Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Smoczy Kieł


Gathas

Rekomendowane odpowiedzi

 Był ciepły ciepły lipcowy dzień w mieście portowym Kamperburg, większość ludzi pochowała się po swoich domach lub siedzieli na tutejszej plaży. Ci Bogatsi siedzieli w swoich rezydencjach lub w karczmach.

 

 Tak samo było z Amelią Russo słynna śpiewaczką znana we wszystkich południowych krajach, jednak przebywała w mieście leżącym nad Morzem Nesputii, które znajduje się na północy. Nawet jej ten klimat się podobał nie był, aż tak ciepły jak w Księstwie Grappa, gdzie ostatnio miała swój koncert. Zaszła w te krainy żeby rozsławić swe imię wśród tamtejszych ludzi i zarobić co nieco.

Teraz siedziała przy jednym w stoliku w Karczmie ,,Pod Złamanym Kowadłem,, i piła tutejsze piwo, które nawet jej smakowało. Sama śpiewaczka wyglądała na około dwadzieścia lat, długie czarne kręcone włosy, brązowe oczy i brązowa karnacja. Wyglądała jak typowa przedstawicielka południa. W odróżnieniu od kobiet z południa, nosiła ona biała zdobioną koszulę i brązowe spodnie. Przy krześle miała opartą swoją gitarę zrobioną z klonu pochodzącego z kraju zwanego Tradancją. Choć na południu nazywają ją Bardem to nie lubiła tej nazwy, dlatego siebie nazywała śpiewaczką. Nagle ktoś podszedł do jej stolika, młody ubrany w wyśmienicie wykonane spodnie, koszule i kurtkę, na której były naszyte złote ozdoby. Twarz nieznajomego była bardzo kobieca a łuski na jej rękach i ogon podpowiadały że należy do rasy Jaszczuroludzi. Jednak gdy Amelia spojrzała na jego czoło zobaczyła płytki i małe rogi i wiedziała od razu, że ten tutaj przybysz ma w sobie krew smoków.

-Witam piękna pani – ukłonił się – Jestem Jorgos, Kapitan Statku Smoczy Kieł, czy mogę się dołączyć?

-Tak oczywiście

-Karczmarzu proszę to sam co ta pani – od razu usiadł na krześle naprzeciw niej – zapomniałbym jak Pani ma na imię?

-Jestem Amielia Russo i jestem śpiewaczką

-Och ta Amelia która grała na dworze Księcia Sciopio? Nie może być co za przypadek

-Tak to ja, nie wiedziałam, że moi wielbiciele są nawet tutaj- wzięła znów łyk tego pysznego trunku -W sumie Panie Jorgos może chciałbyś dzisiaj usłyszeć moje wieczorne granie?

-Oczywiście

-Hmmm, a pan gdzieś się wybiera ze swoim statkiem w najbliższym czasie?

-Może ale też zależy gdzie?

-Na Wyspy Skarda, najlepiej to do portu w Woodstone

-Na takie zadupie przecież to prawie koniec świata

-No przecież muszę rozsławić się na resztę świata, nie mogę ciągle siedzieć na południu i przy okazji może zarobię parę grosza.

-Co do grosza…. hmm może Pani po swoim występie dotrzyma mi towarzystwa? Na przykład na moim statku,

-Jasne…

Rozmawiali jeszcze tak z godzinę. Do tego Kapitan statku dał jej przypinkę z wygrawerowanym Smokiem, miał być to znak, że jest ona specjalnym gościem i każdy nawet następny Kapitan będzie musiał to respektować.

 

