Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Inne spojrzenie, część 117


Rekomendowane odpowiedzi

                                                   - dla Belli 

 

   Pozytywna atmosfera wewnątrzksiężycowej przestrzeni, w której przebywali nasi podróżnicy, udzieliła im się w sposób naturalny. Dokładniej sprawę ujmując: dotyczyło to zarówno profesora Aronnaxa, Neda, przybyszów z rzymskoimperialnej przeszłości, Soi - jak już wiemy - oraz Mila. Spośród Jezusożon Ewa, jako najkrócej przebywająca w duchowym świetle swego męża, odczuwała ją najsilniej. Dla samego Jezusa, Jego pozostałych żon oraz księstwa * Molchany i Jurija światło stanowiło naturę. Rzecz jasna, mamy na myśli stosowny dla każdej z wymienionych właśnie osób poziom owego jasnobycia. Udzieliła się ona także trochę Olegowi - będącemu, jako wiadomo, na wysokim duchopoziomie - i innym uczestnikom wyprawy, pozostającym w służbie książęcej pary. Profesor Aronnax pogrążył się w naukowych dociekaniach i rozmyślaniach, natomiast surowi dla siebie samych Ned i legioniści zaczęli - co tu skrywać - zwracać uwagę na wdzięki Nibiranek. I to całkiem sporą. Soa stanowczo postanowiła pogłębić relację z Olegiem, jakkolwiek i kiedykolwiek miałaby się ona zakończyć. Jak domyślasz się, Czytelniku, zaczęła liczyć na ów koniec w bardzo odległej przyszłości. Niezależnie od przestrzeni, w której miałoby do niego dojść. Kwestię pogodzenia bycia padawanką Jezusa z owym związkiem odsunęła od siebie równie zdecydowanie. 

   Natomiast Mil coraz więcej myśli poświęcał duchowym kontaktom z Bellą. Dodajmy szczerze: szeroko pojętym duchowo-uczuciowym. Czego również, mój Czytelniku, na pewno się domyśliłeś. Bella, odbierająca telepatycznie intensywność jego myśli i pragnień - nie pozostających na nią bez wpływu, także emocjonalnego - uznała, że zareaguje.

   - Mas meu Mil, ależ mój Milu - zwiewna postać, ubrana w sposób podkreślający jej fizyczną przeatrakcyjność, zmaterializowawszy się w jego pokoju,  odezwała się głosem pełnym delikatności. - Nie dajesz mi spokoju, nagabujesz i zawracasz nie tylko myśli! Ładnie to tak? 

   Wypowiadanym z pozornym wyrzutem słowom towarzyszył uśmiech. Na tyle skromny, na ile mówiącej udawało się ukrywać uczucia i towarzyszące im pragnienia. 

   - Claro que sim, oczywiście że tak - w odpowiedzi Mil postanowił przybrać pozory samczości wiedząc, że Bella widzi go na wylot ** . - Querida, Kochanie - przecież odbieram twoje myśli. Pamiętam spotkanie. Czułość i słodycz twoich pocałunków też pamiętam. A pozytywna atmosfera tego miejsca...

   - Atmosfera positiva deste lugar, pozytywna atmosfera tego miejsca? - Bella pokręciła głową, udając zagniewaną i rozczarowaną. - Ah! Więc wszystkiemu winne jest to miejsce? No wiesz... - pokręciła głową powtórnie. 

   - Mas minha Bella, ależ moja Bellu - Mil dodał swojemu tonowi nutę skruchy,  jednocześnie sięgając do jej dłoni, by sprawdzić, czy pozwoli się dotknąć. - No właśnie wiemy oboje o wzajemnych uczuciach. Inaczej nie całowałabyś mnie tak... i nie mówiła tego, co powiedziałaś... - dwukrotnie zawiesił głos. 

   Westchnęła udawanie, sięgając do jego drugiej dłoni.

   - Że też uczucia muszą przenosić się z podświadomości do serca...  - rzekła powoli - i oddziaływać z wcielenia na wcielenie... Skrzywdziłeś mnie dwa razy, a mimo to moja dusza, przez wzgląd na tamte miłości, zdecydowała, że w tej inkarnacji spotkamy się po raz trzeci... Milu, ja...

