchwycić
Bo ze wspólnego losu ostatecznie i tak zawsze zostają nici
Ariadna tu nie pomoże; kolejny raz się nie otworzę
Oswoiłaś mnie tak dziko, że nie widziałem kiedy zdjęłaś obroże
Wszędzie można szukać znaczeń - jedynym jest ich bezcelowość
Nie łap za ręce, a już na pewno nie trzymaj za słowo
Jeśli nie za włosy, to czas pociągnąć za klamkę
By zamknąć wczorajsze rozdziały
które łez już nie warte

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • A co jeśli Największą z iluzji Jest nadzieja i wiara Że gdzieś tam Wśród lepszych gwiazd Szczęście nas czeka   A co jeśli Tylko teraz i tutaj W czasoprzestrzeni życia Można z wyboru Smaku szczęścia W pełni doświadczać   A co jeśli Smutek to trwanie W wygodnym złudzeniu Kulawych okoliczności By nie żyć By się ograniczać
    • Czekam. Stoję w smudze słońca. Na podłodze. Na lśniącej podłodze. Na dębowej klepce pościeranej od tysięcy kroków w tę i z powrotem.   Od kroków szurających, ulotnych. Od kroków. Moich? Od kroków dawno przeszłych. Zaprzepaszczonych w odmętach dawno minionych epok i lat.   Całych dekad…   To tutaj. Albo i tam. Coś skrzypnęło. Zatrzeszczało w drewnie szafy, stojącego trema… To tutaj albo nigdzie… To musi być, gdzieś tutaj…   Stoję i nasłuchuję.   Stoisz razem ze mną. Niema. Stoisz obok, zwrócona do mnie profilem swojej jasnej, niemalże białej twarzy. Albo trochę z tyłu.   I mimo że czasami jesteś blisko, bądź dalej, bądź jeszcze w różnych ode mnie oddaleniach, zdajesz się istnieć wyłącznie w takich jakichś przeskokach nieruchomej figury, co się przemieszcza zrywami po szachownicy.   I zawsze jesteś do mnie zwrócona bokiem. Nigdy przodem. Widzę tylko twój bok. Policzek. Ucho. Nos...   I jesteś zimna jak posąg martwy, jak rzeźba wykuta z marmuru.   Jesteś w sukience. Chyba w sukience. Może to coś innego. Nie wiem. Albo w spodniach i w powyciąganym wełnianym swetrze.   Takim zwykłym. Zwyczajnym.   Kiedy zamykam oczy, widzę ciebie. Otwieram -- widzę… Jesteś wciąż obok. Jak ten cień co przerasta mnie pod wieczór.   Jesteś tu w ciszy. W szumie. W piskliwym szumie idącym od okna. Od drzew….   Stoję rzem z tobą. Stoimy… -- w milczeniu. W tym okrutnym milczeniu rzeczy. W tym pustym domu martwym jak omszony głaz.   W pulsującym szumie płynącej w żyłach krwi, który rozsadza uszy jednostajnym, rwącym wodospadem postępującej entropii.   Spójrz na mnie! Choć raz! Spójrz! Proszę…   Twoja nieruchomość przytłacza mnie niczym górski, szary masyw.   Milczenie odbija się od ścian, kiedy wpatruję się w połysk padający od okna. Bez ruchu. Bez najmniejszego poruszenia.   Naśladując ciebie, zapadam w letarg. W jakieś katatoniczne otępienie. Będąc na jawie? We śnie?   Od słońca. To idzie od słońca w tej całej rześkiej jaskrawości. Od słońca chylącego się powoli za koniuszki drzew.   Za chwiejące się nerwowo gałęzie, gałązki. Za dęby. Klony. Za strzeliste topole. Za nagie korony.   To wszystko od słońca chylącego się ku śmierci. Ku lodowatej otchłani nocy.   W porywach wiatru. W zimnych porywach… -- obłoki – prące, gdzieś do przodu, niczym poszarpane łachmany.   Podążające bez celu. Bez niczego   W pokoju. W przedpokoju. Na szafce leżące w nieładzie stare przedmioty matki.   Jakieś korale, łańcuszki…   Na szafce broszka, guziki, jedna spinka do mankietu koszuli ojca… Zdają się jarzyć jakimś wewnętrznym blaskiem, mżyć tymi szarymi pikselami białego szumu...   Na tym drewnie połyskuje słoneczna plama. Pada pod kątem. Migocze. Przesuwa się.   Nieruchomieje na profilu twojej twarzy.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-04-08)    
    • Do przyjaciół mych Obecnych, odeszłych Kieruje ten wiersz   Rzucam pęk słów  Zwartych na kartce Rzec ich nie potrafię    Ściskam wasze dłonie  Słowami obejmuje was W wyobrażeniu mym   Wątpliwej jakości wspomnienia Powoli już we mnie pływają  Upiększone, czasem zgorszone   Zawsze z tą samą bazą  Z wami moi drodzy Niezastąpionym składnikiem   Obecność waszą w momentach trudu Z pozłacanym skarbem utożsamiam  Choć nigdy okazać tego nie potrafiłem    Dziś odsyłam jedno słowo  Lekkie, lecz ciężkie w znaczeniu  Dziękuję! Nie zapomnę   
    • @jaś zasady:) trzymam się stereotypów:)
    • Któż chciałby być samotny, gdy odosobnienie i izolacja dorównują swą wagą cierpieniu?   Któż jest chętny by samemu kroczyć tą wyboistą i krętą ścieżką, kiedy dłoń nie ma się czego chwycić?   Gdzie indziej szukać szczęścia, jeśli spełnienie wydaje się tak odległe, a los nietrafnie rzucił kością?   Odpowiedzi tak dalekie, objęte mglistymi ramionami zza kurtyny nad moimi oczami rozmazują się w oddali.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...