Po południu Amelia nie miała nic do roboty, więc zaczęła przechodzić się po mieście. Kamperburg choć nie jest najbogatszym miastem w tych rejonach nadal może się poszczycić brukowanymi głównymi drogami i pięknymi kamieniczkami. Samo miasto jeszcze wiele lat temu należało do Imperium Naresten, było to silne mocarstwo, które władało nad prawie całym kontynencie przez około trzysta lat. Jednak przez to, że pijani władzą arystokraci i książęta doprowadzili do wojny domowej która podzieliła ten kraj na cztery wrogie obozy, dodajmy do tego inwazję Demonów, Martwiaków i barbarzyńców z wielu zakątków świata. To wszystko doprowadziło do tego, że powstało z różnych powodów wiele małych niestabilnych państewek, które do dzisiaj walczą ze sobą. Los Kamperburgu był jednak inny, w okolicy nie było żadnej wojny ani nawet przemarszu wojsk. Przez to Burmistrz Miasta Klaus von Kamper razem z innymi zaprzyjaźnionymi sobie możnowładcami stworzyli Państwo Kantyjskie, która do dziś cieszy się pewną mocną pozycję w regionie. Gdy weszła na rynek zobaczyła wiele straganów pełnych różnych towarów, przypraw pochodzące z dalekiego wschodu, dywany z Kafartu czy masę jedzenie, które naprodukowali Ludzie Słowa, gdy tak się przechadzała zobaczyła Kapitana Jorgosa stojącego obok jednego z straganów, który rozmawiał z trzema ludźmi ubranym w białe płaszcze a na głowie nosili czarne maski. Na razie chciała się trzymać z boku i popatrzyć na stragany. Nadal jednak ciągle jednym okiem przyglądała się tej czwórce.

Nagle z dalszej części ulicy było słychać krzyki, wtedy Amelia spojrzała w tamtym kierunku i zobaczyła grupową bójkę, pomiędzy zwykłymi Ludźmi a Lisimi Ludźmi nie chciała wiedzieć o co chodzi ani nawet do niej dołączać. Jednak tutejsi zbierali się, żeby dopingować jedną ze stron lub też się dołączyć. Gdy swoim wzrokiem wróciła do Kapitana i tych dziwnych jegomościów, nie mogła uwierzyć czego była świadkiem. Jeden z nich wyciągnął sztylet i zadał trzy ciosy, dwa w brzuch i jeden w klatkę piersiową. Napastnicy najpierw okradli go z sakiewki i innych małych drobiazgów jednak nie zabrali kurtki, śpiewaczka na początku nie wiedziała co zrobić, gdy już się otrząsnęła podeszła do Kapitana. Z jego ust zaczęła wylatywać krew.

-O mój boże… eee… cholera jasna...

-Paaaan…. - podniósł rękę, w której trzymał list – musssisz dać to Erne… Ernestowi Dragenowi on pra...pracuje w poorcie. Zabierz teeeż moją kuuurrtkę i czaaapkę i oddaj mojej załodze – po tych słowa jego oczy się zeszkliły i jakby wyzionął ducha.

Amelia wzięła list i zdjęła kurtkę, przez chwilę nie wiedziała co zrobić. Odwróciła się i ujrzała miejskich strażników, którzy wyglądali na bardzo zmęczonych znając życie pewnie byli na kacu po jakieś większej libacji. Szybko schowała list i nałożyła na siebie kurtkę i powiadomiła straż o morderstwie. Po tym biegiem skierowała się do dzielnicy portowej.

 

Sam port nie był aż tak duży, choć nadal zatłoczony. Amelia popytała tutejszych o Ernesta, dowiedziała się, że on pracuje jako księgowy w urzędzie celniczy który znajduje się tuż przy porcie. Na widok tego budynku trochę się zawiodła, choć nie wyglądał jakby miał się zawalić to przypominał szary prosty sześcian. Przed jej oczy ukazał się przepiękny Ratusz czy inne przyległe do niego mniejsze urzędy. Jak to się mogło w ogóle umywać do bogactwa miasta przecież to wygląda jak jakiś dom dla plebsu, takie w jej głowie przewijały się myśli. Jednak gdy weszła zobaczyła coś niezwykłego, przepiękne wykonany z ciemnego drewna parkiet, wiele obrazów przedstawiających poprzednich burmistrzów. Na środku pokoju była lada, na której stały dokumenty za nimi siedziała około trzydziestoletnia elfka, jakby elfka jej skóra była ciemnoszara. Do tego miała długą bliznę po prawej stronie twarzy jakby ktoś uderzył mieczem. Kiedy zamknęła drzwi twarz kobiety siedzącej przy ladzie skierowała się w moim kierunku.

-Dzień Dobry, Szukam Ernesta Dragena. Czy jest tutaj?

