Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Zakamarki umysłu


Nemo

Rekomendowane odpowiedzi

ZAKAMARKI UMYSŁU 

 

 

W mroku zasiadam

nad szarości kartką

rozjaśnianą ognia czerwienią

w półmroku nocy

Poza kręgiem światła 

Coś tam się porusza

Nieznane !

Nienamacalne !

złem emanujące

przeklęte 

przez Boga i ludzi

wyciąga do mnie swe szpony

pragnie mej duszy

lub ciała 

łaknie bliskości fizycznej

by splugawić duszę człowieczą

żądzami 

które są w nim

umacnia je, siłę im daje

by w ciemność wkroczyła

KUSI

obrazy dziwaczne przedstawia

ludzkich pragnień

głęboko ukrytych, przed światłem

co zwykle na dnie duszy leżą

przyczajone 

by w chwili słabości

zapanować nad nami

i rozkoszy nieskończonej 

spełnienia obiecują 

marzeń ukrytych, pragnień,

GWAŁT !

MORDERSTWO!

BOGACTWO!

Świat oczy przed tym zakrywa

lecz to jest w nas, 

ludziach... ...

................................

I wszedłem

w krainę poza światłem

w ciemność złudzeń

i ujrzałem krainę

ciemności światłem wypełnioną

kwintesencja zła

odkryta

a jednak w umysłu mroku 

niewidoczna

I wstąpiłem 

na ścieżkę 

prowadzącą mnie 

wśród ukrytych 

umysłu ludzkiego zakamarków

Ma droga 

jakże mi obca

a jednak tak dobrze znajoma

prowadzi prosto

lecz w jednej chwili zakręca

i gubisz kierunek

i błądzisz

wśród życia dróg

miłości droga

inna gniewu

radości i szczęścia 

nienawiści

na drodze mej

martwe kikuty rąk

obciętych istotom 

co kiedyś ludźmi były

lecz teraz służą za strawę

demonom umysłów naszych

Idąc, w tej martwej krainie

stąpałem po ludzkich głowach

przeklętych i błogosławionych

lecz równych teraz 

wobec zła 

które uczynili

ludziom innym

i sobie...

...........................................

W krainie tej

potwory wszędzie były

są one we mnie

i szepczą złe słowa

wiedzę zakazaną 

której znać nikt nie powinien

prowadzą ścieżkami 

pod niebem bez gwiazd

mroczną poświatą wypełnionym

Czym ona jest ?

Ta kraina 

Przez Boga opuszczona

Tam są zaklęte

zastępy świętych

co nimi być przestali

bo własnym żądzom się poddali

A wokół mnie 

martwe oczy 

na mnie patrzą

martwą duszę 

we mnie widzą

Śmierć

jest dla nich przyjacielem

życie 

wrogiem... 

żywota tak spragnione

wysysają z ludzi radość

i szczęście 

i piękno

i miłość

pustkę istnienia zostawiając

martwą choć żywą

chodzisz w niej

mówisz

oddychasz

lecz myśleć nie możesz

bez duszy

obojętnie martwy

tolerancją to nazywasz

..................................

 

idę dalej ścieżką moją 

ludzkimi przysięgami wybrukowaną

niespełnionymi obietnicami

słowem nie dotrzymanym 

dzieciom małym...

ukochanym...

a wokół mnie tańczą 

istoty te

nie z tej płaszczyzny istnienia

na nas żerujące

pożerają nas za życia

a my im w tym pomagamy

a wokół mnie pustynia

szara 

wietrzna

ciemna

i NIC... 

to słowo pustki nie oddaje 

jaka roztacza się wokół 

czuję jak wiruje horyzont 

we wszystkich kierunkach równocześnie

kolor krwi przelanej

ludzkiej

a po chwili w czerń się zmienia

którą w grobie ujrzeć można

gdy cię żywcem pochowają

skupiam wzrok

w jednym miejscu

lecz nie mogę

widzę jak horyzont

zasad ludzkich 

się rozpada

nie ma stałości 

wszystko jest względne

ruchome 

jak ludzkie zasady...

przyjmowane, gdy są odpowiednie

........................................

Właściwie to nie wiem

czy idę, czy pełznę na brzuchu 

niczym gad oślizły 

czy latam bez skrzydeł

a może spadam raczej 

ze szczytów człowieczeństwa

na dno zezwierzęcenia 

istotom poddany

szarpią mnie, i ciągną

coraz szybciej i szybciej

zawrotne tempo 

już nic nie jest w stanie mnie zatrzymać

w mych uszach krzyk

wrzask upiorny 

z lamentem miesza się 

czas zdaje się nie płynąć 

śmiech brzmi !

czasu już nie ma 

jest jego złudzenie 

co ludziom potrzebne

do oszukiwania samych siebie

powietrza strugi 

które powietrzem nie jest

biczują me ciało udręczone

staczam się w szaleństwo

a obok wirują 

oczodoły puste

tułowie bez głów 

kadłuby z głowami tylko

wnętrznościami obwieszone

niczym girlandami choinki świąteczne

słyszę ich brzęk

łańcuchów piekielnych

dusze wiążące 

i piękne ciała kobiet

i mężczyzn

tak boskie prawie...

