Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

                                          - dla Belli i Siostry, moich Pań

 

   - Tędy, tędy proszę! - Dumbledore pospieszył przed Bellą, starającą się iść jak najszybciej, i wspierającym ją Milem. Otworzył drzwi i przytrzymywał je, wskazując kierunek. - Tędy, tym korytarzem prosto... Na szczęście to blisko. 

   Istotnie było blisko. Korytarz, prowadzący do skrzydła szpitalnego był, co prawda, nieco długi, ale wejście doń znajdowało się wprost, na jego przeciwległym końcu. Pani Pomfrey, powiadomiona telepatycznie przez dyrektora, otworzyła drzwi we właściwym momencie. 

   - Tutaj, tutaj - pokazała przygotowane łoże z baldachimem na słupkach i zasłonami, mające Belli zapewnić później maksimum prywatności podczas odpoczynku. I ze stolikiem tuż obok, na którym stał magiczny dzwonek do szybkiego jej wzywania, gdyby Bella czegokolwiek potrzebowała. Pomogła Milowi, podtrzymując Bellę z drugiego boku, a potem przy ułożeniu Jej na łożu. 

   - Mil... - blada Bella uchwyciła dłoń męża, widząc w myślach, że pani Pomfrey chce mu nakazać odejście. - Zostań... nie odchodź... - Oddychała głęboko, trzymając obie dłonie na brzuchu. - Zostań, proszę. Chcę... żebyś został.

   Słysząc to, pani Pomfrey powstrzymała się od zamiaru wygonienia Mila za drzwi. Chociaż wcześniej planowała to zrobić i obiecała to sobie solennie. Rodząca zasadniczo powinna mieć zapewnione jak najwięcej dyskrecji i komfortu, na ile to tylko możliwe w takiej sytuacji. Szczególnie, gdy rodząca kobieta jest tak wyjątkową, a przychodząca na świat istota jest taką również. 

   - Lady, skoro tak sobie życzysz... - uśmiechnęła się do Belli, która odwzajemniła się jej słabym uśmiechem. No, ale jakim mogła w takiej sytuacji? 

   Położyła Belli dłoń na brzuchu. 

   - Zaczyna się - stwierdziła, czując w pierwszej chwili poruszenia aniołki, a zaraz potem jej dotknięcia. - Proszę oddychać głęboko, zaleciła. - I... 

   - Tak, wiem... - rodząca znów uśmiechnęła się blado. Ułożywszy się w w we właściwej pozycji, obiema dłońmi naciskała lekko swój brzuch w równych odstępach czasu. - Kruszynko, kochanie. Czas ci na świat... 

   Pani Pomfrey chciała uprzednio zaproponować Belli wodny poród, jako - według niej - najlepszy. Jednak później, przewertowawszy wszystkie dostępne jej księgi medyczne w poszukiwaniu wiadomości o narodzinach aniołów i zapoznawszy się ze znalezionymi tam treściami, porzuciła ten zamiar. 

   - Czas ci na świat - powtórzył za żoną Mil, kładąc swoje dłonie obok dłoni Belli i razem z nią lekko naciskając. - Kochanie, słyszysz nas? 

   Spodziewanie dla Belli, a niespodziewanie dla Mila, zaokrąglony brzuch, na którym oboje trzymali dłonie, zaczął delikatnie jaśnieć. Jakby rozświetlany od wewnątrz. 

   - Oho... - mruknął Mil, w reakcji na co Bella znów się uśmiechnęła. Przepraszająco tym razem. 

   - Nie powiedziałam ci, że tak to będzie... wyglądało - przeniosła na chwilę swoją dłoń na dłoń męża i uścisnęła ją. - Oho... - powtórzyła z kolejnym uśmiechem.  

   Blask przybierał na sile, stopniowo i stopniowo. 

   - Jeszcze trochę, kochanie - uciskając, Bella mówiła jednocześnie i do męża, i do dziecka. - Jeszcze trochę... 

   - Meu... amado... po kilku kolejnych naciśnięciach zwróciła się do Mila. - Teraz rób tak... razem ze mną - zaczęła głaskać jaśniejący brzuch od góry ku dołowi. 

   - Dobrze, Querida - przytaknął Mil, po czym zaczął robić to, co zaleciła mu żona. Na przemian z nią. 

   - Kruszynko, czas ci tu do nas... 

 

                              *     *     * 

 

   - Meu querido... już wystarczy - powiedziała Bella po pewnym czasie, gdy blask jakby zaczął przygasać. Znów jakby stopniowo. - Ufff... - sapnęła, czując nacisk w wiadomym miejscu. - Kruszynko - zmieniła pozycję - czekam tu na ciebie z tatą. Posłuchaj... chodź do nas. 

   - Ufff... - jęknęła powtórnie i przymknęła oczy. - Mil, teraz nie patrz... 

   Gdy na prośbę żony po chwili otworzył oczy, było już po wszystkim - o ile tak można podsumować urodzenie aniołki. Śliczna jak jej mama, malutka dziewczynka o południowej urodzie - jak ocenił jej ojciec - ale z ciemnoblond włoskami dla kontrastu - siedziała grzecznie tuż obok matki, bawiąc się magicznym dzwoneczkiem i śmiejąc się na wydawany przezeń dźwięk. 

   - Ma głos i śmiech prawie zupełnie jak mama... - pomyślał. 

   - Kochanie, cieszę się ogromnie, że jest już po wszystkim - pochylił się i ucałował czule Bellę. Odwzajemniwszy pocałunek, uśmiechnęła się i uścisnęła mu dłoń w odpowiedzi. 