-Tak to ja – Amelia była zdziwiona ten głos był męski, bardzo nie pasował do ciała, z którego wychodzą te dźwięki. Czyli nie była to elfka tylko elf. Mężczyzna wziął kule i wstał pokazując przy tym że nie ma prawej nogi. Podszedł do niej -W czym mogę pomóc? - wtedy spojrzał się na kurtkę, która ona nosiła – Ukradłaś tą kurtkę? Wiesz że pewni ludzie mogą cię za to zabić.

-Eee to nie tak… -szybko zdjęła to ubranie – mam dla Pana list

Gdy Ernest otworzył list trochę się zdziwił, podrapał się po brodzie i podszedł do sterty papierów.

-Ech Jorgos nie mógł sam przyjść… a nie jak ty masz Boufan me Fidi to pewnie nie żyję. Wygląda Pani na roztrzęsioną, może przygotuję trochę Herbaty a pani usiądzie – wskazał krzesło, które stało przy ladzie.

 

Po kilku minutach przyniósł porcelanowe filiżanki z czerwono zielonym trunkiem. Amelia nigdy takiego czegoś nie widziała nawet na południu nie mają takich rzeczy a oni siebie nazywają twórcami nowych rzeczy. Kiedy spróbowała zakochała się w tym smaku, bardzo gorzki, lubiła ten smak. Mama zawsze dawała jej roślinę zwaną Radici Verdi, która miała bardzo podobny smak tylko zabarwiała wodę na czarno.

-To jest porcelana pochodząca z dalekiego wschodu oni jako jedyni znają wyrób takich przedmiotów. A to co Pani piję to herbata jest… z kraju Dwar ale kogo to obchodzi. To jak on umarł?

-Zasztyletował go ktoś w białym płaszczu i czarnej masce

-Pff… wiedziałem że tak skończy. To był człowiek Hansa Stroheima przywódca jednego z gangów - wtedy podrapał się po głowie – Jorgos miał u niego długi… chyba zabrał co nieco od niego?

-Eee tak ale dlaczego nie zabrali kurtki ona wygląda na drogą

-Ooo to by się źle skończyło, ta blizna jest tym dowodem… ja tylko próbowałem ją ukraść a i pewni ludzi zastosowali argumenty przeciwko mojemu tokowi myślenia

-Eeee co? Ta noga też?

-Nie to pamiątka po bitwie z demonami, cholerne czerwone gnidy. Wtedy byłem jeszcze zwykłym szeregowcem w Armii Włóczni A’hear. Gdybym, wiedział jak się to skończy to bym nie poszedł do armii i może… a to stare dzieje

-Ach… co mam z tym zrobić?

-Oddaj załodze… pewnie ktoś jest na statku, dokończmy herbatę i pokaże ci gdzie jest ta łajba

 

Sama łódź była dość dziwna nie wyglądała jak Galera, którą często widziała na południu. Ten dziwny kształt niczego nie przypominał, nie widziała wioseł i tym podobnych rzeczy. Na moście przy łodziach rybaków siedziały różnokolorowe syreny, możliwe że były to ich żony. Kantyn to jedyne państwo w całym znanym świecie, które uznaje syreny za obywateli. Inne krainy uznają te stworzenia za potwory, które zatapiają statki i walczą z nimi jak tylko się da. Także zauważyła dużo uzbrojonych Lisich Ludzi, gadających w swoim twardym północnym języku.

-Cholery jedne… Lisi Ludzie… chyba chcą nas splądrować…

-Co proszę?

-Nigdy nie słyszałaś o tym że ci – pokazał na trochę większą grupę - grabili i okradali całe wioski i miasta… nawet do dzisiaj to robią. Lepiej uważaj kochana na tych, oni lubią takie… -

-Może zmieńmy temat. Co to jest? - pokazała placem na ten dziwny statek

-Hmmm… - pomlaskał parę razy – szczerze to nie wiem… każdy następny kapitan tego statku twierdzi co innego, Jorgos twierdził, że to jest Pinasa… prawdopodobnie zmyślił to słowo bo ja żadnych takich rzeczy nie znam, a i tak Celnik bierze opłaty jak za duży statek transportowy. W sumie mu się nie dziwię to cholerstwo może dużo pomieścić choć na takie nie wygląda. Tam jest wejście.

Pokazał palcem na kładkę.

Amelia powoli po niej weszła i zobaczyła nawet czysty mały pokład ale nikogo nie było. Gdzieś były ustawione beczki i skrzynie z różnymi napisami.

