Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Za późno


Rekomendowane odpowiedzi

– Dlaczego cię to spotkało? – szepnęła, stojąc nad grobem.

Patrzyła na zdjęcie uśmiechniętego blondynka.

Nie wyglądała już, jak kiedyś. Była wychudzona, prawie same kości. Miała podkrążone oczy, tłuste, zaniedbane włosy i twarz na zawsze pozbawioną uśmiechu. Wiedziała, że na dzień bez cierpienia będzie musiała długo poczekać, o ile taki w ogóle się zdarzy. Tydzień było hucznie w mediach, dwa tygodnie ludzie ją pocieszali, ale potem i tak została z tym wszystkim sama.

Nie wiedziała, jak długo jeszcze to zniesie.

Przejechała łagodnie ręką po zdjęciu synka i złożyła mu życzenia urodzinowe. Kończył właśnie jedenaście lat.

 

***

 

– Nic pani nie widziała, jak wychodziła do sklepu? – zapytał policjant.

Nie przestawała płakać. Próbowała wydusić z siebie słowa, ale nie potrafiła.

– Moje kondolencje – dodał sąsiad, który znał ją ze studiów, ponieważ kobieta pracowała w dziekanacie.

Pogrążyła się w myślach. Słyszała śmiech swojego synka i przekręcane słowa. Widziała jego uśmiech, koszulkę z Robertem Lewandowskim, którą często brudził czekoladą i poobdzierane kolana po podwórkowych zabawach. Zaczęła żałować, że okrzyczała go ostatnio za nieposprzątany pokój, tym razem przed spaniem nie dała mu buziaka i przełożyła kino na następny tydzień.

Ale najbardziej tego, że nie było jej z nim w tamtym momencie.

 

***

 

Chłopiec spał, przytulony do misia. Śnił o tym, jak gra na boisku i zdobywa bramkę. Na twarzy pojawił się lekki uśmiech. W rzeczywistości był małym, chudym chłopcem i warunkami fizycznymi nie dorównywał rówieśnikom. Stąd też rzadko udawało mu się dobrze grać, choć od dawna było to jego marzeniem do którego nieprzerwanie dążył.

Mama zawsze mu kibicowała, choć na piłce nożnej w ogóle się nie znała. Miał tylko ją.

Ścisnął mocniej misia. Właśnie biegł po boisku, jeszcze szybciej niż wcześniej. Była szansa na kolejną bramkę.

Nie wiedział, że właśnie czyha na niego śmierć.

 

***

 

Rosły mężczyzna zmierzał do nieświadomego niczego, bezbronnego dziecka. Czuł gorąc, rozpływający się po ciele. Wiedział, że jest sam i nikt mu nie pomoże. Minął przedpokój, potem kuchnię, kierując się wprost do jego pokoju.

 

***

 

– Czyli mówisz, że masz wyrzuty sumienia?

Zapadła chwilowa cisza.

– Tak, mam… On miał przed sobą całe życie… Ta dziecięca twarz na pewno zostanie ze mną na zawsze…

– Wyjaśnisz, co teraz czujesz? Skąd się wzięły? Te wyrzuty sumienia… Opowiesz o tym?

Mężczyzna napił się wody i odchrząknął.

 

***

 

Tłum oczekiwał na dobre wieści. Na ich czele stała przerażona matka. Nie dopuszczała do siebie myśli, że może stracić Kamilka.

Ludzie ją pocieszali, mówiąc, że będzie dobrze, ale żadne słowa do niej nie docierały.

Czuła, że mdleje, ale nie mogła do tego dopuścić. Musiała go zobaczyć. Całego i zdrowego. Kucnęła i nerwowo ściskała kurtkę. Oddychała ciężej. Serce biło coraz szybciej.

W końcu ich ujrzała. Strażak wyniósł z płonącego domu jej syna. Niósł go na rękach, nieprzytomnego. Zetknął się z jej wzrokiem. Jego wyraz twarzy mówił wszystko. Wstała i zaczęła biec w ich kierunku, ale mężczyzna zmierzał z chłopcem do ratowników. Bez pośpiechu.

– Co z moim synem?! Kamil! – krzyczała wniebogłosy.

– Bardzo nam przykro... Nic nie dało się zrobić – powiedział ze smutkiem ratownik, gdy kobieta była obok nich.

Poczuła, jak robi jej się słabo. Mężczyźni przytrzymali ją, aby nie upadła. W tle słyszała przerażone krzyki ludzi. Skierowała wzrok na strażaka. Wpadła w furię. Płakała i krzyczała, że to jego wina, że to ich wina, że przyjechali za późno.