lecz gdy ujrzałem ich oczy 

zwierciadła ich duszy

jarzące się ogniem nienawiści

do wszystkiego ...

co żyje...

oddycha i kocha

tak nieludzkie

niszczenia pałające żądzą 

pogrążenia ludzkości

we krwi odmętach

by świat miał kolor purpury i czerni

a z ciał co martwe będą

pałac o wieżach strzelistych 

chcą stworzyć

na śmierci chwałę

i grzechu

co w nim znajdzie swą siedzibę

................................

Spadałem... 

na dno rozpaczy 

pokryte mułem zapomnienia 

w którym się pławią 

ludzkie wartości i ideały 

wpadłem w to błoto 

oblepiło me całe ciało

zamykając oddech mój

w kleszczach stalowych 

niepamięci ...

o zasadach...

które człowieka tworzą

I wyciągnęły się do mnie ręce

by mnie pochwycić 

szarpią mnie 

ciągną i wleką

po błotnistej powierzchni 

istnienia świata

nierzeczywistego

dokąd?

Krzyczę ! ! ! 

a głos mój 

niczym kwiat przedwcześnie zwiędły 

zamiera

z przerażenia?

Rozkoszy cierpienia?

A może braku odniesienia?

Lecz widzę tam punkt

Stałości oazę

Co postać przyjmuje budowli

NIE!!!

To pałac 

twierdza na kresach istnienia

świat się tu kończy 

a zanim

już tylko pustka

nieskończoność nicości

zbliżam się do zamku tego

widzę mury 

z kamieni, co nie są nimi

kształty ich mają

ogromne, potężne 

lecz w środku...

widzę ...

kobietę i mężczyznę 

razem złączonych 

w namiętnym uścisku

nadzy 

ruszają się!

On nóż wyciąga

tnie, szybko

krew na niego płynie

kielich nastawia 

krew spływa do niego

w półmroku nocy

pije ją 

z nieskończonym cierpieniem 

na twarzy pisanym

musi to robić

by móc żyć

nie wie 

że karą to jego jest 

zabicie ukochanej

dla krwi jej 

co zatruta jest

i odnowa scena się powtarza

lecz jakże odwrotnie

teraz ona nóż wbija

w niego

dwoje ludzi 

kochających ponad życie

zaklęci w kamieniu 

po kres czasu

nie znajdą odkupienia

win swoich

choć je tylko 

w myśli popełnili

i sami ból ten

zadają sobie 

żyjąc razem jeszcze 

w realnym świecie...

...................

patrzę dalej miliony kamieni 

miliardy cierpień

zadanych za życia

piekło na ziemi 

w umysłach naszych

ukryte głęboko

udręka wieczna

codzienna 

kamienie te złączone zaprawą 

tak mocną 

starą jak świat

co silnie łączy

KŁAMSTWO ....

To odwieczne spoiwo 

Ludzkiego istnienia 

nieprawości 

mileniów cierpienia

ludziom zadawanego

w chwilach szczęścia

by ściągnąć ich 

ze szczytów radości 

do poziomu nicości

gdy zawiść czujemy

i rozkoszy dreszcz

ból zadając 

szczęśliwszym od nas

by razem z nami cierpieli

pomroka kryje nienawiść

zatruty spaczony kwiat

ludzkiego umysłu

ten brak prawdy 

spoiwem jest tego świata 

nie tylko tej budowli

z kamienia grzechów

w myślach czynionych...

...................

przede mną brama 

przeogromna chmur sięgająca

tak mały się wobec niej zdaję

podchodzę, dotykam

patrzę 

zimna stal się to zdaje

lecz słyszę 

Ta brama wyje!

Krzyczy głosem niewinnych

zamordowanych 

wrzask co nikt nie słyszał 

tylko oprawca 

tylko ofiara

i nikt więcej 

w milionowym mieście

na świecie co ma miliardy istnień

bo nikt z nas 

nie chciał głosu tego słyszeć

odsuwamy go od siebie

zapominamy...

lecz on jest 

nie ginie 

nie zamiera

wieczny, w nas śpiewa

swoją uwerturę 

swojego strachu

naszej obojętności

bezsilności...

nie chcemy mu stawić czoła

dumni ludzie...

lecz jakże słabi 

gdy świadectwa czas nadchodzi

przeklinamy go 

czego chce on od nas

żyć spokojnie nam nie daje

więc udajemy 

że go nie słyszymy

uszy nasze martwe 

nagle stają się

lecz ten głos 

nie słyszany

coś nam kradnie

z duszy naszej

i umacnia ten świat mroku

poza światła kręgiem...

