Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Stoję w progu. Omiata mnie chłód mrocznego korytarza. Uderza w twarz cuchnący odór nadciągającej maszkary. Przeciska się z wielkim trudem, jak przez rodny kanał wielkiej wiedźmy opuchnięta, zdeformowana osobliwość. Zostawia za sobą krwawe smugi, ropne wydzieliny, kał. Coś się rodzi, coś, co jest już od dawna martwe i przeszyte zgnilizną rozkładu. Coś, co wydziela trupi odór wprost z dennych pokładów piekielnych czeluści. Coś się rodzi, rycząc od samego początku w spazmie agonii. Bez jakiejkolwiek szansy. Skazane na wieczne cierpienie.

Żelbetonowe ściany przeciwatomowego bunkra kurczą się i rozszerzają. Pełne rdzawych nacieków, pęknięć, brunatnych narośli. Iskrzące się od chropowatego szumu straszliwego promieniowania nowotworowe guzy. Bezdenna otchłań absolutnego unicestwienia, deformacji, bólu.

Gruz i pył. Pod stopami chrzęst potłuczonego szkła. Kwintesencja opuszczenia. Bezdenna otchłań mroku.

 

Testy nuklearne z lat 50. XX w. Pozostałości radiacji odcisnęły swoje piętno. Jakieś porzucone sprzęty w półmroku. Stopione częściowo manekiny w nadpalonych garniturach, sukienkach…

Biurka, blaszane regały z resztkami papierów, segregatorów. Unieruchomione szpule analogowych komputerów, opatulone zwisającą z nich perforowaną taśmą. Nieskończone plątawiska kabli, żeliwnych rur, w których coś wciąż bulgocze i łka, w których przepływa cuchnąca, czarna maź.

Czas się zatrzymał. Przeklęty czas nieuleczalnej choroby. Czas śmierci. Nie mas ratunku. Nie ma i nigdy nie będzie. Stracone na zawsze. Rozsypane. Zrogowaciałe. Skamieniałe… Skorodowane trzęsawisko zatęchłej przeszłości.  Jest cisza. I cisza, która trwa… I znowu daleki ryk. Niosący się cechem pogłos martwoty. Niosący się po labiryncie śmierci spazm agonii.

 

Powiedz mi, Aloise, bo tak ci na imię, prawda? Powiedz, że to prawda… Powiedz mi. Milczenie. Ktoś, coś miał mi powiedzieć, lecz nic. Lecz jedynie piskliwy w uszach gorączkowy szum. Ktoś coś miał mi powiedzieć. Co? Znowu nic. Nic. I tylko wielkie nic. Omiatają mnie nagle obszary ciszy nagle zbudzonej. Omiatają mnie czarne skrzydła bezkresnej nocy. Lodowaty oddech. Czyj? Niczyj. Oddech z betonowej krypty, z której znowu wytryskują niezrozumiałe, ciche szepty. Jakieś mnisze kazania i modły.

Szept mojej umarłej matki miesza się ze łkaniem i potokiem wypowiadanych bełkotliwie słów. Szept mojej matki unosi się pod sklepienia, stropy…

Spójrz na mnie, matko. Nie jestem już człowiekiem, o, nie. Jestem truchłem rozsypującej się beznadziei.

 

Musiałem się napić. Wypić do dna za zdrowie mistrza ceremonii, który spogląda na mnie z podziwem z ogromnego lustra, w powiewających, poszarpanych łachmanach.

Zatem pełznę w kierunku czegoś, co nie istnieje albo istnieje jedynie w mojej wyobraźni. Docieram do zamkniętych, pokrytych korozją ciężkich, stalowych wrót z napisem: „Attention, radiation! Staying in this place poses a risk of cancer!”.

Łaskoczą mnie zwisające z sufitu kable a pył szczypie w oczy i drapie w gardle. Coraz bardziej gromadzą się wokół mnie milczące szczegóły. Kołyszę się jak na huśtawce. Rozpościeram ręce, dotykając czyichś lodowatych ramion szeroko rozwartych jak grób. Jak grób mojej matki, posiniałej, zasuszonej, skamieniałej… Jak grób, w którym leży ułożona do wiecznego snu.

Coraz głośniejszy szum, coraz większa wrzawa. Zwiększa się nieubłaganie, nasila jak tępy nowotworowy ból. Ból, który staje się nie do zniesienia, ból, który zabiera oddech i dusi swoją mocą krwiożerczych pazurów. Nie ma ratunku. Zwiększa się napastliwość ścian. A ja potykam się o szczeliny przerażenia. Krwiożerczy demon wyszarpuje jelita. Rozwleka je niczym pajęcze nici.

 

Otwieram oczy.