   - Tak, tato: już po wszystkim - cienkim głosikiem powiedziała Nowonarodzona. Po czym obróciła się lekko, pokazując równocześnie rączką nad ramieniem. Mil zdziwił się swemu zdziwieniu, widząc skrzydełka. Motyle, a nie - by tak rzec - typowo anielskie.

   - Tatku - zaśmiała się Kruszynka - przecież mogłeś się spodziewać... A tak w ogóle, to cześć. 

   Mil poczuł, że słupieje.

   - Mówiłam ci -  Bella, uśmiechnąwszy się, rzekła już prawie normalnym głosem, odwzajemniając spojrzenie i gest męża - że zobaczysz jeszcze więcej niż to, co dotychczas.

Cdn.

 

   Voorhout, 18. Maja 2023

    

 

   

   

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Nie polubisz mnie.  Bo ja lubię myśleć i rozwiązywać.  Planować i dociekać.  Od bezsensownej piłki,  wolę mecz curlingu czy snookera.  Partię zaciętego tenisa.  Nie polubisz mnie.  Bo ja lubię, skąpany w świeżej ciszy dzień. Samotny spacer,  wśród nagich, wichrowych szczytów. Odseparowanie od poznania ludzkiego myśli. Odpoczynek na leśnym zboczu  z widokiem na stada rozciągnięte,  wśród pastwisk.  Dorodne konie, jaki i kozy.  Nie patrz.  Nie dotykaj.  Nie krzywdź.  Ja się cofam i kurczę przed ludzkim dotykiem, jak listki bezbronnej mimozy.  Nie polubisz mnie. Bo ja obcuję ze starymi bóstwami i demonami Chodzę ścieżkami umarłych  poza ziemskimi eonami.  Dzięki składam Matce Mokoszy  a krew z mych ran spływa do ust,  śpiącego pod ziemią Welesa. Ty potrzebujesz oparcia w męskiej skale, której wichry i tajfuny losu nie straszne.  Na cóż Ci oblicze marsowe i milczenie złote, ociosanego surowo czasem okrutnym, porośniętego mchem i bluszczem dzikim, posągu o kamiennym spojrzeniu i sercu. Porzuconego na pastwę wściekłych biesów. Zimnego i na żale  i na płacze dźwiękochłonnego.  Dorosłem, by osiąść w swej oddalonej od blasków dusz samotni.  Przeczekam miłość i śmierć,  jak wiekuiste, wieczne dęby.  Nie ma na mój żywot kosy,  dość sprawnej i ostrej. Czemu tak patrzysz na mnie  góro śnieżna i samotna? Nie widziałaś nigdy duszy utraconej?  Ześlij lawinę.  Któż będzie szukał posągu  w przepaść strąconego.
    • @Berenika97 Twój wiersz dotyka cierpienia tak samo, jak czyni to Księga Hioba - od środka, przez mrok, przez pytanie „dlaczego?”, które brzmi w człowieku bardziej niż odpowiedzi. Ale warto pamiętać, że w samej historii Hioba to nie Bóg był sprawcą jego nieszczęść. To Szatan twierdził, że człowiek kocha Boga tylko wtedy, gdy wszystko mu sprzyja. Bóg jedynie dopuścił próbę - bo wierzył w serce Hioba bardziej, niż Szatan wierzył w ludzką słabość. Hiob nie wiedział, co dzieje się „za kulisami”. Nie znał przyczyny swojego bólu. A mimo to nie złorzeczył. Powiedział tylko: „Bóg dał - Bóg wziął.” Słowa, które rodzą się z pokory, a nie z oskarżenia. Dziś ludzie często widzą świat odwrotnie: gdy im się poszczęści  mówią o "diabelskie szczęście miałem" gdy ich spotka nieszczęście  mówią „kara Boska”. Szczęście przypisują złu, a ból - Bogu.   A przecież Księga Hioba jasno odsłania, jak niewłaściwa jest taka logika. I właśnie dlatego Twój wiersz tak dobrze koresponduje z tamtą opowieścią: wchodzi w tę samą przestrzeń pytań, w której człowiek próbuje uchwycić sens, którego nie widać - a jednak, mimo ciemności, nie wypuszcza z dłoni światła. Ojej, ale się rozgadałam, sorry.
    • @Laura Alszer   Lauro.   to jest cudny, sensoryczny wiersz.   wyraża intensywne wrażenie luksusu i blasku, które prowadzi do głębokiego, niemal kosmicznego przeżycia.   buduje napięcie od chłodnej, ekskluzywnej obserwacji do gorącej, spełnionej bliskości w ostatniej strofie.   bardzo, bardzo, bardzo..... podoba mi się .  
    • @Migrena Ano właśnie. Otóż to. Więc gardłujmy się lepiej dalej i pogarszajmy stosunki z naszymi sprzymierzeńcami. To nas od Rosji uratuje. No i zamiatajmy przy okazji wykroczenia naszych współbraci pod dywan. Brawo   A w wersji hard. Podczas wojny niejeden polski szubrawiec wzbogacił się na żydowskim nieszczęściu. Po wojnie Polacy sobie nawzajem uczynili piekło. A i dzisiaj w niektórych kręgach szerzy się antysemityzm a nawet faszyzm.     Mimo wszystko jest to piękny kraj i żyją w nim w większości wspaniali ludzie. Tylko że w innych krajach jest tak samo.
    • Twoja krew  Morze wspomnień    Twoje ciało  Zaproszenie do tańca    Twój ból  Tak szybko świta    Twój krzyk  Ulice nocą nigdy nie są puste    Bez ciebie...
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...