Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Śpiewnik - Bezdźwięczne ballady, czyli siedem (nie)szczęśliwych piosenek


Rafał_Leniar

Rekomendowane odpowiedzi

Piosnka apokaliptyczna 

 

Zaczął prószyć deszcz popiołów

Stal, żelazo, plastik, ołów

Wielkie miast aglomeracje

Zera, jedynki i spacje

 

Ziemia już na wyczerpaniu

Cóż to będzie? Wyjdzie w praniu!

Wizja apokaliptyczna

Dla baranich łbów wytyczna

 

Ref.

Bez szacunku dla gatunku!

Ginącego w naszych oczach

Wymieranie na ekranie

Gnicie czy obumieranie

 

Zaczął smog i smok się mylić

Życie ludzkie, na kształt chwili

Jeszcze mniejszą ma dziś wartość

Rzucić można wszystko... Psia kość!

 

Ludzkość już na wyczerpaniu,

Człek człekowi mówi: "draniu",

"Czyś naczelny i rozumny?"

"Nie, bo wolę już do trumny!"

 

Ref.

Bez szacunku dla gatunku!

Ginącego w naszych oczach

Wymieranie na ekranie

Gnicie czy obumieranie

 

 

Bachanalia

 

W Rzymie na Campo di Fiori

Kosze przejrzałych cytrusów

Trudno odróżnić ludzi

Od nimf lub pijanych Bachusów

Bruku sięga idea

Wciąż nakrapiana winem

Bachanalia odwieczne

Giordano Bruno cóż - winien!

 

Turyści robiący zdjęcia

Są tutaj ale ich nie ma

Absorpcja w sztuczne zaświaty

Jak głucha ślepa i niema

Masa przed wirtualnym

Wirtuozem i zerem

Które są poprzedzone

Fatalnym zniewoleniem

 

Popiół ze stosu uleciał

Dym kadził zgniłe cytrusy

Kobiety pląsały jak nimfy

Mężczyźni niby Bachusy

 

Nic się nie zmienia z czasem

Oprócz diabelskich szczegółów

I bezrefleksyjną masę

Widzę w wielkim ogółu

 

Kobiety jak rzymskie nimfy

Mężczyźni niby Bachusy

Popioły a z nich nie Feniks

Lecz jakby wróżebne fusy

 

Miało być słowo poety

I kilka iskier z popiołów

Jest nurt i łyk cieczy z Lety

Krzyż cięższy niż rdzawy ołów

A jednak pamięć wciąż czuwać

Każe nad losem Bruna

Słowa nowe układać

I patrzeć jak płonie łuna

 

Lecz stosów już nie stosują

Wiatr uniósł popioły prochy

Romulus Remus wilczyca

I wilk aż za bardzo płochy

 

 

Szanta kosmiczna

 

Układ słoneczny, więc włączaj wsteczny!

Parszywa dziura! Nie czarna - bzdura!

(To słowa kosmity z Plutona orbity...)

 

Przy gwiazdce niezbyt okazałej

W mgławicy dość prowincjonalnej

Gdzie meteoryt zmiótł dinozaury

Plemię powstałe z małych cząsteczek

Opuszcza swą zmęczoną planetę

 

Najpierw ku Marsa czerwonemu globu

(Gdy wcześniej zdołało osiodłać księżyc)

By Beksińskiego wręcz krajobrazy

Przenieść na niego i dalej marzyć

 

Kosmiczna misja, wręcz odyseja

Drżyjcie pierścienie gazowych olbrzymów!

Bo homo sapiens znajdzie tlen wodę

I chleb upiecze w nieważkości stanie

 

Ach te kosmiczne przeprowadzki!

Poza Plutona daleką orbitę

Ludzkości wpływy - krakena macki!

Jakiż osądzi was tam arbiter?

 

 

Od anarchii do hierarchii

 

Mawiano w Jarocinie, że punk rock nie zginie,

Że Rzeczpospolita nie jest całkiem kwita,

Generacja- spacja dzisiaj nam dorasta,

Co punk rocka gwiazdy ani jednej nie zna.

 

Ref.

Teraz Woodstock lub Mrągowo,

Chuda żmijo, tłusta krowo.

Konsumpcjonizm i hierarchia.

Orgia, błoto, oligarchia.

 

Z tej anarchii, z tej idei

Do hierarchii, do Korei?

Z anarchii w hierarchię - taka kolej rzeczy.

Tak ewoluują wszystkie dzieci śmieci.

 

Ref.

Teraz Woodstock lub Mrągowo,

Chuda żmijo, tłusta krowo.

Konsumpcjonizm i hierarchia.

