Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Chytrze mi posłał armatnie mięso
Byłych miesięcy złośliwy sierpień.
Intrygant - wiedział, że wciąż nie cierpię,
Kiedy mi w skwarze do września tęskno.

Że tak ciepłego deszczu nie zbieram
W kołnierz - i but mój tak nikłe błoto
Wydrwi - ja skórę chłodnym wyrokom
Poddam - lecz jeszcze nie dziś. Nie teraz.

Muszą zielone zerwać się stryczki,

A gdy pośmiertne odprawią gusła,
Rad będę ledwie na nogach ustać,
Pomiędzy swoich idąc - do liści.

 

 

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Druga strofa to bezpośredni dalszy ciąg pierwszej. Może faktycznie lepiej było zatem pierwszą zakończyć przecinkiem.

Ci "swoi", w momencie ujętym w wierszu, akurat spadają na ziemię, żeby tam zgnić - typowy romantyzm w moim wydaniu ;]

Zdumiewa mnie, że ktoś poza mną widzi w ostatniej strofie przytulność, ale to jak najbardziej pozytywne zdumienie.

Bardzo dziękuję!

No cóż, wiersz powstał właśnie u schyłku lata. Tytuł był pierwszy i "spowodował" wiersz. Parę miesięcy temu internet biegało zdjęcie kalendarza, z którego kartki wyrywane były w taki sposób, że ich skrawki, które nie zostały wyrwane do końca, nałożone na siebie, układały się w "cierpień". No przecież wobec takiego hasła nie mogłem przejść obojętnie. Nie ja! ;P

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez error_erros (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dziękuję! Ja również jestem zadowolony z tej stryczkowej metafory. Choć może nie jest jakoś specjalnie oryginalna, jeśli spojrzeć na ogół metaforyki, z jakiej korzystam... :P

Opublikowano

@error_erros Aż kusi wyobraźnię, żeby stworzyć nowe nazwy miesięcy. Piękny tytuł, bardzo zdziwiłabym się gdybyś nie chciał wykorzystać. Najbardziej podoba mi się ostatni wers; nieważne zgniłe liście czy coś innego, ale iść pomiędzy swoich brzmi jak piękny finał. 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nie mogę się nadziwić, ile pozytywnych odczuć budzi końcówka tego wiersza, mimo że dotyczy upadku, może nawet ostatecznego. Nie, żeby mnie to nie cieszyło ;D

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Buch!    Rach!   Ciach!   Maszyna  Czy strach?   I życie ukryte  Za zasłoną świadomości    Bo czas nie ma  Dla nikogo litości    Gdy pędzi za nieznanym 
    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
    • Na to mam ton.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...