Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Wersja wydłużona

 

 

✫*゚・゚。.☆.*。・゚✫*

sernik był chory
i sflaczał deczko
przyszedł makowiec
wspomóc piosneczką

 

zgrzytał mamrotał
strzelając makiem
że sernik skwaśniał
słuchając  takiej

 

i było mu gorzej
nie wrócił do zdrowia
jeszcze się bardziej
on rozchorował

 

wtem  ciepła przyszła
z grzybem kapusta
by z tej niemocy

jego wyłuskać

 

wnet na rodzynki
rzuciła głąba
deczko wyzdrowiał
bo musiał sprzątać

 

niby ktoś szczeka
to cukier pudel
jest prawie pieskiem
prawdziwym cudem

 

barszczyk z uszkami
kluchy i maki
pierwszy raz świadom
dziwności  takich

 

suszona śliwka
wielce zmartwiona
bo jej przybyło
zmarszczki od wczoraj

 

żółta cytrynka
co taka zmyślna
wskoczyła na owoc

i zmarszczka znikła

 

gdzieś pomarańcza
wciąga banana
małpka z karmelu
w niej rozkochana

 

biała do chrzanu
szaleńcza nawet
jest kiełbasą
dziś w czekoladzie

 

szynka różowa
ze świnki dupki
spojrzała tłusto
on zimny smutny

 

hycnęła żwawo
nakryć plasterkiem
placek wędzoną
zyskał  kołderkę

 

smęcił karp ryjkiem
tam i z powrotem
bo mu pieczenie
wylazło bokiem

 

zachłanna kaczka
wciągnęła żary
teraz spalony
ma kuper cały

 

chichrał się trzęsąc
wesoły galart
a ona jemu
tyś miękki palant

 

ubaw po pachy
rzecze karp mokry
aż skoczył z tego
w sumie przez płotki

 

pan sernik widząc
o czym jest mowa
wyrósł od razu
całkiem wyzdrowiał

 

będąc świadomym
co tekst zawiera
śmiał się jak  głupi
owszem do sera

 

tak mu wszak było
słodko i rzewnie
że aż makowca
wchłonął piosenkę

 

tylko babuszko
gdera wytrwale
od bezuśmiechu
ma wciąż zakalec

  ✫*゚・゚。.☆.*。・゚✫*

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Nie jest, tylko mało spałam. Wiesz, moje myśli na noc ubierają szpilki, takie z metalowymi końcówkami i ganiają się. Nigdy nie zakładają kapci, zegar też nie - ale zegar jest do wytrzymania. Teraz piję kawę, dam radę, a jak nie, to zasnę na klawiaturze :)
    • @Alicja_Wysocka niech Ci nie będzie smutno :) Proszę.
    • @Migrena Ależ nie gniewam się, Czasem jest mi smutno i przykro, ale gniewać się nie potrafię, no może godzinę, dwie... Dobrego dnia :)
    • Złota klatka nie tylko dla ducha.
    • Mają po pięćdziesiąt lat i czarne dziury w oczach – nie patrzą, tylko wciągają rzeczywistość jak ssąca rana po niedokończonej modlitwie. Ich dłonie – puste łuski po chlebie powszednim, ich kręgosłupy – barykady z kości, po których przejechały wszystkie reformy jak czołgi bez hamulców. Mieszkają w sarkofagach z kredytu, gdzie wilgoć skrapla się jak wstyd, a lodówki milczą jak świadkowie koronni biedy. W kuchni – Jezus spuszcza wzrok. Nie potrafi zapłacić za gaz. Ich świętość – to odmówienie obiadu, herosizm – to czekanie w kolejce do kardiologa dłużej niż Mojżesz czekał na deszcz. Są rżnięci – bez znieczulenia, przez państwo, co ma twarz mównicy i ręce kata. Z każdej ich rany wypływa formularz. Krew zamienia się w akta. Marzenia – wywożone są na wysypisko razem z obietnicami z ulotek wyborczych. Ich oczy – śmietniki reklamy, na ekranach telewizorów bez dźwięku leci kabaret – posłowie śmieją się z własnych podwyżek. Ich kolana – klęczą pod ciężarem zakupów, gdzie margaryna kosztuje więcej niż godność. Miłość? To kanapka bez szynki, cisza między dwojgiem ludzi, którzy nie mają siły mówić. Ich ciała – mapy skreśleń i guzów. Ich dusze – grzyby po Czarnobylu, niby żyją, ale do niczego się nie nadają. Rząd ich nie widzi – rząd liczy. Kościół zbiera na dach, a Bóg kąpie się w ciszy i nie odbiera. Listonosz przynosi tylko mandaty. Listy umarły. Marzenia zdechły na poczcie. Ich dzieci – wyemigrowały do snów, gdzie lekarka mówi „dzień dobry”, a nie przelicza człowieka na ryczałt. Tu – trzeba umierać według grafiku, bez bólu, bo nie ma już morfiny. Bez świadków, bo pielęgniarki płaczą w kiblu między dyżurami. Ich serca biją jak młotki sędziowskie w sprawach o zaległości czynszowe. Ich wolność – to przerwa na fajkę między tyraniem a zdychaniem. Ich nadzieja – konsystencja oleju silnikowego. Zgęstniała. Lepi się do palców. A mimo to – idą. Z oddechem jak para z ust zimą, z kieszeniami pełnymi paragonów napisanych krwią portfela. Idą po chodnikach z gówna i betonu, po Polsce, która udaje, że jest państwem. Ich skóra – atlas zmarszczek po wszystkich rządach. Ich języki – zapomniały słowa "godność". Zostało tylko: „proszę”, „błagam”, „czekam”. Ale czasem, w ciemnym lusterku tramwaju, za warstwą kurzu, żółci i łez, widać coś – nikły błysk, iskra pod popiołem. Jakby ktoś tam w środku jeszcze miał zęby. I trzymał je – na potem.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...