Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Jak Diabeł został Aniołem


Rekomendowane odpowiedzi


Diabła  poczciwotę, smutek dziś przygniata do  dobrych rad, którymi piekło wybrukowane. Ma ucięte rogi, wyrwany ogon, a końce jego nóg, wieńczą dwie sprężyste pyzy, zamiast prestiżowych kopytek. Dlatego biednemu ustać trudno, na tych niestabilnych miękkościach. A to wszystko za karę. Grzesznikowi, co to w kociołku wiecznie gotowany, okazał nieroztropnie szczyptę miłosierdzia. Stoi teraz diabelnie oszpecony, jak ta ofiara na ołtarzu, by się sumitować przed szefem.

 

–– Jaśnie Don Lucy…
–– Tylko nie jaśnie, durniu!
–– Chciałem tylko dobrze.
–– Coś ty powiedział? Jeszcze ci mało. Mam cię wypatroszyć?
–– Nie daj Boże.
–– Hmm… no tak. Tyś chory na umyśle.
–– Ależ jaśnie mroczny…
–– Co!
–– … cholernie mroczny i nic poza tym, przecież mu włożyłem wrzące widły w dupę, aż skwierczało.
–– Ale nie zmiażdżyłeś jąder w mieszku!!
–– Przecie nie było żadnych, o ciemny Lucy.
–– Don Lucy! Jeszcze nie zapamiętałeś, tym swoich bezrogim  łbem.
–– Prawdę mówię.
–– Prawdę? Tobie gorzej z każdą chwilą. No tak… to była ona. Moja wina.

 

–– Moja wina? O panie. Co ty mówisz. Nie bierz przykładu ze mnie. Zmartwienie odczuwam.
–– No normalnie idiota. Diabli mi ciebie nadali. Ty się nie masz martwić, tylko zło czynić. Na pokuszenie wodzić zatwardziałych grzeszników.
–– A po co? Jaki to ma sens?
–– Właśnie. Moja podpucha zadziałała. Zlecisz na Ziemię. Jak zdeprawujesz chociaż kilku czystych, to ci wszystko odrośnie. Zrozumiałeś?
–– Zupełnie czystych, to raczej nie znajdę…. a może być jeden, ale za to duży?
–– Za jakie grzechy, ktoś mi ciebie nadał. A idź do diabła!
–– Przecież jestem przy tobie, szefie.
–– Metafor nie znasz? Wierszy nie pisałeś, kiedy byłeś ni bies, ni wydra.
–– Aaa… jak byłem dianioł?
–– Właśnie.
–– Nie. Jam grafoman. Wstyd było jakoś.

 

Natenczas Don Lucy złapał podwładnego za boże poszycie i wyrzucił poza granicę piekła, żeby mógł zło uczynić i wrócić z grzesznymi duszami, co na powrót ciało otrzymają, żeby było co do garnka włożyć, a wygnanemu, by odrosło wszystko.

 

*

Pech, nie pech, chciał, że Diabeł Poczciwota, na dziewkę urodziwą od razu trafił, gdy na Ziemi wylądował. Całe piekło mu wnet zasłoniła, swoimi wdziękami. Płocha też nie była, mimo że brzydactwo przed nią stało. Na domiar złego, to ona jego kusiła, a nie on ją. Rozedrgany piekielnie diabeł, nie wiedział, co ma czynić. Na domiar dobrego, miłosierna nawet była, patrząc na takiego pokrakę. Jej dobro zaczęło omotać czorta.

 

Czort z tym, jęczał szlachtowany miłością, ale nic nie mógł poradzić. Najpierw czarna sierść zaczęła wypadać i na jej miejscu, wyrastały białe pióra. Następnie twarzyczka szpetna, zrobiła się ładniusia i tak męska i cała reszta też, stanęła na wysokości zadania, a na końcu wyrosły skrzydła. No – rzekło dziewczę. – Wypisz wymaluj anioł. Na dodatek przystojny jak diabli. I wtedy wspomniane dziewczę, poczęło się przemieniać w diablicę, chociaż nie z piekła rodem. Lecz cóż z tego, skoro Diabeł Poczciwota, już był zakochany jak diabli. Zatem żyli długo i szczęśliwie, z pewnymi wyjątkami, z uwagi na które, przechodzimy do następnego akapitu.

 

*

— Kogo tam diabli niosą? –– warknął Don Lucy, po czym mruknął do słuchawki: włazić!
–– Szefie, to ja. Nie mogę wejść. Dzwonię z Ziemi.
–– Ile dusz?
–– Na początku było fajnie. Ja aniołem, ona diablicą. Wyzerowało się jakoś. Znośnie było. Ale później… przecież nie mogłem takiej  brać… no wiesz Don Lucy… dla dobra piekła… mogłaby…
–– Co ty chrzanisz?
–– Nic. Chociaż zgłodniałem.
–– Jakie zero. Ty jesteś zerem. I jaki anioł i jak diablica.
–– Wróciłem do poprzedniego stanu. Już wolę być kaleką w piekle, niż aniołem na Ziemi. A poza tym, do wielu nie pasowałem. Nie tylko do niej. Tu czasami jest gorzej niż w piekle.
–– Nonsens! Tyś choryś. Przyznaj się. Masz gorączkę i bredzisz. Wracaj, bo tylko wstyd czeluścią piekielnym przynosisz.
–– Dzięki, Najciemniejszy z ciemnych.

 

*

–– No i co pan sądzi?
–– No cóż… bądźmy dobrej myśli.
–– Pana zdaniem,  taka terapia dialogowa zadziała?
–– Sądzę, iż  może oczyścić umysł.
–– Miałbym pewne wątpliwości, natury…
–– Diabli z tym! I proszę mi mówić: doktorze Don Lucy, do diabła!

 

*

–– Jak sądzisz. Naszym profesorom, to pomoże?
–– Diabli wiedzą.
–– Zapytamy?

 

*

Itd...

 

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...