   - Bellu, ty... - podjął. Po krótkiej chwili, równie ściszonym głosem.

   Postąpiła krok naprzód, obejmując go i przytulając się. Ufnie i czule.

   - Eu te amo... - wyszeptała, odstępując na odeń na chwilę, by spojrzeć mu w oczy i zobaczyć reakcję. Ten płomyk. Błysk. Drgnienie, którego oczekiwała. Dłońmi odnalazła jego dłonie i uścisnęła je. - Kocham cię... - powtórzyła z akcentem trudne dla niej polskie słowa.

   - Eu te amo... - szepnął w odpowiedzi.

   Przytuliła się doń ponownie. Jeszcze bardziej namiętnie, niż przed kilkoma chwilami. Po czym znów odsunęła się i z uśmiechem spojrzała mu w oczy. Zachęcająco.

   - Nos estaremos perdando tempo, czy będziemy tracić czas? - zapytała, wymownym gestem wskazując łoże. 

Cdn. 

 

* Skoro stosujemy wyraz "państwo" w odniesieniu do pary osób, stanowiących rodzinę, to w przypadku pary książęcej użycie słowa "księstwo" jest równie prawidłowe.

** Nawiązuję tu do duchowej umiejętności sczytywania myśli i energetycznego identyfikowania ludzi (jak i innych istot wokół) przez osobę na wysokim poziomie rozwoju duchowego - którą to umiejętnością rzeczywista Bella dysponuje. Użycie wspomnianej umiejętności pokazał George Lucas w scenie rozmowy Mistrza Yody z małym Anakinem Skywalkerem w "Mrocznym Widmie", pierwszym Epizodzie "Gwiezdnych Wojen". Czyniąc owo nawiązanie, pozwoliłem sobie użyć słów podobnych do wypowiedzianego przez Mistrza Yodę zdania: "Na wylot widzimy cię". Chcącego sprawdzić Czytelnika odsyłam do filmu.

 

   Voorhout, 01.04.2023

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez Corleone 11
Dodanie daty (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Somalija

   Aga

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

, doliczyłem międzyczas. Jedno małżeństwo mieliśmy w szesnastym wieku. Drugie w dwudziestym. Co działo się pomiędzy, nie wiem. Jednak, czy to jest ważne? Teraz spotykamy się po raz trzeci. Przypadek nie istnieje, więc poznanie prawdy z przeszłości i nasze spotkanie są celowe. Bella, jako osoba z wyższym niż mój duchowym potencjałem, na pewno była świadoma tego wszystkiego wcześniej ode mnie i czekała cierpliwie, będąc gotową. Dodam, że nie odwiedzasz kogoś energetycznie na taką odległość - i to z takim energetycznym natężeniem - jeśli Ci na tej osobie nie zależy. 

   Czy związek z inną duszą/osobą we wspomnianym międzyczasie to zdrada? 

   Dostaniesz te sandałki przed Świętami ? 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Somalija

   Wiem, jak jest

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

. Czyli dostaniesz je wkrótce. A przyjemność od czasu do czasu wręcz trzeba sobie zrobić . Bo tak naprawdę przyjemnościami żyje ludzka psychika. Różnymi, rzecz jasna. W tym osiąganiem celów. 

   Napisałaś, że jest chory od kilku dni, dlatego zapytałem o poprawę . 

 

   Ago , Wiesławie - dziękuję bardzo za uznanie dla kolejnego rozdziału, wyrażone obecnością i czytaniem. I przyznaniem reputacji. 

   Serdeczne pozdrowienia . 

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • spotkało się zimno i deszcz   a ja ja rowerem do pracy trochę daleko czterdzieści kilometrów ufam że…   spojrzenie w górę rozmowa z... nie lubię znajomości czasami jednak...   cuda  się zdarzają  wystarczy wierzyć ruszam samochód zostaje w garażu   11.2024 andrew Czy zmoknę…
    • @Jacek_Suchowicz Super bajka Miło zasnąłem    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...