-Halo czy ktoś jest tutaj?

Z dołu pokładu było słychać jakieś rozmowy i szmery. Po chwili zobaczyła jak z dołu wychodzi dziecko na oko tak z siedem lat, miało ono opaloną skórę i ładniutką dziewczęcą twarzyczkę na głowie. Razem z czarnymi długimi włosami miała wilcze uszy. Gdy pokazała się cała widziała, też duży wilczy ogon, który radośnie merdał, także jej ciało było większe niż u dzieci Ludu Psów w jej wieku. Na sobie miała zwyczajne ubranie, lniana krótka koszula i spodnie które pokazywały jej włosy na rękach i nogach. Radośnie przybiegła do śpiewaczki, jej wygląd zauroczył Amelie, ta pocieszna twarz i jej zielone oczy nawet miała wyciągnięty język.

-Dzień Dobry – powiedziała – Jestem Wiktoria ,,chłopak,, pokładowy

-Witam, me miano to Amelia Russo śpiewaczka czy jesteś sama na tym statku

-Nie, nie jest – nagle za jej plecami pojawiła się kobieta mająca chyba już z pięćdziesiąt lat, tak samo jak Jorgos miała w sobie domieszkę krwi smoków, jej koszula i spodnie była dziurawe i miała na sobie kożuch z wełny. Amelie to najbardziej zdziwiło przecież nie było zimno. Twarz miała kamienną – Jestem Pytia. Co ty chcesz?

-Eee muszę z przykrością poinformować że wasz Kapitan umarł i przynoszę kurtkę i czapkę

Wiktoria posmutniała, jej uszka oklapły i ogon schował się za jej plecami. Pytia wzięła od niej ubranie, choć twarz nadal się nie zmieniła. Oczy wyglądały jakby miały za chwilę płakać. Potem starsza kobiet powiedziała.

-Rozumiem, według tradycji dajemy parę złotych monet…

-Nie trzeba, nie trzeba – wtedy wyjęła odznakę z smokiem

-Och czyli o to też chodzi… następca Jorgosa będzie musiał to respektować. Czy pani może odwrócić tą odznakę? – gdy to usłyszała, natychmiast to zrobiła - ach do Woodstone… - wtedy z ciekawości śpiewaczka spojrzała na drugą stronę odznaki ujrzała herb tego miasta czyli Czerwony Wąż owinięty wokół dębu. -tak każde miasto ma swoją oddzielną odznakę…

-Ech ciekawe – popatrzyła się na niebo – o jeszcze to nawet chyba nie jest piętnasta… poza tym to jest bardzo ładny statek.

- To dzięki Szkutnikom i ich specjalnym umiejętnością… może porozmawiamy pod pokładem, pokażę ci gdzie są pokoje dla gości specjalnych dobrze

 

Statek wyglądał bardzo ładnie i bogato szczególnie w kajucie kapitana i pokojach dla gości reszta statku wyglądała normalnie. Rozmowa z Pytią była przyjemna i ciekawa. Powiadała o dziejach tego statku i o poprzednich kapitanach których było aż dwudziestu i w ich żyłach płynęła krew smoków. Sam Jorgos był spokrewniony z nią… w sumie dzięki niej dostał się do załogi i to po części jej zasługa, że był kapitanem tej łajby. Dowiedziała się że mają wiele ciekawych rzeczy na temat żeglugi i samych statków. Cała rozmowa tak jej długo zeszła, że już zaczęło się ściemniać i szybko musiała się udać do Dworu Pani von Has, na swój koncert. Sam dwór znajdował się niedaleko miasta praktycznie kilka kroków. Jeszcze kilkanaście lat temu była to posiadłość Oktawiana Furius Agricola namiestnika, który rządził w Imieniu ostatniego cesarza Imperium Naresten, był dobrym zarządcą i wielu go lubiło jednak podczas wojny domowej, gdy stanął po stronie pro cesarskiej zaginął podczas bitwy o Rzekę Sewe broniąc ją przed barbarzyńcami. Prawdopodobnie ta willa byłaby okradziona i zupełnie zniszczona gdyby nie jedna z Patrycjuszek Pani Augusta von Has, która odkupiła dom. Wyremontowała i właśnie dzisiaj jest wielki dzień otwarcia. Na tą uroczystość zjechali się wielu możnowładców z całego kraju.