wbijam dłonie 

w uszy moje

ból mi sprawia nieskończony

głos niewinnych

nie słyszanych 

zostawionych bez pomocy

tam gdzie żaden z nas być by nie chciał

tak tu głośny

jak nie słyszany

w naszym świecie

Lecz po chwili spowija mnie

CISZA...

bezkresna ...

płaszczu przyjmując postać

na mą głowę narzuconą

bym nie słyszał 

tego jęku

ludzkich myśli

przez istotę w białej szacie

wśród ciemności 

tak brodzącą 

by dać ulgę 

i wytchnienie

od cierpienia głosów krzyku

kim jest ona?

rozgrzeszeniem !

udzielanym przez ofiarę

nagle czuję 

ziemia drży 

słyszę mimo płaszcza 

skowyt dusz zastępów

oto DRZWI 

rozstępują się

wnętrze pałac swe odsłania 

przed mym ludzkim okiem

widzę ogień

czuję zimno

słyszę ciszę

chociaż w uszach pełno bólu

wokół mnie istoty

ludzkie i nieludzkie

piękni i plugawi

głupi jakoż mądrzy

wszyscy równi

wobec NIEGO...

na swym czarnym tronie siedzi

przyszykowany z mózgów naszych

na piedestale pragnień naszych

tych ukrytych

przez nas samych

kto to jest?

Widzę 

NIE!

Widzę siebie

lecz wiem !

nie wiem skąd

że inni także widzą siebie

jestem JA

jestem ON

ja nim 

on mną

nie ma prawdy 

lecz to prawda

sam już nie wiem

coś mnie ciągnie

nie chcę iść

widzę dłonie 

te bez ramion

wielką siłę posiadają

pochodzącą 

kompromisów zawieranych

z samym sobą

przy zrywaniu własnych norm

ciągną mnie 

w mnie 

kierunku niego

kiwa na mnie

chce bym podszedł 

czuję strach

czuję obrzydzenie

czy do niego?

Czy do siebie?

Sam już nie wiem

Nagle wstaje 

I podchodzi

czuję nieprzepartą siłę 

która ciągnie mnie do niego

wiem – chcę być nim

lecz ukrywam to 

w konwenansach 

pod nazwą wychowania

tak głęboko 

by ci inni nie wyczuli

bierze mnie za rękę

jak przyjaciela najlepszego 

brata swego

którego długo się nie widziało

uśmiecha się

swym niewinnym uśmiechem

lecz w kącikach ust.

drga zapowiedź 

 destrukcji mej duszy 

i rozumu spalenie

i ciała rozpad 

najgorszych cierpień 

to uśmiech władzy

którą tylko on posiada

której nikt zagrozić nie może 

bo sami chcemy 

by nami rządził

i bez sprzeciwu wykonujemy 

rozkaz każdy 

czy to zabójstwo

czy samobójstwo

kradzież

czy przysięgi złamanie 

czy też wreszcie

kłamstwo w miłości

czy raczej miłość w kłamstwie? 

z zapałem wielkim 

rozkazy te wykonujemy

wydane samym sobie

to my sobą rządzimy

to część nas samych

robi nam to wszystko

o co innych oskarżamy

i jeszcze Te jego oczy 

upiornym blaskiem świecące

widzę w nich 

ogień zniszczenia

lód obojętności

gdy spogląda na mnie

jak gdyby szacował

co jeszcze dla niego mogę zrobić

ile zła 

roznieść po świecie całym 

waży chwilę ...

ocenia ...

i wreszcie werdykt...

.................

skrywam twarz w mych dłoniach

nie czekam łaski żadnej 

i nikt mi jej nie okaże

lecz on 

uśmiech się łaskawie 

swej władzy pewien 

którą sami w jego ręce składamy

prowadzi mnie dalej

do komnat jego zamku 

wiedzie mnie do galerii jakby

pełnej zgiełku i obrazów

żywych czy martwych?

trudno orzec

w głowie się kręci 

od ilości wielkiej nieprawości 

a na samym czele 

grzech nie nazywania grzechem

czynów złych

grzech zabójstwa

że niby w obronie własnej 

a może w obronie koniecznej?

A dalej...

Pijaństwo – to drobna choroba

cudzołóstwo – to takie staroświeckie 

kłamstwo – przecież wszyscy tak robią

O! jakże wspaniałe to czasy !

O! jakże doskonałe obyczaje

gdzie grzech grzechem nie jest 

a prawdę ma się za nic

i wszędzie widzę siebie

me oblicze na każdym z obrazów

Ja? 

Ty?

My?

Oni?

Razem tak myślimy 

A wszystko to przecież takie ludzkie

I nikt nie ma prawa nas oceniać

A ponad wszystkim

Jeden grzech 

W swej wielkiej postaci

Unosi się lekko

Ukoronowanie grzechów

Bóg który jest 

Jest na ziemi 

Jest wśród nas

bóg Pieniądz

bóg Hera

bóg Żądza

bóg...

bóg...

bóg...

bóg...

wielu ludzkich bogów

i brak BOGA...

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...