Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

22.12. 2082

 

Dzisiaj był ciekawy dzień. Tylko nie wiem, czy mogę go zgodnie z prawdą opisać. Bo dzisiaj byłem, a właściwie byliśmy z koleżanką w takich niepopularnych, nawet powiedziałbym, nieprawomyślnych miejscach, że głowa boli. Ale ok. Napisze szczerze jak było. Nie będę zwracał uwagi na społeczną poprawność. Przecież nic mi nie grozi. Odkąd oficjalnie ogłoszono harrarizm, nie ma już żadnych kar za poglądy. Ludzie sami wiedzą, jak mają myśleć. Dlatego nie trzeba ich karać, bo wszyscy myślą “dobrze”. Nawet jeśli to jest dla nich koniec, na przykład eutanazja dla depopulacji czy przedłużona aborcja ich dzieci. Nawet jeśli ich boli, to zrobią wszystko dla korpo czy dla Planety. Ale do rzeczy. Zaczęło się od dyskusji w pracy.

Koleżanka, Marta to osoba uduchowiona. Jest w bliskim transcendentalnym związku ze swoją totemiczną triadą. Mówi, że poprzez nią utrzymuje kontakt z Matką Ziemią. Ja do tej pory nie zdecydowałem się na żaden rodzaj duchowości. Ale o tym w naszej społeczności można mówić bez obawy. No więc Marta, zaczęła opowiadać o jakichś innych wymiarach, że podróżujemy do nich po śmierci. A niektórzy potrafią tam się przenosić nawet za życia. Na przykład ona, była widziała i tak dalej. Trochę się z niej śmialiśmy. W odpowiedzi odgryzła się.

- Macie mnie za świruskę. Jak dzisiaj po pracy pójdziecie ze mną, to zobaczycie prawdziwych świrów. Nazywają siebie chrześcijanami.

Chętnych do tego wyjścia było mało. A właściwie, to tylko ja. Było już ciemno. Pojechaliśmy na hulajnogach do najbiedniejszej dzielnicy na Pradze. Było tam tak ciemno, że mój chip przechodził czasem w tryb nokto. Dotarliśmy do jakiejś zasikanej bramy. Zostawiliśmy nasze pojazdy przed wejściem do  piwnicy. Marta już tu była, więc trzymałem się za nią. Przez wąski korytarzyk, przeszliśmy do całkiem przestronnego, piwnicznego pomieszczenia. Już w korytarzu słychać było ludzkie głosy. A ja wyczułem zapach tłumu. Mam dobry węch, który czasem jest błogosławieństwem a czasem przekleństwem. Tłum pachnie raczej słabo.

A ten wyjątkowo śmierdział. Ale się nie dziwiłem, byliśmy w najbiedniejszej dzielnicy. Ludzie pewnie też nie byli tu najbogatsi i chyba niezbyt często się myli. Pomieszczenie w kształcie absydy. Pomieściło około 100 osób. Na środku stał jakiś brodaty, około pięćdziesięcioletni jegomość i grzmiącym głosem, ja powiedziałbym “uroczyście” przemawiał. Tak, to byli chrześcijanie. Czytałem o nich, kiedyś była to jedna z wiodących religii. Szkoda, że nie byliśmy od początku.

-Im mniej byle jakich chrześcijan, tym lepiej. Skończyły się komunie bez wiary w Chrestosa, śluby na pokaz i chrzty dla rodzinnej imprezy. Skończyły się też fałszywe powołania kapłańskie. Teraz mamy Kościół, w którym są ludzie świadomi piękna swej wiary w Boga.

    Jeszcze coś mówił o jakiejś czystości (ciekawe dlaczego ten tłum tak śmierdzi), oraz o ofierze i poświęceniu jakiegoś Chrestosa. Nic z tego już nie rozumiałem. Potem jeszcze wszyscy śpiewali a później dzielili się jakimiś chlebkami. No i po cichutku, powolutku wszyscy wyszli. My też. Od razu pojechałem do domu, spadł pierwszy śnieg i musiałem uważać. Nie miałem okazji nawet porozmawiać z Martą. Ale tam w tej piwnicy, zrobił na mnie wrażenie taki podniosły klimat tej imprezy. A jak jedli ten chlebek, to czułem się jakoś dziwnie. Muszę zdobyć trochę informacji na temat tego Chrestosa.

Edytowane przez Rolek (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @andrew

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Najwyżej byłam w Tatrach (nie licząc wysokości nad Oceanem Atlantyckim - przelotem) Ale tutaj, na ziemi, obok innych ludzi, też można zamarznąć. Dzięki :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Prawda, nie można cofnąć czasu, ale może on nas czegoś nauczyć i to pomoże nam w przyszłości - i chyba w ten sposób rozumiem drugi zacytowany wers.
    • @Berenika97 Gusta są tym, co potrafi nas pięknie różnić. Dziękuję za wycieczkę, mnie urzeka  Claude Monet. 
    • impresja narodowa długo i z radochą błotnili się w tej swojej pieczarze. dobrze im się tam wiło, poczciwie. aż tu – jasności się zachciało, stolictwa. podchlapali się więc, piąte przez dziesiąte, w nieco świetlistym strumyku, pooddrapywali z kufająt płaty brudu – i hajda! – zdobywać serducho kraju! wyfircykował się, jeden z drugim, wykrochmalił gardło, aż ledwie głos mógł wydobyć. nacierała owa czeredka z ambitnym zamiarem: obsiąść zamek! i pałac! każdy, jaki się tam napatoczy! królem tam zostać albo co najmniej wiernym służalcą! ledwie za plecami znikł znak drogowy z nazwą miasta, patrzą, a tam: uuu, żałoba w pełni. z Wisły wyłowiono martwą syrenę. bez miecza i tarczy, za to w stanie zaawansowanego rozkładu. łysą, bo loki już dawno musiały się odsklepić, spłynąć hen, w skandynawskie fiordy. czasy chyba się dokonały, gołąbek apokalipsy, dotąd uważany za kryptydę, albo co najwyżej za potulne zwierzę kruchciane, właśnie się materializuje w otoce makabry! oj, tylko patrzeć, jak  abortowane dzieciątka powrócą niczym Walkirie, z mieczami i w zbrojach, by siec skrobaczy, a z gejów, za karę, zaczną wychodzić jadowite mamby! może nawet sam Jan Paweł odrodzi się jako grająca sentymentalną nutę pozytywka-Wernyhora albo przynajmniej pod postacią gorejącego krzaczka, palącej się i rozgadanej z emfazą porzeczki. pęczniało na transparentach i w ustach. rosły oczekiwania, dudniły radiowe głośniki, szczekały ambony. aż tu, przy fałszu fanfar, z odmętów wyczłapał, pokryty łuską, towarzysz Bierut. rozejrzał się niewidząco, po kociemu zwinął w kłębek. nie zionął ogniem, jak się spodziewano, nie cuchnął, o dziwo, siarką. zalatywał nieco czosnkiem, ale to chyba żaden złowróżbny omen, zapowiedź wytęsknionej hekatomby. nowoprzybyli, z kwaśnymi minami, zaczęli na powrót okrywać się błotem, wcierać w siebie mokrą glebę. sarkali, że chromolić taką miejskość, co tylko uwiąd i rzędnięcie min powoduje. że lepiej wrócić pod włosy swoich kobiet, w bezpieczny, cichy puch. dołączyło do nich paru równie rozczarowanych stoliczan.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...