 

Na szczęście nie było jeszcze tak ciemno, kiedy Amelia zobaczyła ten przepiękny dom, zbudowany w nieznanym jej stylu, bardzo się ucieszyła może będzie miała dużo czasu na zmiane ubrań. Te, które na sobie teraz nosiła były bardzo ubrudzone. Sam dom był zrobiony z żółtego marmuru z pustynnej krainy Maroekos. Był przecudowny z kolumnami na który były wyrzeźbione sceny z Svety Kinga, najważniejszej z ksiąg religii Jesodyzmu. Sama Amelia też jest wyznawczynią tej religii jednak o tym kiedy indziej. Śpiewaczka także widziała rzeźby przedstawiające ponad stu Cesarzy a także wiele krzaków, które o dziwo wypuszczały kwiaty. Musiała ominąć prawie cały dom żeby wreszcie dotrzeć do tylnych drzwi, gdzie na nią czekał Majordomus Antoniusz Bazylejczyk, sam był dość wysoki i bardzo barczysty, prawdopodobnie ma w sobie krew Minotaura gdyż takie mięśnie widziała tylko u nich. Miał ponad dwadzieścia lat, przystojna ogoloną twarz i łysą głowę, jego zielone oczy przeszywały ją. Choć wyglądał na rozgniewanego, to ona wiedziała, że to tylko pozory. Choć był aparycji osiłka to miał w sobie charakter dobrego wujka, którą Amelia lubiła.
-Do jasnej cholery gdzie ty byłaś? Za niedługo przybędą goście – wtedy bardziej obadał jej ubranie i zbladł – o mój Jesodzie gdzie ty byłaś, taplałaś się w błocie? - wtedy Amelia spojrzała, że jej spodnie były całe w kurzu i może jeszcze czymś innym.

-Och Antoni przesadzasz, jak chodziłam po mieście…

-Dobra, dobra chodź do garderoby tam się przebierzesz

-Antoni wiesz wyprzystojniałeś od tamtego czasu, wtedy byłeś jeszcze małym chłopcem.

Na to Majordomus nie zareagował.

 

Zmianę stroju nie zajęło jej tak długo w przeciwieństwie do jej koleżanek z południa, które mogły się stroić całymi godzinami i nadal nie wybrać odpowiedniego stroju. Jej wystarczała tylko nowa biała koszula z klapą i czarne spodnie które miały gdzieniegdzie złote lampasy. Tutaj na północy wiele kobiet nosi spodnie z różnych powodów jednak na południu jest podział na to co kto nosi. Jest to spowodowane tym, że wiele mężczyzn przypomina z wyglądu kobiety i trzeba jakoś rozróżnić, a im dalej na południe tym te prawa stają się coraz bardziej twarde. Gdy przyglądała się w lustrze pomyślała czy by nie wziąć jakiegoś dodatku, jakąś broszkę czy inne breloki. Jednak gdy widziała Antoniusza stojącego w drzwiach i z niecierpliwością tupał nogą, od razu się jej tego odechciało i jedynie przypięła sobie odznakę ..Smoczego Kła,,.

-No co?

-Ach… - popatrzył się na swoją nogę – oj przepraszam ale wiele kobiet u tutaj, szczególnie tych szlachetnych przebiera się w nieskończoność

-Och wiem u nas jest tak samo… nigdy tego nie rozumiałam, wiesz kiedy ja żyła u swojego męża stara Pani Azzura nie wypuszczała mnie z komnat dopóki się odpowiednio nie ubrałam… to były śmieszne czasy

-Och gdyby Bruno jeszcze żył… ech -

-No cóż… - nagle rozbiło się smutno – już się przebrałam…

-Dobrze, zaprowadzę cię na Perystyl

-Mam takie małe pytanie w jakim stylu jest zrobiony ten dom?

- Na modłę Rzymską

-Jaką?

-Sam nie wiem, tak Pani von Has nazywa i mi nic do tego. Choć wygląda bardzo ładnie.

-Tego nie da się ukryć.