Próbowała rzucić się na mężczyznę, ale mocny uścisk ratowników nie pozwolił jej na to.

Reszta słów przypominała bełkot. Całkowicie poddała się rozpaczy i skuliła na ziemi.

Strażak bez słowa odszedł i zniknął wszystkim z pola widzenia. Za maską gazową kryły się łzy.

 

***

 

– Wiesz, że to nie była twoja wina? Jesteś prawdziwym bohaterem. Robiłeś wszystko, co w twojej mocy – powiedziała dziennikarka.

– Ale to nie zmieni faktu, że się nie udało. Nie zaspokoi mnie to. Zawsze będą pojawiać się myśli, że gdybym może był tam szybciej, a może gdybym tam akurat przechodził… ten chłopiec by żył. Nigdy nie zapomnę wzroku tej matki, która jeszcze kilka sekund wcześniej miała nadzieję, czekała na dobre wieści… Takie historie zawsze zostawiają ślad na psychice. Wiem, że… zrobiłem tak naprawdę wszystko, co mogłem, ale…

Mężczyzna głęboko odetchnął.

– Myślę, że do takich rzeczy nie da się przyzwyczaić. Mam ochotę czasem rzucić to w pizdu… Przepraszam za wyrażenie.

– Nie krępuj się.

– Troszkę się powtarzam, ale jeśli miałbym coś powiedzieć przyszłym lub początkującym strażakom i w ogóle nie tylko strażakom, ale ratownikom, tym, którzy odpowiedzialni są za ludzkie życie... to wiedzcie, że czasami nie wygracie z czasem, choćbyście nie wiem, co robili. Takich historii są miliony. Każda równie bolesna. Ale myślę sobie, że gdzieś kiedyś czeka tam na mnie człowiek, któremu będę mógł pomóc. Ta właśnie myśl dalej mnie tu trzyma...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Somalija ...A tak sobie chciałem coś starszego u Ciebie przeczytać. :)
    • @Somalija Zwykle nie lubię spoilowania, ale tutaj bardzo pomaga tag, którym podpisałaś wiersz.
    • jest dość nieprzyjemnie, wręcz ordynarnie pokacowo, klimat w pokoju schnie na wiór. siedzę na bezwódczu i czuję, jak przenikają mnie szybkopędne obrazy.   na przykład taka wiewiórka, niemal do reszty wjeżdżona w asfalt. tylko ogon jako tako się ostał. i falowała ta martwa kita, poruszana pędem powietrza, gdy przetaczały się obok i nad nią, auta.   znowu wizualizuje mi się dzieciństwo. zarazem chcę pełni dorosłości. takiej bez trzymanki i na chama.   o, ludzie się schodzą. cali z powietrza. deszyfranci  moich kolorowych wizyjek, niewidzialni przyjaciele, panie o małpich twarzach jak u Bukowskiego,  prawilne ziomeczki w szmizjerkach.   parytety – do parteru! niech tylko ksobne się liczy, dreszcz leci z absurdalnie wielką prędkością przez trawione gorącem ciała.   musi być agresywniej i z głębi, jakby markiz de Sade,  siedząc na plecach Walaszka, pisał scenariusz nowego  odcinka Matysiaków!  abyśmy wydobyli z wnętrz całe pokłady pozornie niespajalnego, cisnęli sobie w twarze bryłkami tego urobku!   parę złych wiadomości: dziecko zaczęło rosnąć  w oku naszej wspólnej koleżanki. trzeba je wybrać,  ranę przemyć tequilą lub octem. jeden z kumpli  wspominał coś o zdolności kredytowej,  WIBOR-ze. no i się doigrał.   musimy mu przyszyć do głowy kolorową  czapeczkę ze śmigiełkiem (widziałem takie  u dzieciaków na amerykańskich filmach) i zamknąć gnojka w jednoosobowej kapsule  (nie wiem, skąd wziąć! może zrobimy z toi-toia!),  aby posiedział sam ze sobą,  nauczył się szczeniackiego egocentryzmu.   a tak poważnie: nic nie trzeba. kruszą się ściany,  pęka strop tej dyskoteki. nawet mżawka podeschła. ostatnie strugi, ciurkotliwie ściekające z fal  eternitu, niosą powtarzający się obraz:  ja mozolący się nad listem, który zamierzam  wrzucić do butelki. i cisnąć nią  w rozkołysaną przestrzeń.   ja pochylony nad kartką, o głowie rozpłaszczanej przez zwały piachu nasuwające się na skronie.  
    • @Kasia Koziorowska Super    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • Kawał dobrej Poezji. :) Dołączam pozdrowienia.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...