 

Leżę na wznak i wpatruję się w popękany sufit, zacieki. Promień słońca kładzie się ciepło i tkliwie na moim spoconym czole. Za otwartym na oścież oknem soczysta zieleń szeleszczących drzew, dębów, kasztanów… Za oknem gorące lato z płonącym błękitnym niebem. Za oknem rozgwar dnia. Za oknem płynąca rzeka życia. W uszach łomoczą jeszcze resztki nocnego toastu. Lecz cichną w rwącym potoku płynącej krwi. W szuraniu rozsuwanych krzeseł brzęk szkła i srebra, tupot i pierzchanie kroków. Rozglądam się, póki jeszcze można…

 

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-03-13)

 

 

 

Opublikowano

@Arsis Ze względu na treść ciężkie w odbiorze, a przynajmniej dla wrażliwca takiego jak ja... Kiedy ja widzę cierpienie powtarzam sobie, że to nie dzieje się naprawdę, że to tylko iluzja stworzona "na moje potrzeby". Mechanizm wyparcia, żeby w tym wszystkim nie utonąć... A może prawda. Umysł radzi sobie jak potrafi. 

Napisz dla odmiany coś radosnego i pełnego nadziei, dobrze?

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Tańczę tańczeniem świętych Nie, nie wstyd mi Tańczę z cieniami swoich  Ludzi sporo się zbiera Mnie gniew nie boli Tłum mi tłumi go Ja się nie opieram Walki będą przychodzić Być tylko bez przepychu Być szczerze tu.
    • Przewodniczący Knesetu: Palestynę załóżcie sobie w Paryżu lub Londynie!   Źródło: Do Rzeczy    A biorąc rzecz historiogeograficznie - Palestyna jest dużo starsza od samego Izraela, podobnie jak Słowiańska Polska - cała historia Izraela jest opisana w bajce pod tytułem "Biblia Starego Testamentu", a nie lepiej ten azjatycki ludek deportować na Madagaskar?   Łukasz Wiesław Jan Jasiński 
    • zastanawiam się jak z biegiem czasu osiada na stopach proch ziemi chociaż co wieczór obmywam swoje winy   zastanawiam się jak z biegiem rzeki płyną bez sił szkliste ryby umierają w sobie każda z nich jest zbiegiem przed sidłami losu   zastanawiam się może pod prąd chociaż trudniej tuż przed nigdy w trakcie schwytać  dzień w odwrotną stronę jest istotą udomowić cień   może za rękę mocno złapać głęboki sen nad rzeką przysiąść pozwolić niech płynie każde pytanie czy dobrze że echo jest zmęczone   nie wiem wiesz wiemy nie i to  tyle nikt nie utrzyma w garści motyla                                                
    • Szef rządu jasno dał do zrozumienia, że to on ustrojowo odpowiada za politykę Państwa Polskiego i błysnął doskonałą znajomością Ustawy Zasadniczej - Konstytucji Trzeciej Rzeczypospolitej Polskiej.   Źródło: Do Rzeczy    Tak, ustrojowo - tak, a jego rządy muszą być oparte o Ustawę Zasadniczą - Konstytucję Trzeciej Rzeczypospolitej Polskiej, a nie o Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, jednak: zwierzchnikiem Sił Zbrojnych jest Prezydent Trzeciej Rzeczypospolitej Polskiej, także - podpisywanie jakichkolwiek ustaw po opinii ze strony Trybunału Konstytucyjnego Trzeciej Rzeczypospolitej Polskiej - to też leży w gestii głowy Państwa Polskiego, otóż to: w Polsce są trzy władze - ustawodawcza, sądownicza i wykonawcza, natomiast: władzę nadrzędną nad tymi władzami sprawuje po prostu Naród Polski i to władze publiczne mają obowiązek służyć Narodowi Polskiemu - nie na odwrót.   Łukasz Wiesław Jan Jasiński 
    • @Stracony jeżeli masz potrzebę pisania pisz  to bez dwóch zdań. To były inne czasy choć przecież jesteśmy cząstką przeszłości....''gdybym tak mogła w kościach kreta  odnależć swoje DNA''....gdzieś mam wiersz o takich też rozważaniach....wszystko jest po coś i wszystko było pamiętaj;skamieniał słowik ..umarło drzewo...TERAŻNIEJSZOŚĆ TRWA....a pióra gubią ptaki jakby się złamało Twoje. .....Znajdziesz...życzę owocnej pracy. @Bożena De-Tre tylko ten Stracony mnie zastanawia...tak bez wartościowania ''co życiem a co stratą jest..........skoro można''umrzeć za życia nie żyjąc wcale.....dzięki za podzielenie się historią jak z filmu.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...