 

Ogród lub też Perystyl wyglądał całkiem bajecznie, te piękne krzaki róż i nieznanych jej ziół, które wyglądały przepięknie. Na środku było małe oczko wodne, w którym pływały kolorowe ryby przy nim było ustawione podium z drewna, pewnie miało to służyć jako scena . Widziała na ścianach pełno malowideł przedstawiających sceny z mitologii Starożytnego Narestenu. Szczególnie spodobała się ta scena, gdzie wilczyca karmiła dwóch bliźniaków Nare i Stena. Co o dziwo było tutaj naprawdę dużo ludzi, choć gdy się przyjrzała była to jeszcze służba ustawiająca stoły i zamiatająca podłogę. Było tutaj jedynie paru szlachciców i parę ochroniarzy. Wreszcie zauważyła panią Has w swojej piękniej Bordowej Sukni z Falbanami. Pani Augusta von Has była bardzo wysoką kobietą miała około dwóch metrów wysokości. Jej długie blond włosy zakrywały jej całe plecy, bardzo lubiła je rozpuszczać i chyba nikogo z tu obecnych to nie przeszkadzało.

-Witajcie, witajcie...- gdy Amelia przyjrzała się jej pięknym lazurowym oczom zauważyła, że na lewej gałce miała dziwną czerwoną kreskę – jak pięknie Pani Wygląda… ech lepiej Pani trzyma się z daleko od Hrabiego Aleksandra von Bergen i Księcia Roderyka Rotefausta bo oni mają ze sobą wiele córek na wydanie… a oni wiedzą, że pochodzisz ze szlacheckiego rodu i -puściła jej oko – wiesz o co chodzi

-Tak miałam już wiele takich sytuacji gdy mylono mnie z mężczyznami– nagle Pani von Has obróciła się w lewą stronę

-O Johan! Johan - pomachała ręką do jakiegoś mężczyznę ubranego w długi skórzany płaszcz, gdy do nas się zbliżył zauważyła że jego twarz miała wiele blizn i do tego jest barczystym człowiekiem na jego głowie były krótkie przycięte blond włosy – O poznaj Ha… Johana

-Witam jestem Johan Blutigaxt – lekko się ukłonił

- Amelia Russo

-O bym zapomniała – Augusta podeszła bardzo blisko do Amelii i powiedziała cicho – wczoraj były nasze zaręczyny i choć to jest impreza z otwarcia na nowo tego domu to... – puściła prawe oko – wiesz kochana

-Oh dobrze rozumiem, mam na tą okazję jedną pieśń

-Oczywiście, oczywiście… Antoniuszu musimy teraz omówić pewną sprawę daleko od uszu innych

Gdy przeszli do jednego z korytarzy, Johan przyjrzał się jej odznace przypiętej do jej prawej piersi. Podrapał się po lewym policzku i wyglądał na lekko zdziwionego.

-Widzę że ma pani znak Smoczego Kła… ile musiała pani zapłacić? Czy znów ceny podrożały?

-Nic, Kapitan Jorgos powiedział, że zapłata będzie na miejscu i nie będzie to nawet dziesięć złotych monet – na te słowa ogarnęło go wielka złość

-Niech ja go dostanę w swoje ręce… ode mnie wziął prawie sto sztuk złota

-No cóż trochę za późno… on już nie żyje widziałam jak jacyś bandyci go zasztyletowali.

-Naprawdę? No cóż to smutne. - gdy wypowiadał te słowa jego kąciki ust uniosły się do góry.

 

Musiało zająć jeszcze godzinę żeby wszyscy goście się zjawili i było ich całkiem dużo. Część z nich nawet się nie zmieściła w Perystylu i musiała udać się do Artium. Niespodziewanie w tym tłumie zobaczyła Ernesta Dragena rozmawiającego z jakimiś dwoma obdartusami którzy nie pasowali do całego otoczenia. Nie przejmowała by się ty gdyby nie na koszuli jednego z nich był wyszyty znak ,,Smoczego Kła,, chciała już podejść do nich ale słyszała głosy jakby coś daleko się działo, spojrzała na górę i widziała dym. Pomyślała wtedy, że musi być jakiś pożar w mieście. Niespodziewanie Antoniusz pojawił się znikąd.

-Proszę za mną za chwilę zaczyna się twój koncert Amelio.