Orgia, błoto, oligarchia.

 

 

Historia pewnej monety

 

Była dana raz na tacę,

Zakupiono za nią świecę,

Potem facet z naprzeciwka

Sza! Monetę ma już... Dziwka.

 

Taki to już los pieniędzy,

Przez bogactwo aż do nędzy.

Od jałmużny do okupu,

Ciągle na coś, ciągle w ruchu.

 

Prać pieniądze każdy może,

Każdy pierze - na coś daje.

Wielu myje potem ręce,

Ten całuje, co wciąż ma je.

 

Sabat Esbath

 

Co się na tym wzgórzu stanie?

Nocą tajemniczy świat

Czas rozpocząć tańcowanie

Tańcowanie w noc Esbath!

 

Zadrży powietrze, martwe legendy.

Zawirują fałdy szat

potarganych, z czarnej wełny –

tańczmy, tańczmy w noc Esbath!

 

Tafla wody wsączy błękit

żywych cieni, światła gwiazd,

gdy będziemy na tym wzgórzu -

tańczyć, tańczyć w noc Esbath!

 

I w rośliny i zwierzęta

zmieni nasze ciała czas.

Tylko wzgórze zapamięta:

tańce, tańce w noc Esbath

 

Słońce już na niebie wstaje

dobiega sabatu czas

wielu jednak wciąż tańcuje

kończąc święto w noc Esbath

 

Piosenka tułacza

 

Głaz nie zatrzyma wichru,

Wiatr nie porwie kamienia.

Gdzie zatem sens tkwi tych dwóch

Żywiołów obu? W marzeniach?

 

Lewo nie stanie się prawym,

Prawo na pewno nie lewym,

Dzień nie zabłyśnie nocą,

Więc pytać można wciąż: po co?

 

Ku bezpodstawnym, tułaczym,

Wędrówkom, aby w rozpaczy

Utkwić. Jak bardzo wielu,

Którzy tu błądzą bez celu.

 

Głaz nie zatrzymał wichru,

Wiatr nie porwał kamienia.

Zostaje cisza tych dwóch

Żywiołów. I czcze natchnienia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        @Bożena De-Tre :) To ja dziękuję za uwagę. Również serdecznie pozdrawiam.        
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Inaczej być nie może. Bilans musi wyjść na zero, gdy się dobrze policzy.
    • Stwierdziłem pewnego chmurnego wieczoru, gdzieś w sytuacji gdy niebo zgubiło słońca, a księżyca odnaleźć wcale nie chciało i nawet chyba nie zamierzało w ogóle tak czynić, że być może i ja powinienem koniec cywilizacji wziąć na serio. Ot, usiąść i napisać jak najwięcej, jak najlepszych, jak najbardziej wszechstronnych i widzących najdalej słów, co trwale zapiszą się w historii jak grawer w złocie lub srebrze lub zabrzmijmy twardziej zatem w żelazie. I nawet usiadłem nad tym zagadnieniem i nawet padły jakieś strofy, akapity, rozdziały, a słów naliczyć by można było w tysiące. A potem się ocknąłem. Hej, bratku, to na marne, to nieważne, to bezowocne, albowiem tego tekstu i tak prawie nikt już nie przeczyta. Nie zostaniesz Sokratesem, już ty się o to nie martw. Współcześni zajmą się czymś innym niż czytanie, wiadomo, że część będzie planowało ucieczkę, część przetrwanie, część dojdzie do wniosku, że bawić się trzeba w ostatnie pięć minut w sposób bliski pokokardy. Zapaleńcy zapewne postanowią świat uratować, co być może zabrzmieć podobną daremnością jak cały mój tekst od początku do końca. A z kolei następnych, zwanych przodkami, cóż tych już nie będzie. Postanowiłem więc zakończyć pisanie kolokwialnie i pójść na któreś z ostatnich piw, na któreś z ostatnich dań i pomarzyć, tak zwyczajnie pomarzyć o pojawieniu się następnej cywilizacji, która mogłaby nasze przeczytać, choć zapewne nie będzie wiedzieć o nas wcale a wcale. Mówią nam przecież nieustannie, że o poprzedniej cywilizacji my również nic nie wiemy, a przecież historia z cywilizacjami może powtórzyć się jota w jotę. Dobra, już kończę, bo to bez sensu. Najmniejszego nawet.   Warszawa – Stegny, 22.11.2024r.   Inspiracja – Poeta Łukasz Jasiński (poezja.org).
    • @Łukasz Jasiński Ależ dziękuję za inspirę, wrzucam nawet w dział proza właśnie :))
    • I tak też można...   Łukasz Jasiński 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...