-Proszę wszystkich o uwagę, zebraliśmy się tutaj żeby uczcić ponowne otwarcie tej posiadłości i uczczenie naszych zaręczyn… mamy dla was wiele niespodzianek lecz najpierw wysłuchajmy pieśni Pani Amelii Russo która przybyła na moje zaproszenie z samego Księstwa Grappa, przywitajmy ją gromkimi brawami

Szybko przedarła się przez tłum i weszła na podium. Wielu ludzi zaczęło klaskać, najpierw śpiewaczka lekko potrząsnęła struny ,wtedy przeszła do różnych chwytów lubiła zaczynać od tych najprostszych akordów takich jak a-moll i C-dur wtedy przechodząc do bardziej zaawansowanych. Ludzie którzy dookoła niej stali byli zachwyceni jej grą i niektórzy zaczęli się kołysać do dźwięków muzyki. Gdy otworzyła swe usta już miała zacząć śpiewać wtedy z Artium było słychać krzyki i jakby niszczenie czegoś, wszyscy zwrócili się w tamtą stron. Z korytarza prowadzącego do ogrodu wyszedł ubrany w skórzaną zbroję Lisi mężczyzna. W swoich dłoniach trzymał włócznie i topór, nagle uniósł włócznie i krzyknął.

-FOR LEDEREN!!! - po tych słowach rzucił włócznią na oślep. Trafiła w lewy bok pani Has – Stjel, drap, voldtekt BODRE!!!

Z dachu zaczęły sypać się strzały i z korytarza wychodziło więcej Lisich Ludzi, którzy zaczęli walczyć z uczestnikami imprezy. Amelia nie wiedziała co robić, ten tłum który był spanikowany, ta napaść, jeszcze nigdy nie była w takiej sytuacji, stała jak kołek. Widziała tylko jak Johan wyciągnął miecz i zabił jednego z napastników. Wtedy nagle zobaczyła lecącący w jej stronę szybko poruszający się przedmiot i zemdlała.

 

Nie wiedziała ile czasu minęło, gdy oprzytomniała. Na początku widziała Antoniusza Bazylejczyka, który sterczał nad nią z bardzo zmartwionym wyrazem twarzy. Zauważyła, że miał wiele niegroźnych zadrapań na rękach i zniszczone całe swoje ubranie. Spostrzegła, że nad nimi było całe zadymione niebo. Obok niej stali Johan, Pytia i Wiktoria którzy mieli podobne miny co Antoniusz. Jednak gdy wstała nagle wszyscy się ucieszyli.

-Dzięki Bogu Pani żyje -

-Jasne że żyje, Pan Doktor powiedział że tylko straciła przytomność ze stresu.

-Przepraszam ale gdzie jest Pani von Has – dopiero teraz się zorientowała że jest na ,,Smoczym Kle,, - O mój Boże co się stało

-Pani Has jest pod podkładem i jest operowana przez naszego doktora

-Eh… - zaczął Johan – lepiej popatrz się na prawo to zobaczysz co się stało – obróciła się w wskazanym kierunku i zobaczyła pogrom. Całe miasto było trawione przez ogień. Gdzie nie gdzie widziała małe dziwne statki które z pewnością należały do Lisich ludzi, Amelia była przerażona tym widokiem, - Cholery na nas napadły – ciężko wzdychał – prawdopodobnie napadli, też inne miasta. Mówiłem o tym wiele razy jednak nikt nie chciał tego słuchać… teraz musimy się udać do Kraju Fran może oni pomogą nam z tym

-Tak tak tak jednak na razie płynę do portu w Braszt – gdy usłyszała ten głos, bardzo przypominał jej głos Kapitana Jorgosa, gdy odwróciła się zobaczyła trochę niższego od niego mężczyznę który bardzo go przypominał i był w jego ubraniu.- Musimy zgubić parę statków tych tam -skierował rękę w statek, który wyglądał jakby ich śledził- Mam tam ważne sprawy do zrobienia, ważniejsze od twoich… przy okazji jestem Odyseusz kuzyn Jorgosa jestem od dziś nowym kapitanem tego statku, życzę miłej podróży, gdyż długo jeszcze nie zawitamy na Wyspy Skalda lub do całego Morza Nesputii – Amelia była zdezorientowana tymi słowami.

 

 Tak zaczęła się jej największa przygoda w całym życiu. Koniec.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...